niedziela, 21 maja 2017

Od June C.D. Alistaira - [...] Nie. Ja na pewno umarłam...

Chodziły plotki o balu... I tak nie mogłabym na niego pójść tańczyć, ale może chociaż posiedzieć, dotrzymać Alarowi towarzystwa. W końcu on zasługuje na oderwanie się od problemów. Stanęłam przed lustrem wciskając się w rurki. Cholera jasna, jakie to utrudnianie ludziom życia...  Z drugiej strony, ładnie w nich wyglądały moje nogi. Miałam nadzieję, że w tym stroju spodobam się... Kiedy to ja ostatni raz miałam takie myśli? A... w dzień wypadku... No tak. Dosyć logiczne. Włożyłam czarną bokserkę i trampki. Miałam wychodzić, kiedy usłyszałam krzyki na korytarzu.
- Niech się pani zatrzyma! Pani nie ma prawa! - nagle drzwi od mojego pokoju się otworzyły. Stanęła w nich dystyngowana, ładna kobieta, w czarnym garniturze...
- Mama? - byłam zszokowana.
- Pakujcie ją - w tym momencie do pomieszczenia wparowało dwóch mężczyzn, którzy zaczęli zabierać moje rzeczy.
- Ej! Zostawcie to! Co ty robisz?! Myślisz, że możesz tak po prostu mnie stąd zabrać?! - krzyczałam, zabierałam mężczyzną, rzeczy, moja matka jak niewzruszony posąg stała i kontrolowała pracę mężczyzn. W końcu upadłam na podłogę, oparłam się plecami o łóżko, a kolana przysunęłam do piersi. - Dlaczego?
- Maryse sprzątając twój pokój, po tym jak wyjechałaś znalazła leki.
- Boli mnie - odparłam.
- Dlatego miałaś u siebie zapas Vicodinu, morfiny i marihuany jak na dziesięć lat?! - krzyknęła, po chwili schowała twarz w dłonie.
- Ja stąd nie wyjdę.
- Kochanie - podeszła do mnie wolnym krokiem, jej obcasy słychać pewnie było na całym piętrze. Kucnęła, naprzeciw mnie i wzięła za ręce. - Poznałaś kogoś.
- Tak...
- On cię zostawi, albo prędzej ty, kiedy osiągniesz dna.
- Nieprawda! - do oczu zaczęły napływać mi łzy.
- Chcę ci tylko pomóc...
- To mnie tu zostaw - przerwałam jej.
- Znalazłam w Szwajcarii klinikę, pójdziesz na odwyk, pomogą ci z nogą.
- Nie dam jej sobie uciąć! Nie porzucę Fantome'a i Alara...
- Kogo? - zainteresowała się.
- Kogoś, kto jest dla mnie ważny...
- Wiesz, że to jedyna szansa dla was? - pogładziła moje włosy. - Odwyk nie trwa wiecznie, ale daje wieczne rezultaty - odwróciła się. Byłam już spakowana, pokój stał pusty. Byłyśmy w nim same. - Idziemy.
- Daj mi chociaż zostawić, dla niego wiadomość - poprosiłam. Westchnęła, ale pokiwała głową. Dokuśtykałam do stolika, z torebki wyjęłam zeszyt i długopis. Wyrwałam kartkę...

Pewnie będziesz wściekły, ale muszę wyjechać. Nie myśl, że Cię porzucam... ja po prostu nie mam wyboru. Chcą mnie zabrać na leczenie, ale wątpię, że ono coś pomoże. Jednak kiedy w moich rodzicach odzywa się instynkt, nie mogę protestować, bo mnie zmuszą, wolę zrobić to o co mnie proszą i jakoś to kontrolować. Chciałam zaprosić Cię na bal, żeby chociaż patrzeć jak tańczysz... mam nadzieję, że pójdziesz na niego beze mnie. Właściwie to musisz się nauczyć żyć beze mnie, ponieważ na odwyku nie będę miała możliwości zadzwonić. Wyjeżdżam do Szwajcarii, podobno wiedzą jak pomóc mojej nodze... Chcę, abyś wiedział, że Ci ani razu nie skłamałam. Jesteś dla mnie ważny i jeśli nie wrócę stamtąd, to przynajmniej zostanę tam z myślą, że ktoś mnie mógł pokochać. Dać szczęście... Pamiętasz jak mówiłam, że mogę umrzeć każdego dnia? Mam wrażenie, że w tym momencie moje serce przestaje bić i przestanie na pewno, kiedy opuszczę te mury... ale muszę spróbować.
Kocham Cię, Alar. Nie szukaj mnie. Tak będzie prościej, stary.
June

Łza spłynęła mi po policzku i spadła na kartkę... Wstałam. Podróż do pokoju nr 12 trochę mi zajęła. Tak jak myślałam, chłopak był na zajęciach, ale zostawił otwarte drzwi. Podeszłam do biurka, na którym położyłam kartkę... Będzie mi brakowało jego uśmiechu... jego całego.
Wychodząc z Akademii chciałam coś czuć. Ale w sercu miałam tylko ogromną pustkę, jakbym umarła. Nie. Ja na pewno umarłam...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz