Wplotła palce w moje włosy, jeszcze mocniej przyciskając mnie do siebie. Moje dłonie zaciśnięte na jędrnym tyłeczku Marie, przysunęły ją do mnie. Jej dłoni, przesunęły się moi torsie, na plecy. Wsunęła je pod moją koszulkę, wbijając we mnie paznokcie. Język dziewczyny powędrował do moich ust. Jak bardzo mi brakowało tej wariatki... Nagle odepchnęła mnie od siebie, przez co przechyliła się do tyłu. W ostatnim momencie złapałem ją za nadgarstek.
- Co to było?! - zawołałem.
- Mały element zaskoczenia - uśmiechnęła się, wciągnąłem ją spowrotem na murek.
- Pierwsza część bardzo mi się podobała, - wymruczałem jej do ucha - ale druga mogła się skończyć twoją kąpielą w rzece, a to już gorzej.
- Zostałabym miss mokrego podkoszulka - zaczęła rysować kółeczka po moim torsie. - Nie chciałbyś, takiego widoku?
- Taki widok to bym wylał w moim pokoju, albo w basenie, obok domu w którym spędziliśmy pewne wakacje...
- Nie przy ludziach, James - zamruczała.
- A wpychać mi język do gardła przy ludziach, to można? - zaśmiałem się.
- To co innego...
- Tak a co?
- Czułość w moim autorskim wykonaniu - uśmiechnęła się kokieteryjnie. Kiedy uśmiechała się, robiły jej się urocze dołeczki w policzkach. Nigdy za bardzo nie zwracałem na to uwagi, ale w tamtym momencie wydawały się cholernie seksowne... może to chore, ale miałem ochotę je polizać. - Co tak patrzysz?
- Podobno należy podziwiać to, co piękne - uśmiechnąłem się.
- A co to tego basenu... to wolałam nasze mieszkanko - uśmiechnęła się.
- Chyba masz na myśli tą ogromną wannę, w której przesiadywałaś godzinami - wyszeptałem jej do ucha.
- Nie sama przesiadywałam - pocałowała mnie tuż pod linią szczęki.
- Mmm przyjemnie było - ugryzłem ją w płatek ucha, a ona cicho jęknęła.
- Drań - pacnęła mnie po głowie.
- Dla ciebie mogę być każdym... drań też może być, choć wolałbym coś innego - zaśmiałem się.
- A ty tylko o jednym.
- Przy tobie nie mogę o niczym innym myśleć, a szczególnie jak rysujesz mi po torsie.
- Aż tak cię to rozprasza? - zapytała.
- Bardzo, szczególnie, że tak dawno tego nie robiłaś - odparłem smutno. - A to takie przyjemne... niestety.
- Niestety? - zdziwiła się.
- Niestety, bo musimy się stąd przenieść w inne ustronne miejsce, aby to kontynuować.
- A jeśli ja nie chcę kontynuować? W końcu nie jesteśmy razem, nawet się do mnie nie zalecałeś - skrzywiłem się.
- Zwariuję, przez prowokacje panny, panno Saint - odparłem, a ona wybuchła śmiechem. - Powinniśmy iść dalej.
- Dokąd znowu?
- Pragnę odprowadzić pannę ponownie do Akademii. Czy mam na to zgodę? - pokiwała głową, a ja postawiłem ją na ziemi. Złączyliśmy dłonie, po czym ruszyliśmy przed siebie. Pociągnąłem Marie w kierunku wąskiej uliczki. Cała była wyłożona kostką, wznosiła się lekko w górę, przez co wyłożona została w kształcie schodów. Domy z różnokolorowymi drzwiami i okiennicami stały bardzo blisko siebie, wszędzie stały kwiaty, przez co panowała tutaj piękna, świeża woń. W pewnym momencie uliczka skręciła, a zza zakrętu wyłoniła się mała kawiarnia, stworzone na parterze jednej z kamieniczek. Miała ona ogromne okna, zza których widać było przytulnie urządzone wnętrzne, gdzie mieściło się tylko kilka stolików.
- Przy uczyni mi pani zaszczyt i napije się ze mną herbaty oraz zje ciastko w tym oto uroczo wyglądającym lokalu?
- A czy to będzie przyzwoite? - zapytała ledwo powstrzymując się od śmiechu.
- Nie widzę przeciwwskazań. Więc?
Marie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz