czwartek, 23 listopada 2017

Od Zaina cd. Imanuelle

Płeć tego szkieletu to genialne pytanie na biologii. Właściwie to jestem zaskoczony, że jeszcze nikt go nie zadał.
- Jego o zdanie nie pytałaś.
- On na pewno chce zatańczyć - nie zwróciła na mnie większej uwagi, unosząc swobodnie zwisające ręce... jak ona go tam nazwała... Jordana. Albo Jordany.
- Coś kościsty ten twój partner - oparłem się o kraniec jednej z pobliskich ławek i skrzyżowałem ręce na torsie, przez chwilę mierząc się spojrzeniem z mrużącą swoje oczy Imany. Wzruszyła ramionami. Nie wiem czy faktycznie udaje taką obojętną, czy faktycznie wszystko nie ma dla niej znaczenia, ale jeśli chodzi o wyłącznie denerwowanie mnie tym gestem, to jej nie wychodzi. Oczywiście zwracam na to uwagę, ale nie wpływa to na nic - Nie pasujecie do siebie. A jak zaczniesz flirtować ze sztucznymi kośćmi to uznam ciebie za wariatkę - odwróciła się, wydymając dolną wargę. Wyglądała jak przesłodki, mały kociak proszący o odrobinkę zainteresowania.
- Nie mów tak, bo mu smutno będzie - objęła go wokół żeber, kątem oka spoglądając na mnie. Że niby miałem poczynić jakiś konkretny ruch? Bo w tym przypadku nie wiem co mam zrobić. Jedyne co mi przychodziło do głowy to uśmiechać się. Cóż, robiłem to mimowolnie, widząc jej zabawę.
- A mi niby nie? - przechyliłem głowę, delikatnie unosząc ton głosu. Pokręciła głową. Wracamy do czasów przedszkola.
- On jest niezwykle delikatny - zarzuciła mu ręce na ramiona... nie wiem czy to powinno nazywać się ramionami.
- Znowu czuję się urażony - prychnąłem - Nie zaśpiewam dla was, poza tym od kiedy posiadam umiejętność naśladowania instrumentów?
- Paskuda z ciebie.
- I wzajemnie - chwyciłem za jeden z pisaków i podszedłem bliżej - Pomalujemy go... ją... nieważne - otworzyłem marker z niezwykłym entuzjazmem i już miałem przyłożyć końcówkę do białej powierzchni sztucznej czaszki, gdy Imany głośno zaprotestowała, odsuwając go ode mnie.
- Zgłupiałeś? To własność szkoły, w dodatku niezwykle cenny.
- W jakim aspekcie? - uniosłem brew.
- Metafizycznym - uniosłam głowę dumnie do góry i zamrugała parę razy oczami. Lustrowałem jej twarz przez chwilę, co chwila przenosząc spojrzenie na obrany cel. Nie ma mowy bym odpuścił. I tak wystarczająco się poświęcam.
- To mnie powstrzymaj - pochyliłem się delikatnie nad nią z uśmiechem i zanim zdążyła zareagować, zrobiłem pierwszą kreskę - Oj... jaka szkoda. Chyba nie mamy już wyjścia - zrobiłem smutną minę i wyminąłem ją. Cóż... upiększenie własności szkoły chyba nie zalicza się do poważnego przestępstwa. A nawet jeśli, całe szczęście, że kamery są tylko na zewnątrz budynku. Odsunąłem się, patrząc na swoje dzieło. Czegoś mi brakuje. Spojrzałem na Imany, która już mi oświadczyła, że nie zamierza przykładać do tego ręki, a pomimo to, za każdym razem poprawiała mnie. A to brwi nie takie, a to usta inne... no i nadal utrzymywała swoje stanowisko na temat domniemanej płci szkieletu. Nadal twierdziłem, że to kobieta.
- Brakuje mi czegoś... - skrzywiłem się, stając obok niej.
- Talentu artystycznego? - uniosła brwi i postarała się nie śmiać.
- Nie... - pokręciłem głową i zrobiłem czerwoną kreskę na jej policzku - Teraz pasuje - przyłożyła dłoń do policzka i gwałtownie odwróciła się w moją stronę. Na tyle, że odsunąłem się natychmiastowo do tyłu - Tylko pamiętaj, przemocą nic nie załatwisz.
- A kto powiedział, że zamierzam cię pobić? Miałam na myśli ostateczne środku przemocy fizycznej - myślę, że pora zostawić w spokoju salę biologiczną. Biedna pani Rasmussen i tak przeżyje szok. Choć to niekoniecznie musi być ona. Tak czy inaczej, minuta dłużej i sala lekcyjna nie przypominałaby sali.
- Przemoc fizyczną to możesz stosować kotku - wyszczerzyłem się, cofając się w stronę drzwi - Mam nawet idealne miejsce...
- Nie ruszę się stąd - usiadła na ławce i skrzyżowała ponownie ręce na piersi.
- Już wiem, dlaczego nie masz chłopaka... - mruknąłem pod nosem, tak żeby nie usłyszała - Pójdziesz, pójdziesz. Zrobię jedną rzecz i nie będziesz miała wyjścia - spojrzała na mnie z powątpiewaniem. Chyba zdążyłem już ją przyzwyczaić do tego, że nie rzucam słów na wiatr i należy mi wierzyć w takich sprawach. Niepewnie zeszła z ławki i przeszła obok, zwalniając przy mnie.
- Sprawdzimy? - czyżby to było wyzwanie? Uniosłem głowę, patrząc na nią z góry - Przechodzimy do innej sali - nakazała i wyszła.
- Dlaczego wy wszystkie jesteście takie sztywne?
- To ty podchodzisz do wszystkiego zbyt olewacko. Po prostu nasz gatunek jest silniejszy i tyle.
- To obija się o feminizm.
- Powiem ci tyle, że świat bez kobiet byłby nudny - zmierzyłem ją spojrzeniem, przechylając głowę, którą po chwili pokiwałem.
- To prawda. Nudny, ponadto... bez niektórych nawet brzydki...
- Ktoś tam jest - zatrzymała się, odruchowo ciągnąc mnie za rękaw bluzy do tyłu. Nie przejąłem się tym zbytnio, za dużo miałem podobnych akcji za sobą by teraz przestraszyć się czyjejś obecności, ale z drugiej strony, zostać przyłapanym też kiepsko.
- To nie słyszałaś przerażającej historii tej szkoły? - uniosłem brwi do góry - O jeźdźcu bez głowy i duchu szkolnym? - wyszeptałem, zostając natychmiast odepchnięty.
- Przestań - mruknęła pod nosem - Nie wierzę w takie bajeczki.
- A szkoda... bo jeśli chodzi o zaginięcia to właśnie najczęstszą ich ofiarą są ładne dziewczyny, szczególnie blondynki o jasnych, niebieskich oczach - zmierzyła mnie spojrzeniem. Pokiwałem głową - Naprawdę. Nie kłamię.
- A ja nie kłamię, że ktoś tam jest i... - zanim skończyła swoje zdanie, pociągnąłem ją za sobą, otwierając małe drzwiczki. Dziwne miejsce na skrytkę, ale jedyne otwarte. Cóż, Imany nie będzie zadowolona. Akurat wtedy, gdy mam tyle do pokazania, musi się kręcić ta jedna jedyna osoba. Jeśli to sprzątaczka to mamy... no dobra, ja mam przerąbane. Oparłem ręce o ścianę po obydwóch stronach ramion Imany.
- Specjalnie wybrałeś to miejsce. Nie próbuj się wykręcić.
- Było pierwszym możliwym do schowania
- Jasne. Albo ty nie potrafisz kłamać, albo ze mną jest coś nie tak. I owszem, masz na to nie odpowiadać - gdy wszystko z powrotem umilkło, dziewczyna wyszła z powrotem na korytarz i... to był ostatni moment kiedy ją widziałem. Bo gdy sam zamknąłem za sobą drzwiczki, jej nigdzie nie było.
- Dobra, rozumiem aluzję - uniosłem ręce, okręcając się dookoła. Jednak wokoło była tylko ciemność, a otaczała mnie jedynie głucha cisza i tylko głośniejsze słowa odbijały się od ścian szkoły. Też jej się zachciało bawić w chowanego. O tej godzinie. Tu jest przecież z dobrych dwadzieścia sal, włączając w to ogromną aulę, halę i mniejszą salę gimnastyczną. Na pewno nie będę chodził po tym wszystkim - Dziesięć... szukam - schowałem ręce w kieszeniach bluzy i ruszyłem powoli wzdłuż korytarza, sprawdzając każdą salę czy była zamknięta. Moje pomysły skończyły się, gdy dotarłem do auli, gdzie zazwyczaj urządzano zebrania bądź jakieś przedstawienia. Wszedłem do środka i stanąłem na samym środku, przed schodkami prowadzącymi na proscenium.
- Bardzo śmieszne... - mruknąłem - Żebyś się nie zdziwiła jak zamknę cię w tej szkole na całą noc.
- Gołąbeczek nie wie co ze sobą zrobić, gdy nie ma nikogo u boku? Nie jesteś przyzwyczajony do samotności - uniosłem do góry głowę, patrząc na ostatnie krzesełko w przedostatnim rzędzie w samym, lewym rogu.
- Cóż... zazwyczaj otacza mnie grupa ludzi. Myślałem, że domyśliłaś się o moim uwielbieniu co do bycia w centrum uwagi - mimo spływającej zewsząd ciemności, mogłem się domyślić i zobaczyć oczami wyobraźni jej uśmiech. Nie długo po tym podeszła bliżej - Szybkie zwiedzanie bez przewodnika?
- Sprawdzałam twoją orientację - wzruszyła ramionami. Jak mnie ten gest denerwuje. I tak tego nie okażę, ale jest naprawdę irytujący. Odwróciłem się i cicho westchnąłem.
- Moja orientacja ma się świetnie.
- Duża ta sala... - minęła mnie, rozglądając się dookoła. Owszem duża. A weź się znajdź, gdy przybędzie tutaj cała akademia. Skrzywiłem się.
- Czy ja wiem...? Bywałem na o wiele większych i lepszych - usiadłem na jednym z przednich krzesełek - To miejsce dyrektorskie. Zawsze siada tutaj ojciec Cole'a - rozsiadłem się wygodnie.
- Cole'a?
- Synuś - przejechałem dłońmi po udach - Szkolenia z ogarniania ludzi w akademii dziecię jeszcze nie miało? - posłała mi kolejne z tych piorunujących spojrzeń.
- Widzisz... w jeden wieczór nie nauczę się wszystkich twarzy i nie przypiszę im konkretnego, prawdziwego ich imienia - usiadła na podeście, przodem do mnie.
- Mogę ci każdego przedstawić - uniosłem brwi.
- I skazać siebie na kolejny dzień spędzania z tobą czasu? Chyba podziękuję - obydwoje równocześnie się zaśmialiśmy. Tyle, że ona w swojej złośliwości roześmiana, ja dla pozorów.
- Wiem jak mogę temu zapobiec - wstałem i podszedłem do niej - Jeśli to zrobię i nas złapią, to pewnie będą moje ostatnie chwile w tej szkole... Ciebie może jeszcze uniewinnią jeśli powiesz, że zostałaś siłą zmuszona do przebywania tutaj - spuściła na chwilę swoje oczy nadal z dozą uśmiechu na twarzy, po chwili je podnosząc - No chyba, że mnie na tyle nie lubisz i wszystko powiesz - jej uśmiech poszerzył się w chwili, gdy cofałem się powoli w stronę ogromnych drzwi do auli - Tylko wtedy licz się z moim odwetem - zaśmiała się, a ja związałem dwie klamki od skrzydeł drzwi auli. Szarpnąłem za nie, upewniając się, że żadna siła nie będzie w stanie ich otworzyć i wróciłem na scenę główną, wskakując na podest z podłogi, na którym siedziała Imany ze skrzyżowanymi nogami w kostkach. Wiem, że uważnie na mnie patrzyła, nie zadając nawet cichego pytania. Podpierała się rękoma o deski. Wszedłem za kotarę i włączyłem jedno, mniej rażące światło, żeby nie było kompletnie ciemno. I tak za chwilę ochroniarz dowie się o tym, że ktoś baluje na sali w szkole. Co to teraz za różnica? Wychyliłem głowę z uśmiechem, regulując je.
- Po co właściwie to robisz? - usłyszałem z drugiego końca, odwracając się i jeszcze szerzej uśmiechając. Podłączyłem telefon do głośnika i podszedłem do niej, już w tle słysząc początek piosenki.
- Teraz mogę z tobą zatańczyć - pokiwałem głową, stając tuż przed nią.
- To potrafisz? - zdziwiła się - Myślałam, że specjalnie nie chciałeś, bo bałeś się pokazać swój kolejny brak umiejętności, przy tym upokarzając się przede mną, co zdarzyło ci się już zrobić - westchnąłem, przewracając oczami. Co za dziewczyna. Byle dogryźć. A dlaczego mi się tak dobrze z nią rozmawia?
- Jak widzisz, nie tylko śpiewam i gram dla tłumu nastolatek, jak uparcie sądzisz - wzruszyłem ramionami identycznie jak ona, czego zauważyć Imany stanowczo musiała. Wyciągnąłem do niej dłoń z szarmanckim uśmiechem - Raczy pani ze mną zatańczyć?
- Mówi się "czy zechce pani ze mną zatańczyć" - zachichotała, oczywiście rozumiejąc, że specjalnie zwróciłem się w ten sposób. W końcu nie bez powodu nazywam ją hrabianką. Aczkolwiek nadal jestem obrażony za tego uchodźcę. A jestem zazwyczaj pamiętliwy.
- Ja? Nie... - skrzywiłem się - Zdecydowanie jestem mężczyzną - teraz już nie była w stanie powstrzymać śmiechu, na widok którego sam się uśmiechnąłem - Wiesz, jak za niecałe pół godziny mam zostać wyrzuconym, to chociaż może zatańczyć mi ze sobą pozwolisz, lodowata jak pogoda w Anglii, Królowo Śniegu.
- Już nie hrabianko? - uniosła brew.
- Nie myśl, że łatwo odpuszczę...

Imanuelle?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz