wtorek, 21 listopada 2017

Od Milesa C.D. Joshuy

To jego wtrącenie i ta słodka reakcja w połączeniu z moim dobrym humorem, który miałem zresztą dzięki niemu, stanowiła mieszankę wybuchową. Początkowo patrzyłem w niego wręcz osłupiały, nie wierząc, że on naprawdę to powiedział, lecz szybko zacząłem wręcz zwijać się ze śmiechu. Walnąłem tyłkiem o podłogę, a po chwili skuliłem się w kłębek, upadając na bok. Przymknąłem oczy i złapałem się za brzuch nie mogąc powstrzymać kolejnych napadów śmiechu. Musiało to wyglądać przynajmniej nieco dziwne, ale nie mogłem się powstrzymać. Podobało mu się, po pierwsze cieszyło mnie to. Po drugie wypowiedział to w taki sposób, że przeszły mnie dreszcze. Po trzecie, tak słodko się przeraził, kiedy do niego samego dotarło co powiedział i że powiedział to na głos. Tata próbował coś do mnie mówić, jednak pochłonięty myślami o Joshu, nawet nie zwracałem na to uwagi i zaskakująco, nie było to trudne. Nagle usłyszałem głos mamy, która zawsze wiedziała gdzie jest mój czuły punkt i w co ma uderzyć.
- Joshua słońce moje, powiedz co się tutaj działo i o co mu chodzi - powiedziała do niego łagodnie i mogłem się założyć, że już podeszła do niego, po czym objęła aby ciężko było mu się wykręcić. W jednej chwili przestałem się śmiać i usiadłem na podłodze. Nie podobało mi się to zdanie. Było podszyte taką chęcią wyciągnięcia z niego informacji, że nawet on musiał to wyczuć. Tata się na mnie patrzył za zmarszczonymi brwiami i trochę jakby był wystraszony, że postradałem rozum. Mama przymrużyła oczy, dokładnie mi się przyglądając. Joshua stał z szeroko otwartymi oczami i błagał wzrokiem o ratunek.
Ratunek?
Ratunek to całkiem dobry pomysł...
Zerwałem się z ziemi i jednym szusem znalazłem się przy Joshu i mojej mamie, delikatnie popchnąłem go do tyłu. Mama spojrzała na mnie zdezorientowana, chłopak zresztą też. Złapałem go za ramiona i zręcznie odwróciłem plecami do siebie.
- Po prostu przypomniał mi się strasznie śmieszny żart, poradzicie sobie bez nas, prawda? - wypowiedziałem to na jednym tchu, po czym popchałem go na schody, po których chichocząc, wbiegliśmy na górę. Josh zatrzymał się, a przez co również mnie zaraz na początku piętra. Odwrócił się i położył dłonie na moich biodrach. Czułem ich ciepło, które przyprawiało mnie o katusze, ponieważ zaraz mogli znaleźć się obok nas moi rodzice. Uśmiechnął się delikatnie, jednak nadal bardzo nieśmiało.
- I co teraz, Miles? - szepnął tak cicho, że ledwo to usłyszałem. Uśmiechnąłem się szeroko, wziąłem go za dłoń i pociągnąłem w stronę mojego pokoju, do którego go wprowadziłem i niemal od razu przyparłem do drzwi.
- Teraz muszę ci coś powiedzieć... - szepnąłem mu do ucha, a on zadrżał.
- Co? - zapytał również szeptem.
- Jesteś strasznie przystojny... I masz zajebiste te włosy, mógłbym cały czas się nimi bawić... I te mięśnie brzucha... Tylko schrupać - wsunąłem dłoń pod jego koszulkę.
- Miles... - zadrżał. - Twoi rodzice.
- Nic nie usłyszą - szepnąłem. - Nic... Będziemy cichutko i będziemy grzeczni, tak Joshua?
- Mhm - jęknął zarumieniony, uśmiechnąłem się i delikatnie go pocałowałem. Spojrzałem w te jego śliczne oczy i chyba właśnie wtedy podjąłem decyzję. Był klarowna, tylko nie miałem pomysłu jak mu to powiedzieć. Musiałem się w głębi duszy przyznać, że bałem się, że odmówi i w ten sposób stracę go nie tylko jako mężczyznę, którego pragnę, ale również jako przyjaciela. Właściwie to znajomego, ponieważ jak na naszą krótką znajomość, to ciężko było mówić o przyjaźni. Pochyliłem delikatnie głowę, aby zacząć całować jego szyję. Najgorsze było to, że ja tak naprawdę, to lubiłem go całować. Robiłem to dopiero trzeci raz, ale chciałem to robić cały czas. Miał taką miękką skórę, która pachniała jego perfumami, które zresztą też mi się podobały. Był silny, czułem jak w jednej chwili pod moim dotykiem, napinały się jego mięśnie, co jeszcze bardziej mnie nakręcało. Początkowo pozwolił mi obsypywał go pocałunkami, jednak później sięgnął swoimi ustami do moich. Cieszyło mnie, że pozwala na to sobie, choć nadal był zarumieniony ze wstydu. Chciał się cofnąć, ale ja cofnąłem się razem z nim, nie przerywając pocałunku. Na chwilę oderwałem się od niego.
- Mówiłem ci już, że Joshua to piękne imię? - zmarszczyłem brwi, w przypływie nagłego zmartwienia. To było dla mnie tak nienaturalne, że przez chwilę byłem wściekły na samego siebie, że to powiedziałem. Jednak z drugiej strony, to nie musiał być zły pomysł.
- Ja tam wolę imię Miles - powiedział to pewny siebie i uśmiechnął się szeroko. Mały przebłysk innej osobowości? Nie... pewnie się zapomniał. To było takie dziwne... nie spodziewałem się tego, ale...
PODOBAŁO MI SIĘ TO.
To zdanie niedługo stanie się chyba moim ulubionym. Dzięki niemu... dzięki przyznaniu się do niego, czułem się szczęśliwy. To zdradliwe uczucie, które szybko może nas zranić, dlatego powinienem je kontrolować, a przede wszystkim nie tracić głowy. Kiedy stracę głowę dla Josha i dla tego uczucia, nie będzie już odwrotu, a ja muszę już zawsze mieć drogą powrotną, drogę, którą zawsze mogę uciec, gdy wszystko zacznie się walić. Kiedy będzie chciał więcej... On nie może chcieć więcej.
Cofnąłem się, ciągnąc go za sobą. W pewnym momencie poczułem, że łydką dotykam łóżka, więc powoli usiadłem na nim, a chłopak stanął nade mną. Złapałem go za biodra i pociągnąłem w dół, więc usiadł mi na kolanach, twarzą do mnie. Najpierw bawił się moimi włosami, a później splótł palce swoich dłoni na moim karku. Wsunąłem ręce pod jego koszulkę i ułożyłem je tak, że kciukami muskałem jego skórę. Przybliżył się do mnie, musnął ustami moje. Oparł swoje czoło o moje i czekał. Nie mógł wiedzieć, więc po prostu przeczuwał. Nie było mi to na rękę, ale nie mogłem być na niego za to zły przecież...
- No mów - szepnął w pewnym momencie, wyrywając mnie z zamyślenia.
- Nie wiem jak - przyznałem i zaśmiałem się nerwowo.
- Miles Young nie może znaleźć słów? To chyba nowość - zachichotał.
- Bo... to jest nieco skomplikowane Joshua - westchnąłem. Szarpały mną tysiące myśli i setki uczuć. W pewnym momencie czułem się szczęśliwy i spokojny, a po chwili byłem wściekły. Język odmawiał mi posłuszeństwa, otwierałem usta, ale nie wydobywał się ze mnie żaden dźwięk. Postanowiłeś Miles. Nie ma odwrotu. - Więc... pamiętasz jak mówiłem o tej abstynencji?
- Bardzo dokładnie - odsunął się i przygryzł wargę, nadal siedział mi na kolanach.
- Dobrze... Wiesz, to dosyć... męczący okres. Znaczy... Inaczej. Bo widzisz Joshua miłość, to zdradliwe uczucie. Nie kocham cię i nie pokocham, bo nie mogę. To nie tak, że chodzi konkretnie o ciebie, tylko ogólnie. Ja nie mogę, nie potrafię kochać - kiwał tylko głową, patrząc na moje usta i gryząc swoją dolną wargę. - Jednak każdy mężczyzna ma swoje potrzeby, rozumiesz? Dla ciebie ona mogą nabrać nowego kształtu, może trochę niespodziewanego, ale to nadal te same potrzeby. A skoro mamy je obaj... i... i...
- Czy ty właśnie proponujesz mi seks? - uniósł brew, a uśmiech zniknął, ustępując miejsca skupieniu.
- Ja... - przełknąłem głośno ślinę. - Nie tylko... To zależy od rodzaju potrzeb i osobistych upodobań, i... No rozumiesz, prawda? Zresztą niczego nie zamierzam forsować, jeśli czegoś nie będziesz chciał, coś będzie za szybko się działo, nie będziesz chciał, ja... ja to rozumiem Josh. Też kiedyś przeżyłem mój pierwszy raz z chłopakiem i doskonale pamiętam, że to nie było dla mnie takie proste. Zresztą, dla ciebie to nowe, to naturalne, że możesz mieć jakieś opory, możesz się denerwować, ale jestem tutaj i spróbuję, aby to wszystko odbyło się jak najłagodniej, bo sam tego zawsze oczekiwałem... - zacząłem dosyć nerwowo i szybko trajkować, próbując wszystko załagodzić, aby się do mnie nie uprzedził, nie przestraszył.
- Wiesz, słodko wyglądasz jak się denerwujesz - zaczął się śmiać i zmierzwił mi włosy.
- Oj Josh, ja tutaj mam ważną przemowę, a ty takie coś - mruknąłem, a on tylko prychnął.
- To co jest jeszcze ważniejszego, od tego co przerwaliśmy? - zapytał wzdychając.
- To nie może pójść za daleko... bo nie chcę, aby któryś z nas poczuł się zraniony.
- Dobrze - odparł.
- Mam dla nas tylko dwie zasady, których jak będziemy przestrzegać, to miło spędzimy razem czas. Po pierwsze, żadnych obietnic - nadal kiwał głową. - Obietnice są zobowiązujące, a to nie łączy się z charakterem naszej... relacji. Po drugie nie zadajemy sobie niewygodnych pytań. Jeśli widzimy, że drugi unika jakiegoś tematu, to nie ma co na siłę go drążyć, tak?
- Tak. Ja... ja też mam jedną zasadę - odparł dosyć niepewnie, a ja się uśmiechnąłem.
- Jaką? - zapytałem łagodnie.
- Jeszcze... jeszcze nie wiem, ale jak tylko ją wymyślę, to ci ją wyjawię - odparł czerwieniąc się, a ja przyciągnąłem go do siebie i pocałowałem.
- Podoba mi się ta zasada - zachichotałem.
- Nie śmiej się - mruknął. - Ja tego nie zaplanowałem.
- To prawda. I wcale się nie śmieję - ponownie na chwilę złączyłem nasze usta. - Joshua...
- Tak?
- Ale nie mówmy o tym moim rodzicom - poprosiłem.
- Oni, wiedzą czy nie? - zmrużył oczy.
- Wiedzą - zgarnąłem mu grzywkę z czoła. - To... na czym my stanęliśmy?
- Oj chyba nie pamiętam - zachichotał, a ja go pocałowałem.
- Czyli, mam rozumieć, że się... Znaczy, że ty... - znowu nie wiedziałem jak ubrać pytanie w słowa. Ostatnio za często mam problemy z wypowiadaniem się, szczególnie przy Joshu.

Josh?

1530 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz