Dzień zaczął się dupnie, Louis gdzieś poszedł a ja nie wiedziałem gdzie się podziać. Lekcje spędziłem na mazaniu po kartce i patrzeniu w sufit. Westchnąłem i popatrzyłem na zegar, jakim cudem godzina lekcyjna trwa dwa lata? Westchnąłem jeszcze głośniej.
-Co panu nie pasuje ?-Nauczycielka wyraźnie słyszała moje jęki.
-No ja się tu marnuje -Rozłożyłem ręce i zjechałem po ławce .
-Proszę się wyprostować bo będzie pan miał zepsuty kręgosłup.
-Wszyscy umrzemy -Jęknąłem głośniej.
-PANIE HOWLER
-A co pani nie umrze ? Pani będzie pierwsza w kolejce -Prychnąłem i nagle moje piekło zakończył dzwonek.
-Ma pan szlaban , proszę się do mnie jutro zgłosić.
-Oczywiście, już zadzieram kiecę i lecę -Burknąłem i poszedłem się przebrać na jazdę. Założyłem piękne spodnie z nadzieją że ktoś popatrzy sobie na piękne półkule bogów. Może tym kimś być Louis, nie będę miał czegoś przeciwko. Gapienie się jest dozwolone, szczególnie na mnie. Wmaszerowałem do stajni i usłyszałem że grupa Drugiego w szkole co do piękna pośladków pojechała w teren. Westchnąłem tylko i osiodłałem Frię. Dzisiaj wyjątkowo miała nastroje. Dzisiaj dostałem wgnieciony w bok boksu i musiałem jej dać po tyłku żeby się wydostać. Mała cholera następnie złapała mnie zębami i zrobiła mi duże bubu na biodrze. Super. Kiedy udało mi się wydostac z osiodłaną klaczą z boksu ona postanowiła że dzisiaj nie wsiadam. Poprosiłem trenera o przytrzymanie idiotki i.. Koń nagle przypadkiem wraz ze mną na plecach poleciał w tył. Jęknąłem kiedy ciało przygniotło mnie do ziemi. Ponownie zebrałem sie z ziemi i starałem wsiąść na kobyłę , kiedy odniosłem sukces i rozpoczęła się jazda wszytsko wydawało się już układać. WYDAWAŁO. NIK się kurna nie spodziewa hiszpańskiej inkwizycji i nastroju kobity. Pojechałem na przeszkodę ale pokonałem ją sam bez konia. Kobyła zahamowała niczym kubica na zakręcie i wyleciałem z siodła, dodatkowo przejechałem dłonią po jakimś gwoździu. Jęknąłem i starałem sie podnieść. Niestety wcześniejsze magiczne urazy spowodowały że siedziałem na ziemi i miałem ochotę wezwać lucyfera alby ten odebrał swój pomiot. Po chwili pojawił się obok mnie trener i zostałem wysłany do higienistki, bo ona mi pomoże.
-Proszę wstać idziemy do..
-SAM SE WSTAWAJ, Jak wstaniecie mnie na siłę to obiecuje , dam was jej na pożarcie -Warknąłem i padłem plackiem na ziemi. Oddychamy Daniel.
-Ona jest niebezpieczna -Zaczął trener.
-MA nastroje
-Nastroje to masz ty ona jest niebezpieczna trzeba będzie wezwać komisje (OD dzisiaj komisja sprawdza konia cii)
-Błagam nie -Pisnąłem z ziemi. Patrzyłem jak zbliża się pomoc aby mnie transportować na salę lekarska, popatrzyłem w niebo i miałem ochotę sobie strzelić w twarz. Popatrzyłem na rękę która zaczynałą coraz mocniej pulsować i boleć. Leżała sobie obok mnie w kałuży zakrwawionego piasku. Najlepiej. Po paru nieudanych próbach zostałem dostarczony do gabinetu. zostawili mnie na wolnym łóżku i wyszli. Jeden z facetów specjalnie zmacał mój tyłek, zbok. Przyszła pielęgniarka i westchnęła.
-Znów?
-Takie moje szczęście, może najpierw ręka? Bo reszta mi za chwile minie -Uśmiechnąłem się a kobieta przewróciła oczami.
-Drugi dzisiaj, jeden pobity i pokaleczony, ciebie bije koń naprawdę -Mruknęła a ja cierpliwie pozwoliłem się opatrzyć. Kiedy sobie poszła podniosłem głowę na pomieszczenie. Na łóżku po drugiej stronie pokoju leżał.. Louis? Podniosłem się mocno obolały i powolnym krokiem ruszyłem do chłopaka. Miał obite .. wszystko.
-A ciebie co dopadło? Napewno nie mój koń -Usiadłem a materac ugiął się pod moim ciężarem.
<Louis?.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz