niedziela, 1 stycznia 2017

Od Samanthy CD Maxa

Uśmiechnęłam się szeroko, przyglądając się Maxowi, który nie spuszczał wzroku ze swojego gniadosza. Nie przypuszczałam, że tak bardzo ucieszę się na jego widok. Mimo, że on również z radością powitał moją osobę, wokół nas nie pojawiło się multum petard i spadających płatków róż. A szkoda, we filmach wygląda to świetnie.
- Co porabiałaś podczas wolnego? - uśmiechnął się szeroko, klepiąc Newta na pożegnanie i otaczając mnie ramieniem. Było w tym geście trochę niepewności, ale widząc, że nie protestuję, nie odsunął się.
- Jadłam - odpowiedziałam, rzucając mu rozbawione spojrzenie. - Trochę pomagałam w restauracji, spotkałam się z przyjaciółmi, takie tam bzdety. Ale miło było wrócić do Florencji, tutaj jest stanowczo zbyt zimno - parsknęłam, marszcząc nos.
- Pamiętasz o naszej umowie? - wyszczerzył się ponownie, a w jego czekoladowych oczach błysnęły iskierki.
- Oh, jasne - dźgnęłam go między żebra, na co skrzywił się lekko. - Nonna, gdy tylko się o tym dowiedziała, dosłownie zaczęła skakać z radości. Zaplanowała już całe menu i oprowadzenie cię po mieście. A Micah starał się dowiedzieć czegokolwiek o tobie, syndrom starszego brata. Czasami mnie przeraża - zamrugałam szybko, gdy odbijające się od śniegu słońce, zaświeciło mi między oczy.
- Mam się bać? - zażartował, a ja potrząsnęłam głową.
- Raczej nie spali cię na stosie, ale nie wiem co będzie ze śmiercią od wiatrówki.
- Pocieszające - mruknął, a ja nagle odsunęłam się od niego. Wciąż pamiętałam wieczór, gdy przerwaliśmy naukę matematyki i wyszliśmy na zewnątrz, chwilę później rzucaliśmy się śnieżkami. W kilka sekund ulepiłam śnieżkę i wycelowawszy nią w brzuch chłopaka, z całej siły rzuciłam ją w niego. Mimo, że zrobił unik, kulka dosięgnęła jego ciała. Gdy obróciłam się, by strzelić w niego kolejną, oberwałam prosto w twarz. Poczułam okropne zimno na swojej twarzy, a dolna warstwa śniegu zaczęła się topić. czym prędzej starłam pozostałości śnieżki i obrzuciłam Maxa gniewnym spojrzeniem. Po chwili jednak wyraz złości zastąpił, uśmiech i nim chłopak zorientował się co zamierzam zrobić, wpadłam na niego, przewracając na ziemię. Miękki, biały puch zamortyzował upadek, a jakby tego było mało, leżałam na szatynie.
- Wygrałam - zaświergotałam zarozumiale, przyciskając go do ziemi.
- Czyżby? - gdy spróbował odwrócić sytuację, odskoczyłam od niego na dobry metr. - Ej, to nie fair - poskarżył się jak małe dziecko, na co parsknęłam śmiechem. Wyciągnął ku mnie rękę, a ja pomogłam mu wstać.
- To zemsta za twarz - pokazałam mu język, a on pokręcił głową z pobłażaniem, widząc co zrobiłam.
- To było niechcący - uśmiechnął się szelmowsko. - A poza tym, to ja jestem cały mokry.
- Biedactwo - westchnęłam z udawanym współczuciem.

~~*~~

Minął tydzień od powrotu do szkoły, a nauczyciele już zdążyli się rozkręcić. Nie mieli oporów przez zadawaniem nam stosów prac domowych, mimo, że kończyło się półrocze. Dlatego właśnie krążyłam od akademii do stajni, a czasu wolnego coraz bardziej mi brakowało. W końcu, gdy go znalazłam, udałam się do stołówki, gdzie miałam nadzieję spotkać się z Maxem. Nasze relacje mogłam określić jako bardzo dobre, a ja z każdym dniem byłam w nim bardziej zauroczona. Jak zwykle siedział przy "naszym" stoliku.
- Cześć, co tam? - przywitałam się radośnie, a mój entuzjazm przygasł, gdy zobaczyłam jego pochmurny wyraz twarzy. - Wszystko w porządku?
Szatyn spiął się, rzucając mi chłodne spojrzenie.
- W najlepszym - rzucił oschle, porywając kanapkę i zostawiając mnie zdumioną.
Czyżbym zrobiła coś nie tak? Jeszcze wczoraj wszystko było okej, a dzisiejsze śniadanie też było normalne. Zacisnęłam zęby, to nie ze mną był problem. On po prostu nie potrafił powstrzymać złości, nawet gdy ja próbowałam z nim porozmawiać. Zupełnie przeszła mi ochota na jedzenie, dlatego wróciłam do pokoju.

Maxiu? <3
No i nie wiem, czy jest okej ;d

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz