niedziela, 8 października 2017

Od Camilli cd. Dylana

- Spaceruję? - Mruknęłam pod nosem i chowając dłonie do kieszeni, zerknęłam na chłopaka.
- Sama? Po ciemku? - Uniósł brwi, jakby niedowierzając. A co ja jestem dzieckiem?  Okej, niezbyt przepadałam za ciemnością, ale nie na tyle, by nie móc wybrać się na spacer. Lubię chodzić po leśnych ścieżkach. Szum drzew działa na mnie bardzo uspokajająco, nie wspominając już o odgłosach różnych gatunków ptaków. Kiedyś bardzo interesowałam się ornitologią i dendrologią, ale z czasem jakoś minęły mi chęci do zajmowania się takimi sprawami.  Jako mała dziewczynka uwielbiałam jeździć na wakacje do babci i spędzać całe dnie w lesie, czasem tęsknię za taką beztroską, wtedy nie przejmowałam się zupełnie niczym. Moim jedynym zmartwieniem była burza, podczas której nie mogłam  wychodzić z domu i... trochę się jej bałam. Pamiętam, że zawsze chowałam się z moim odważnym Julesem pod wielkim, niebieskim kocem, i razem bawiłyśmy się lalkami. Zawsze podziwiałam brata za to, że niczego się nie bał i chronił mnie przed całym złem tego świata. Zabawa lalkami wymagała od niego wiele poświęcenia, bo naprawdę ich nieznosił. Jak to chłopak wołał bawić się samochodami, klockami i innego typu rzeczami, ale dla mnie był gotowy zrobić wszystko.
- Wszystko w porządku? - Usłyszałam głos chłopaka i dopiero się zorientowałam, że naprawdę nieźle się zamyśliłam.
- A czy widzisz jakiś problem w tym, że wyszłam na spacer? - Zmarszczyłam brwi.
- Oczywiście, że nie, ale.. już późno, ciemno, a las jest przepełniony różnymi zwierzętami.
- Nie boję się. - Wzruszyłam ramionami, po czym ironicznie się uśmiechnęłam. - Szybko biegam i potrafię wspinać się po drzewach.
- Zwracam honor. - Uniósł obie ręce do góry, na co tylko wywróciłam oczami. - Miałaś jakieś problemy za tą bójkę?
- Poza tym, że Jules i Miles o mało nie padli ze śmiechu i tego, że pani Ruby uznała, że nie będzie tego nigdzie wpisywać, pod warunkiem, że więcej się to nie powtórzy, to nic.
- Naprawdę? Żadnych konsekwencji?
- Uwierzyli mi, że mnie sprowokowały, chociaż i tak uznali, że przemoc nie jest żadnym sposobem na rozwiązywanie takich spraw. Poinformowali też rodziców i tyle. Obawiałam się, że będzie gorzej. Tym lafiryndom też nie uszło to na sucho.
- Dostały karę? - Zmarszczył brwi.
- Dzwonili do rodziców, to nie pierwszy raz, gdy kogoś się uczepiły, a ja.. pobiłam kogoś po raz pierwszy, bynajmniej tutaj, więc wyjątkowo mi to darowali, chociaż nie obeszło się bez długiej pogadanki.
- Czyli wyszłaś na tym dobrze, a one dostały za swoje - stwierdził akurat w momencie, w którym postanowiłam zawrócić w stronę akademika.
- Nie do końca, będą teraz mieli mnie na oku i jak coś przeskrobię, to już nie pójdzie tak łatwo.
Chłopak kiwnął głową na znak, że rozumie i zapadła błoga cisza, przerywana jedynie naszymi krokami. Nie lubiłam zbyt wiele rozmawiać podczas moich zwykle długich spacerów. To był moment wyciszenia, takiego beztroskiego spokoju, który zawsze, jak na złość, ktoś mi przerywał. Nie wiem, czy Dylan wyczuł, że jego "gadanie" mi przeszkadza, czy po prostu nie wiedział, co powiedzieć, ale w ciszy dotarliśmy do akademika.
~~*~~*~~
Leżałam właśnie w swoim łóżku, czytając ostatni rozdział ukochanej książki i popijając białą herbatę. Momentami przegrywałam lekturę, na rzecz wsłuchiwania się w spadające krople deszczu, które z charakterystycznym dźwiękiem odbijały się od płytek na podłodze niewielkiego balkonu. Lubiłam deszcz. Chyba nawet bardziej niż słońce, aczkolwiek spełnieniem moich marzeń jest deszcz w upalny dzień, gdy pojawia się tęcza, a krople pięknie błyszczą od promieni słonecznych.
Ponownie zaczytałam się w książce, gdy powietrze przerwał głośny huk, a pokój na moment jeszcze bardziej się rozświetlił. Druga noc i burza? Chyba muszę mieć szczęście... Nawet nie zwróciłam uwagi na to, że wydałam z siebie cichy pisk. Zrywając się z łóżka, prawie rozlałam herbatę i potknęłam się o koc, który spadł na podłogę. Jules, szykuj się na współlokatorkę. Złapałam kluczyki i swój telefon, od razu wychodząc z pokoju. Burza była dość silna, zerwała się nagle, a ja wiedziałam, że raczej szybko się nie skończy. Zakluczyłam drzwi, udając się wzdłuż słabo oświetlonego korytarza.
Dziesięć, jedenaście, dwanaście, trzynaście.. czternaście!
Od razu nacisnęłam na klamkę, mając nadzieję, że drzwi będą otwarte. Były, ale okazało się, że znowu nie trafiłam do odpowiedniego pokoju.
- Coś się stało? - Usłyszałam głos Dylana. Czy musiałam trafić akurat do jego pokoju? Momentami irytuje mnie ten człowiek, według mnie jest zbyt... otwarty.
- Nie ten pokój, znowu, wybacz - mruknęłam pod nosem, jednak zanim zdążyłam wyjść z pokoju, zadał kolejne pytanie
- Cisza nocna się zaczęła, a ty spacerujesz po pokojach? To może zaliczać się do "przeskrobałania czegoś". - Słuszna uwaga, Dylan, naprawdę. To może i być jakieś wykroczenie na tle statutu Morgan Univeristy.
- Idę do brata z.. bardzo ważną sprawą.
- Aż tak ważna? - Uniósł brwi.
- Bardzo - burknęłam, wzdrygając się na dźwięk kolejnego pioruna. Wyszłam z jego pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi i w tym momencie zgasło światło. Ja pierdolę. Natychmiastowo wróciłam do pokoju chłopaka.
- Masz może latarkę? - spytałam, kurczowo trzymając się klamki.
- Odprowadzić cię do pokoju? - Spytał, zapalając światło w telefonie.
- Muszę iść do brata, teraz.

Dylan?
Zaprowadź mnie do Julesika, już!
Chciałaś krótsze, to masz XD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz