piątek, 15 grudnia 2017

Od Zaina cd. Imanuelle

Restauracja była piękna. Uwielbiałem ją za wygląd, dania, położenie. Ale to nie ona zebrała całość podziwu. Olśniewające... Moje myśli widocznie czekały tylko na moment wydostania się i przerodzenia w prawdziwe i realnie istniejące słowo. Tego wieczoru naprawdę trudno będzie mi oderwać od niej spojrzenie. Mogłem jedynie próbować na nią nie patrzeć, albo przynajmniej udawać nie sprawia mi to przyjemności, ale to okazywało się trudniejszym zadaniem niż sądziłem.
Proste, blond włosy spływające delikatnie na jej ramiona. Tak mocno kontrastowały z bordową sukienką, że aż przyjemnie się patrzyło. Już na pierwszy rzut oka można było wywnioskować, że ma doświadczenie co do okazywania wszystkim swojego wizerunku. Ja miałem od tego ludzi, którzy dzięki właśnie doświadczeniu i umiejętnościom, potrafili wykreować taką osobę, jaka była potrzebna w danej chwili. Naturalnie, wcale nie ułatwiałem im tego zadania, jednym niewłaściwym ruchem czy decyzją móc zepsuć połowę ich pracy. Jednak właściwie z tego się utrzymują. Co muszę przyznać, schlebia mi fakt, że beze mnie nie zarabialiby tak jak obecnie. Tak jak to ujęła Jennifer - jesteś utalentowanym, śpiewającym workiem pieniędzy, z którego się utrzymuję, a więc szeroki uśmiech, pozytywna energia i chop na scenę. Plus dziesięć do umiejętności psychologicznych.
- Co takiego? - wyrwała mnie z zamyślenia, na co się odruchowo uśmiechnąłem.
- Coś niesamowicie pięknego w tej restauracji - tak uroczo wyglądała, gdy jej policzki automatycznie delikatnie się czerwieniły. Ludzie nie lubią się rumienić, a jednak u niektórych to wygląda przesłodko - Mam do ciebie pytanie - uniosła głowę w oczekiwaniu. Czułem na sobie jej spojrzenie, więc również podniosłem oczy i uśmiechnąłem się miło - Nie znałaś mnie. Można powiedzieć, że na początku niemal mnie nie znosiłaś. Wystarczyło ci jedno przedstawienie byś zapamiętała moje drugie imię, co nie jest wcale proste dla innych ludzi. Muszę przyznać, że zdziwiło mnie, gdy wtedy w pokoju, zwróciłaś się do mnie właśnie nazywając mnie tak.
- Nie jesteś przyzwyczajony? - uśmiechnęła się subtelnie. Pokręciłem głową, przyznając się.
- Biorąc pod uwagę fakt, że do tej pory tylko jedna osoba tak mnie nazywa, to owszem.
- Wyczuwam w tym wszystkim drugie dno - inteligentna dziewczyna. Niestety nawet w taki piękny wieczór, nie mogę przyznać tobie racji.
- Skądże... - obruszyłem się - Dzielę się moimi przemyśleniami. Odbierz to jako... - uniosłem wzrok do góry, szukając odpowiedniego słowa. Kątem oka widziałem jak jej uśmiech się poszerza.
- Rozumiem, że to wspaniałomyślnie nadany przez ciebie przywilej? - uprzedziła mnie, a skinąłem głową. To prawda.
- Ogromny. I możesz to przyjąć jako ten jedyny i wyjątkowy, tylko wyłącznie dla ciebie - zareagowała cichym śmiechem. Dokończywszy swoje dania, zmierzyliśmy ku wyjściu z restauracji. Podziękowałem tylko najmocniej jak się dało mężczyźnie, który załatwił wszystko i podszedłem do Imany, pomagając jej założyć płaszcz.
Wyszliśmy z budynku. Po otwarciu drzwi, od razu uderzył w nas chłód wieczornego powietrza, o ile można nazwać widok okolicy za wieczór. Powiedziałbym, że raczej wygląda to na noc. Imanuelle skręciła w stronę auta, jednak szybko to zmieniłem.
- Nie w tę stronę, piękna - złapałem ją za dłoń i delikatnie pociągnąłem w drugą stronę. Podeszła ze zdezorientowaną miną i zmierzyła mnie spojrzeniem, jakbym nie potrafił rozpoznawać kierunków. W sumie to jeszcze nie znała moich wspaniałych umiejętności do wymyślania cudownych, czasem głupich rzeczy.
- Moja orientacja jest jeszcze sprawna i doskonale pamiętam, gdzie stoi samochód - uśmiechnąłem się przelotnie.
- To bardzo dobrze - pochwaliłem ją - Ale my jeszcze nie jedziemy - złapała mnie pod ramię - Idziemy w miejsce, które podobno takiego zimowego, nocnego wieczoru wygląda całkiem przyjemnie - Ty mi podziękowałaś za to, że cię wyciągnąłem, teraz ja podziękuję, że się zgodziłaś spędzić ze mną ten wieczór.
- Znowu nie powiesz mi gdzie? - chyba zacznę bawić się z nią w zagadki. To naprawdę przyjemne spędzanie wolnego czasu, chociaż teoretycznie narażam się na tak okropne podchodzenie, a dziewczyna okazywała się być całkiem sprytnym przeciwnikiem. Pokręciłem głową, wzdychając z ulgą, że nie drążyła tematu. Czasem nie wiem czy to jej dobra wola, czy też obowiązek trzymania się twardo etykiety.
Trudno było zauważyć kiedy zrobiło się jeszcze ciemniej niż jakiś czas temu, przed kolacją. Teraz jedynie światła latarni ulicznych oświetlały poszczególne miejsca mocniej, inne słabiej. Ten szybko nadchodzący zmrok czasem potrafił być naprawdę dobijający, jednak z drugiej strony nadawał całej okolicy innego obrazu, lepszego nastroju wraz z latarniami. Nadchodziły kolejne święta. I było to mocno widoczne. Jak to ludzie miewają nazywać, "świąteczna gorączka" rozpoczynała się już dwa miesiące wcześniej, w sklepach zaczynały się notorycznie pojawiać artykuły związane z tym świętem i mimo, że ja sam z rodziną nie obchodziłem Bożego Narodzenia, to jednak mając ogromną styczność ze wszystkim, było ono dosyć bliskie. Więc także rozwieszone lampki nad ulicami nadawały kolorowego światła lampom. Jednak to nie centrum stanowiło punktu głównego. Celem był park, który lubiany przez londyńskich Brytyjczyków, często był odwiedzany za dnia. Jednak miałem wrażenie, że nikt go nie potrafi docenić w nocy. Szczególnie o tej porze roku, bo pomimo niskiej temperatury i chłodnego wiatru, dało się naprawdę przyjemnie spędzić czas. I nawet nie chodzi tu o samą naturę, ale raczej o towarzystwo. A było ono jednym z piękniejszych zjawisk w zimie. Zresztą pewnie tak samo pięknie wygląda wiosną, latem czy kolorową jesienią. W dzień i w nocy, nad ranem, późnym czy wczesnym wieczorem. Gdy jest smutne, bądź szczęśliwe, choć osobiście wolę drugą wersję. A więc o takie zjawisko trzeba ładnie zadbać i nie dopuszczać do utraty zewnętrznego uroku. Co do jego środka i piękna wewnętrznego, to jak można się domyślić, nie każdy potrafi to dostrzec, bo nie każdy twierdzi, że współgra z wyglądem. Jest to kwestia upodobań. Aczkolwiek, wraz z czasem jakby te wszystkie wady z początku się ulotniły bądź przerodziły się w pozytywy. Niesamowite.
Park nie był daleko. Jakieś piętnaście minut drogi spacerkiem, uwzględniając taki poważny fakt, jakim były buty Imany. Szpilki to zdecydowanie cholerstwo, a kobiety są nienormalne męcząc się w nich cały dzień dla wyglądu czy efektu. Ale osobiste przemyślenia zostawmy dla siebie. Poza tym, nie zaprzeczę, że tego efektu nie ma.
Doszliśmy do parku, wchodząc na jedną ze ścieżek biegnących przez sam jego środek.
- Spalimy nieco kolację - usłyszałem ciche, lecz charakterystyczne prychnięcie pod nosem.
- Twierdzisz, że moja sylwetka nie jest dobra? - no i zacząłem, no i po co, dlaczego?
- Jak dla mnie, masz idealną figurę.
- Tak? A myślałam, że jestem stereotypową blondynką.
- Zamierzasz wypominać mi to na okrągło?
- Nie, ale co jakiś czas nie zaszkodzi ci przypomnieć twojego ówczesnego chamstwa, tak żeby zminimalizować nieco twoje zalety
- Rozumiem - pokiwałem głową, mrużąc oczy - Oczekujesz przeprosin - uniosła brew. Pomimo starań żeby nie uśmiechnąć się, jej usta zadrgały ku górze. Robiąc sprytny ruch głową ku górze, nieco go zakryła.
- Nie sugerowałam tego. To ty doszedłeś do takich wniosków - wzruszyła ramionami. Przewróciłem oczami i zanim przeszedłem do kontynuowania tematu, oparłem dłonie na jej ramionach i nieco się pochyliłem z uśmiech.
- Zanim coś powiem, błagam cię... ta obojętność sugerowana ruchem rękoma do góry jest czasem naprawdę denerwująca - roześmiała się, co było delikatnym zaskoczeniem. Pokiwała głową, na znak, że rozumie, bo raczej wątpię by przyznała stopień irytacji tego gestu.
- Skoro błagasz, no to muszę się zgodzić.
- Zmieniasz punkt patrzenia, a tak nie ładnie. Oj Imany, chyba musimy wrócić z powrotem do restauracji - zachichotała, gdy odwróciłem się z uśmiechem, idąc powoli ścieżką. Po chwili zrównała ze mną krok, opatulając się rękoma - A wracając do tematu przewodniego... - zatrzymałem się przy barierce i oparłem o nią - To wiem, że oczekujesz tych przeprosin, ale muszę mieć gwarancję, że przestaniesz mi wypominać wszystkiego co się stało na początku
- A co się stało na początku, prócz feralnego spotkania na siłowni, pierwszych dni w akademiku, mój przemiło wspominany pierwszy trening, kiedy zgubiłam się na torze cross'owym oraz kłopotów związanych ze zwiedzeniem, w dodatku o późnej godzinie w nocy - zaczęła wyliczać. Ja ją znielubię jak mi będzie tak co jakiś czas przypominać. Zrobiłem posępną minę, jednak zaraz na mojej twarzy pojawił się łobuzerski uśmieszek. Co jednakowo spowodowało u Imany nieme pytanie.
- We wszystkich tych rzeczach uczestniczyłem ja.
- A no tak. I mam uważać to za plus? Szczególnie, że sprowadzasz same problemy i domyślając się, mimo to uważasz siebie za kompletnego szczęściarza?
- Nie mam powodu by siebie za takiego nie uważać - wzruszyłem ramionami - Popatrz tylko. Jestem w parku, sam z piękną towarzyszką, bez niepotrzebnych ludzi wokół, po pysznej kolacji w jednej z ulubionych restauracji w Londynie. W dodatku mogę triumfować, bo ta stojąca piękność z niewidocznych łez zrobiła piękny uśmiech i tylko dla mnie. Uważam się za szczęściarza, a w tym przypadku wyjątkowo mocno - dziewczyna odwróciła głowę. Zdecydowanie za często się rumienisz, blondyneczko. I zdecydowanie za ślicznie tak wyglądasz - Nie możesz temu zaprzeczyć, bo po prostu nie ma przeczących argumentów - odchyliła usta w zamiarze wypowiedzenia kilku słów z tych ładnych usteczek, ale przerwałem jej, opierając jedynie opuszek palca z przechyloną głową - Nie chcę tobie zepsuć makijażu, dlatego załóżmy, że ty nie chcesz nic powiedzieć. Pokiwaj dla mnie głową - zrobiła to, a ja spojrzałem w górę, na ciemne chmury, z których zaczął spadać biały, puszysty śnieg. Z początku delikatnie, z czasem nieco mocniej. Nadawał temu parku jeszcze mocniejszy wyraz i jeszcze lepszą atmosferę. Co niby było dobre. Ale tylko w niektórych kwestiach. Zawsze się zastanawiałem jak każdy płatek może być inny. Nigdy taki sam. Tego jest ogrom. To niepojęte.
- I teraz będę biały - stęknąłem, na co Imany cicho zachichotała.
- Śnieg jest wspaniały.
- Łatwo tobie mówić - uniosłem spojrzenie na jej ułożone włosy, na których utrzymywały się małe, drobne śnieżynki, po chwili tworząc istny welon - Ja mam czarne włosy i te białe spadające coś strasznie się od nich odbijają. A takie coś ci napada w ilości większej, a potem się dziwisz skąd tyle śniegu w mieszkaniu.
- Nie narzekaj. Pięknie wygląda - w sumie to argument godny do przyjęcia.
- Przejdziemy się do końca i wyjdziemy drugim wyjściem. Trochę nałożymy drogi, ale jak szanowną panią, zaczną boleć nóżki to oferuję swoją pomoc - obszedłem ją i zdejmując swój płaszcz, nałożyłem go na jej ramiona. Złapała jego krańce.
- Mam sukienkę i nawet na to nie licz - ruszyliśmy wzdłuż ścieżki, prowadzącej przez równy rządy drzewek, posadzonych między nieco niższymi krzewami. Z drugiej strony za to płynęła rzeka. Całkiem kusząca jak zresztą.
- Poczekaj. Sprawdzimy czy woda faktycznie w zimę jest cieplejsza - zmierzyła mnie nieco zaskoczonym spojrzeniem, gdy podchodziłem do brzegu. Pochyliłem się nad taflą. Woda była lodowata, gdy tylko na chwilę włożyłem do niej rękę. Aż się wzdrygnąłem. Wyprostowałem się i podbiegłem do stojącej na ścieżce Imany.
- Cieplutka - powiedziałem ze skrzywieniem. Dziewczyna uniosła brew - Zobacz - zanim zdążyła zareagować, przyłożyłem dłoń do jej policzka z szerokim uśmiechem.
- Przestań. Zimne - oplotła zimnymi palcami mój nadgarstek i odciągnęła od siebie. Zaśmiałem się w duchu, łapiąc ją za drugą rękę. Oczywiście próbowała ją wyrwać, bo nie ukrywam, sam bym tak zrobił, ale uniosłem ją do góry i ucałowałem w sam czubek. Przechyliła głowę na bok - Nieco cieplej.
- Wiem - nadal obejmowałem jej dłoń - Zawsze uważałem, że wiosną jest tu ładniej. Ciepło, można gdzieś usiąść, nie jest ciemno jak w nocy, widać cokolwiek - rozejrzałem się z delikatnym skrzywieniem. Dziewczyna powędrowała wzrokiem w tę samą stronę, a gdy to zrobiła, od razu zwróciłem na nią spojrzenie - Ale oglądając tutejszą zimę w tym kadrze, muszę stwierdzić, że nabrała uroku - co ty robisz, Zain? To tylko zwykłe zaproszenie. Zwyczajny, mile spędzony wieczór. Spuściłem powoli spojrzenie i westchnąłem - Wracajmy już... Robi się coraz ciemniej i zimniej, a nie chcę abyś jeszcze dodatkowo się przeziębiła - odsunąłem się delikatnie, puszczając jej dłoń.

Imanuelle?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz