Puściłam klamkę, odskakując w bok, tym samym cudem unikając
rozbicia jajka, rzuconego przez Szkotkę, tuż na mojej twarzy. Zamiast mnie,
ofiarą została pani Stewart, właścicielka całej akademii. Obrzuciła brudne
pomieszczenie wzgardliwym spojrzeniem zimnych oczu, skrzywiła się okropnie,
przez co jej twarz jeszcze bardziej zbrzydła, wyrażając ogromną odrazę. Ruchem
dłoni odgarnęła żółtko i białko z czoła, po czym, potrząsnąwszy dłonią,
zrzuciła je na, już i tak brudną, podłogę.
- Panno MacKenzie – zwróciła się do Agnes, a za chwilę
spojrzała na mnie, krzywiąc się jeszcze bardziej – Tyrell – dodała złowrogo,
odwracając wzrok w stronę Szkotki, która przysłoniła usta dłonią – Co tu się
wydarzyło?
- Przepraszamy panią – powiedziała dziewczyna z aż nadto
udawaną skruchą – Już nie będziemy. – Westchnęła, odsłaniając twarz. Na moment zagościł
na niej delikatny, prawie niewidoczny uśmiech. Splotła dłonie przed sobą,
zerkając nieznacznie w moją stronę. W odpowiedzi wzruszyłam ramionami, a po
chwili skupiłam się na trenerce. Starsza kobieta, wypuściwszy ze świstem
powietrze i mruknąwszy coś o naszym okropnym wychowaniu, wyszła z akademickiej
kuchni, głośno trzaskając za sobą drzwiami. Parsknęłam śmiechem, gdy tylko
właścicielka wyszła, jednak po chwili podniosłam się, opanowując nieodpowiednie
zachowanie.
- Mam pomysł – odezwałam się, przerywając chwilę ciszy – Ale
jest niegrzeczny, więc muszę powiedzieć ci go na ucho. Zgoda?
- Zgoda – odpowiedziała, uśmiechając się. Powoli podeszłam
do niej, a gdy stanęłam tuż obok, ta nieznacznie uniosła brew – Mam się bać?
- Nie – uśmiechnęłam się, stając na palcach, by móc szepnąć
jej do ucha kilka słów. Widząc to, schyliła się nieco – Spotkajmy się w moim pokoju…
Ale za pół godziny, bo na razie obie wyglądamy jak niewymieszana masa do
ciasta. W szafie, na samym dnie, mam trzy butelki szkockiej whisky, to chyba
Grant’s. Dostałam je od babci… Musimy je wypróbować, koniecznie razem, sama pić
nie będę.
- No nie wiem – mruknęła niechętnie, prostując się i
odsuwając kilka kroków. Zmarszczyła brwi, błądząc wzrokiem po kuchni – A poza
tym, kac to zło.
- No proszę, bo jeszcze będę smutna – powiedziałam twardo,
próbując ją przekonać do zgodzenia się na moją świetną propozycję – Nikt nas
nie złapie, a kaca da się zwalczyć.
- Mam słabą głowę, a chcę żyć.
- Proszę cię, będzie świetnie.
- Nie, zdechnę rano. – Westchnęła, chociaż zdecydowanie
Szkotki zniknęło prawie całkowicie. Coraz bliżej celu. Podeszłam do niej i, po
chwili zastanowienia, chwyciłam jej dłonie, ściskając je lekko. Musnęłam
opuszkami palców jej knykcie.
- Przecież pół, czy nawet jedna butelka whisky ci nie
zaszkodzi… - szepnęłam, patrząc błagalnie w jej piękne, jasne oczy. Znowu
uciekła wzrokiem, nie chcąc spojrzeć prosto na mnie.
- No dobrze – odparła, oplatając palcami moje ręce. Dopiero
teraz na mnie spojrzała, chociaż niechętnie – Ale ostrzegam, pijana zachowuję
się dziwnie.
- Jak każdy – wzruszyłam ramionami, wyrywając dłonie z
delikatnego uchwytu. Odwróciwszy się, podeszłam do drzwi i otworzyłam je.
Zerknęłam na Szkotkę, stojącą pośrodku całego bałaganu – To za pół godziny w
pięćdziesiątce szóstce. – Dodałam, wychodząc z brudnego pomieszczenia i
zamknęłam drzwi zaraz za sobą. Schyliwszy głowę, ruszyłam przez korytarz do
swojego pokoju.
Przeszukawszy kieszenie, ale nie odnalazłszy w nich klucza,
nacisnęłam klamkę i, gdy tylko drzwi ustąpiły, weszłam do pokoju. Szybko
rozpięłam guziki koszuli, zrzuciłam ją z ramion i, zwiniętą w kulkę, cisnęłam
na niepościelone łóżko. Zerknęłam na nią przelotnie i, przeszedłszy nad stertą
ubrań, weszłam do łazienki. Zaklęłam w duchu, klękając przy szafce, by znaleźć
w niej butelkę szamponu. Dopiero po dłuższej chwili ją znalazłam, postawiłam ją
przy kranie i zajęłam się poszukiwaniem suszarki do włosów, która, jak się
później, okazało leżała pod ręcznikiem. Ręcznik rzuciłam na sam róg umywalki,
suszarkę obok szafki. Pochyliłam się i włożyłam głowę pod kran. Po chwili,
czując ciepłą wodę, spływającą po karku, zaciskając powieki, wolną ręką
sięgnęłam po butelkę, otworzyłam ją. Wycisnęłam resztki płynu na dłoń i,
odrzuciwszy opakowanie, zaczęłam myć włosy. Spłukałam pianę i, uprzednio
sięgnąwszy po ręcznik i wyjąwszy głowę spod kranu, naprędce ją wytarłam, a po
chwili po prostu wysuszyłam. Coraz bardziej brakowało mi czasu. Po wyjściu z
łazienki, przeszukałam większość ubrań, by znaleźć te czyste. Stosunkowo szybko
się przebrałam i zaraz po tym zajęłam się próbą odnalezienia trzech butelek
Grants. Jednak tym razem nie zdążyłam – drzwi szybko się otworzyło, a do pokoju
wparowała Agnes, która, niemal natychmiast, potknęła się o coś.
- Powinnaś tu posprzątać – fuknęła, powoli podnosząc się z
podłogi. Stanąwszy, podeszła do mnie – To bolało.
- Tragedia – mruknęłam, odgrzebując jedną z butelek.
Ściskając ją, wyciągnęłam rękę, dając znak Szkotce, by chwyciła alkohol –
Trzymaj, muszę znaleźć jeszcze dwie.
- Poczekaj chwilę – powiedziała, stawiając coś na ziemi.
Pies, jak się później okazało, podbiegł bliżej mnie, wystawił jęzor i zamachał
krótkim ogonem. Machinalnie odskoczyłam i, potknąwszy się o własne nogi,
upadłam na podłogę. Przycisnęłam butelkę do piersi, obserwując radosne zwierzę.
– Co to, do jasnej cholery, jest?
- Pies – wzruszyła ramionami, kucając. Białe stworzenie
podbiegło do niej, szczekając kilkakrotnie – Nie mogłam go zostawić – spojrzała
na mnie, uśmiechając się nieznacznie – Błąkał się przy stajni, nie mogłam go
tak zostawić.
- No niby tak… - westchnęłam niechętnie, podnosząc się.
Zerkając to na czworonoga, to na dziewczynę, postawiłam Grants na szafce, a po
chwili powróciłam do poszukiwań – Mam nadzieję, że załatwiłaś jakieś szklanki.
– Dodałam, odnajdując ostatnie butelki. Westchnęłam ciężko, gdy tylko
postawiłam je obok poprzedniej i zobaczyłam, że białe stworzonko leży na łóżku,
tuż obok siedzącej Agnes.
- Tak – odparła, głaszcząc psa, który położył pysk na jej
nogach – Postawiłam je… Tam. – Wskazała ruchem dłoni biurko. Gwałtownie obróciłam
się i zaklęłam nad własną głupotą, gdy tylko ujrzałam dwa kubki, postawione na
kartkach. Szybko wzięłam szklanki i, odkręciwszy pierwszą z butelek, nalałam do
każdej trochę trunku, zapełniając naczynia do połowy. Podałam jeden kubek Agnes
i usiadłam na łóżku, uprzednio postawiwszy jedną z butelek obok.
- Ty pijesz pierwsza – odezwałam się, mocno zaciskając palce
na szkle – Muszę mieć pewność, że cokolwiek wypijesz.
Agnes spojrzała na mnie niepewnie, po chwili niezdecydowania
w końcu napiła się, biorąc zaledwie łyk, by już po chwili, zapewne czując
palący smak w gardle, zaczęła kaszleć. Przyprowadzony pies odskoczył nagle, po
czym ułożył się przy kołdrze. Dopiero po chwili Szkotka uspokoiła oddech.
- Amatorka – uśmiechnęłam się, także zaczynając pić. Wzięłam
gwałtowny haust powietrza, gdy tylko poczułam charakterystyczne palenie w
przełyku, mimo to, nie przerwałam picia, aż do momentu, gdy płynu zabrakło w
szklance – No, dalej!
- Lydia… Proszę cię… - westchnęła ciężko, próbując nie wypić
resztki alkoholu.
- Tyrell, nie Lydia – poprawiłam ją, sięgając po butelkę i,
odkręciwszy korek, nalałam szkocką do szklanki, tym razem jednak trochę więcej.
Wypiłam tyle, na ile pozwalał mi piekący ból w gardle – Tylko to dopiję i zaraz
zajmę się tobą. – Dodałam, po chwili biorąc kolejny, już większy łyk. Jedynie
kilka razy przerwałam picie, a i tak zajęło mi to stosunkowo mało czasu. Czując
pierwsze skutki spożycia takiej ilości alkoholu w tak krótkim czasie,
podniosłam się nieco niezdarnie i wyrwałam szklankę Agnes z jej dłoni. Ścisnęłam
jej policzki, ale dziewczyna, niemal natychmiast zaczęła się szarpać, próbując
wyrwać, jednak, po chwili ustąpiła i posłusznie połknęła palący trunek, który
wlałam jej do gardła, a po tym skrzywiła się niesamowicie, czując jego smak.
- Jebany alkoholik… - wymruczała, mrużąc oczy i wzdychając
ciężko. Wcisnęłam szklankę w jej dłonie i, klnąc niewyraźnie, bardzo cicho,
nalałam resztki alkoholu. Tym razem, nieco chętniejsza, wypiła całość sama.
Uśmiechnęłam się tryumfalnie i, sięgnąwszy uprzednio po dwie pełne butelki,
jedną z nich podałam towarzyszce.
Agnes zdołała jeszcze wypić tę jedną butelkę, choć ręce
zaczęły jej drżeć tuż po połowie, dlatego, z picia ze szklanki przestawiła się na
picie bezpośrednio z butelki, jednak ostatecznie zrezygnowała, twierdząc, że to
za dużo, jak dla niej. Oczywistym było, że to ja dokończę resztę – i tak się
stało. Westchnęłam ciężko, gdy tylko zrzuciłam pustą butelkę z łóżka i znowu
spojrzałam na pijaną Agnes, która właśnie zajęła się głaskaniem białego zwierzątka.
- Patrz, owcę przyprowadziłam. – Wymamrotała, gdy usiadłam
obok niej. Przyjrzałam się zwierzęciu, które rzeczywiście przypominało owcę, a
nie psa, jakim było naprawdę.
- Nazwijmy ją Sweterek.
– Odpowiedziałam równie niewyraźnie, bowiem sweterek
nie brzmiał tak, jak brzmieć powinien.
- Nie! – krzyknęła, niezdarnie i tylko na chwilę, podrywając
się z miejsca – To Maja. – Dodała, ponownie opierając się o ścianę.
- Nie znasz się – mruknęłam – Weź to to odłóż, chcę się tobą
zająć.
- A jak? – zapytała, posłusznie puszczając owieczkę, która niemal od razu
zeskoczyła z łóżka i położyła się na stercie ubrań.
- Specjalnie. – Odszepnęłam, splatając dłonie na jej karku i
przybliżając twarz. Pocałowałam ją długo, niesamowicie namiętnie. Przez moment
błądziła dłońmi po moich plecach, by za chwilę wpleść palce we włosy. Poczułam
przyjemne dreszcze, gdy Agnes przejęła inicjatywę i, po przerwaniu pocałunku,
zajęła się rozpinaniem guzików koszuli, co zajęło jej dłuższą chwilę. Jednak,
zaraz po tym, przerwała i, siłą, położyła mnie na łóżku, a następnie ułożyła
się obok, obejmując w pasie. Słyszałam jej spokojny, głęboki oddech, ale po
chwili przyjemnej ciszy podniosła się, opierając na rękach i zdjęła ze mnie
rozpiętą już koszulę i rzuciła ją za siebie. Po chwili ponownie się położyła,
ułożywszy dłonie na moich biodrach. Mimowolnie uśmiechnęłam się, gdy pijana
Szkotka zajęła się próbą rozpięcia guzika spodni, z czego, po dłuższej chwili
męczarni, zrezygnowała i, objąwszy mnie w pasie, zaprzestała jakichkolwiek
ruchów. Westchnąwszy, będąc niezadowoloną z jej rezygnacji, przymknęłam
powieki.
Agnes?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz