Jak ktoś tu wejdzie to wszystkiego dobrego w święta! Niech wam jajeczko smacznym będzie :)
Buziaki.
Morgan University
czwartek, 18 kwietnia 2019
niedziela, 2 września 2018
sobota, 25 sierpnia 2018
Odejście
Żegnamy z dniem dzisiejszym cztery postacie, które wiele przeżyły w tej akademii:
Imanuelle & Zain
Uciekli do Bostonu aby pogrążyć się w pewnym pasji nowym życiu, ważne że są razem i są szczęśliwi. Owocem tego związku stała się trójka dzieci, czego chyba nawet oni sami nigdy się nie spodziewali. Imany została prawnikiem, Zain wciąż robił wspaniałą karierę, aby później samemu stać się producentem muzycznym. Lewis stał się ulubionym wujkiem ich syna, który zawsze podziwiał kilka lat starszego Dylana (syna Lewisa i Hailey), za to Harry uwielbiał ich dwie córeczki (bliźniaczki)... Zamieszkali w Los Angeles, często wracając do Anglii, będąc szczęśliwi.
Isabelle & Harry
Mniej więcej uciekli do buszu w Australii i słuch po nich w Morgan zaginął. Później pojawiła się plotka, że tam zamieszkali. W każdym razie wiedli sobie swoje romantyczne życie, ciągle się kłócąc o liczbę dzieci, ponieważ Issy chciała tylko dwójkę, Harry chciał najwięcej ile się tylko da, jednak liczba ta zatrzymała się na czwórce, po urodzeniu przez Issy chłopca oraz dziewczynki (małej rozpieszczanej przez Harry'ego do granic cierpliwości Isabelle księżniczki), a również niespodziewanej adopcji przez Harry'ego dwójki braci, co nie spodobało się Isabelle, ale nie mogła oprzeć się czarowi swojego męża i dwójki tych aniołków. Oglądali sobie razem kangury nie przejmując się niczym, aby móc spokojnie razem się zestarzeć.
Od Imanuelle cd Zaina [KONIEC]
- Odejdź od niego - szepcze i podnosi się na rękach, zawisając nade mną, na ułamek sekundy się zawahał. - Ja tego nie oczekuję, ja o to błagam. Kocham cię.
Rozchylam delikatnie usta, wpatrując się w młodego, pięknego mężczyznę nade mną. Jego czekoladowe oczy są pełne skrajnych emocji, one same krzyczą, pomimo że z ust nie wydobył się już żaden dźwięk.
Cisza.
Wszędzie jest cisza, a my trwamy w niej, w przerażeniu i nadziei. Delikatnie drżąc od wszelkich emocji, tego ciepła między nami, od tych wspaniałych chwil, jakie między sobą dzieliliśmy.
Podniosłam okrutnie powoli dłoń, które po chwili zetknęła się ze skórą jego policzka. Tym razem jednak nie powodując u niego żadnego bólu, a cichą przyjemność, którą może zrozumieć tylko osoba zakochana, a która zmusza do przymknięcia oczu, do oddania się temu. Mój kciuk delikatnie masuje dolną wargę jego ust.
Zastanawiam się co powinnam mu powiedzieć, obawiając się równocześnie, że zranię go tak długą przerwą.
Na moich ustach pojawił się uśmiech.
- Ja też... - zaśmiałam się, a w moim oczach pokazały się łzy radości, on ponownie otworzył swoje. Tonęłam w jego spojrzeniu. - Ja też cię kocham, Zain. Odeszłam od niego w równie okrutny sposób, w jaki on chciał nas rozdzielić. Przez list. Nikt nie może nas rozdzielić.
- Nie chcę, żeby nas ktokolwiek rozdzielił - pokręcił szybko głową, tym razem ciężko oddychając.
- Oboje wiemy, że tylko my możemy to sobie zrobić - zachichotałam, on zrobił to samo, po czym pochylił się, aby złożyć szybciutki pocałunek na czubku mojego nosa. Po chwili wrócił do poprzedniej pozycji, układając głowę na moim brzuchu i obejmując mnie nieco ponad linią bioder.
Moje palce delikatnie zanurzyły się w jego włosach.
- Nie chcę tego, a jeśli coś takiego kiedykolwiek się zdarzy... - nagle zadrżał.
- Nie zdarzy - zapewniłam go. - Nie pozwolimy na to. W ekstremalnych warunkach Harry nam skopie tyłki - zachichotałam.
- Styles niech się nawet do mnie nie zbliża! Zdrajca jeden - mruknął jak mały chłopiec, któremu zabrano zabawkę.
- Ej - pacnęłam go delikatnie po plecach - to twój przyjaciel, nie mów tak. Zresztą jak już wyśpiewał co wiedział, to przysięgał na życie swojej mamy i siostry, że to tylko plotki i właściwie to on nic nie wie, jest niewinny i chce dostać świadka koronnego, bo go zabijesz, a on chce żyć - po krótkiej chwili brunet, leżący w moich ramionach zaczął się histerycznie śmiać. - Tylko nie drocz się z nim za mocno, pewnie jest wystarczająco zażenowany.
- Możemy... em... nom.. uh... - westchnął, a ja zachichotałam.
- Nie chcesz o tym rozmawiać, czy masz w głowie drugą rundę? - zapytałam, a on się nagle zerwał, opierając się w ułamku sekundy na łokciach.
- A ty masz? - jego oczy zapaliły się jak lampki na choince. Może za to otworzyły się szeroko, ponieważ nie spodziewałam się jego tak nagłej reakcji. Zmarszczyłam brwi.
- Nie - powiedziałam stanowczo i pokręciłam głową. Zrobił minę malutkiego szczeniaczka, który chce dostać kostkę. Skrzywiłam się. - Nie dam się przekonać. Jestem zmęczona! Czego ty ode mnie oczekujesz? Wystarczająco dużo zrobiłam i się poświęciłam przychodząc tutaj, teraz mnie trzymaj, przytul i cicho i kochaj mnie i śpimy.
- Słodziutka jesteś - zamruczał, ale po chwili położył się. Moje powieki niemal od razu opadły, przynosząc mi ulgę, jakbym dopiero teraz poczuła jak bardzo zmęczone były moje oczy. Zaraz jednak od odpłynięcia powstrzymało mnie ciche mruczenie Zaina. Musiałam się mocno skupić, aby rozpoznać, że nuci miłosną piosenkę, której tytułu nie mogłam sobie przypomnieć. Na mojej twarzy pojawił się leniwy uśmiech, a zarazem taki błogi, jakby jutra miało nie być.
Rozchylam delikatnie usta, wpatrując się w młodego, pięknego mężczyznę nade mną. Jego czekoladowe oczy są pełne skrajnych emocji, one same krzyczą, pomimo że z ust nie wydobył się już żaden dźwięk.
Cisza.
Wszędzie jest cisza, a my trwamy w niej, w przerażeniu i nadziei. Delikatnie drżąc od wszelkich emocji, tego ciepła między nami, od tych wspaniałych chwil, jakie między sobą dzieliliśmy.
Podniosłam okrutnie powoli dłoń, które po chwili zetknęła się ze skórą jego policzka. Tym razem jednak nie powodując u niego żadnego bólu, a cichą przyjemność, którą może zrozumieć tylko osoba zakochana, a która zmusza do przymknięcia oczu, do oddania się temu. Mój kciuk delikatnie masuje dolną wargę jego ust.
Zastanawiam się co powinnam mu powiedzieć, obawiając się równocześnie, że zranię go tak długą przerwą.
Na moich ustach pojawił się uśmiech.
- Ja też... - zaśmiałam się, a w moim oczach pokazały się łzy radości, on ponownie otworzył swoje. Tonęłam w jego spojrzeniu. - Ja też cię kocham, Zain. Odeszłam od niego w równie okrutny sposób, w jaki on chciał nas rozdzielić. Przez list. Nikt nie może nas rozdzielić.
- Nie chcę, żeby nas ktokolwiek rozdzielił - pokręcił szybko głową, tym razem ciężko oddychając.
- Oboje wiemy, że tylko my możemy to sobie zrobić - zachichotałam, on zrobił to samo, po czym pochylił się, aby złożyć szybciutki pocałunek na czubku mojego nosa. Po chwili wrócił do poprzedniej pozycji, układając głowę na moim brzuchu i obejmując mnie nieco ponad linią bioder.
Moje palce delikatnie zanurzyły się w jego włosach.
- Nie chcę tego, a jeśli coś takiego kiedykolwiek się zdarzy... - nagle zadrżał.
- Nie zdarzy - zapewniłam go. - Nie pozwolimy na to. W ekstremalnych warunkach Harry nam skopie tyłki - zachichotałam.
- Styles niech się nawet do mnie nie zbliża! Zdrajca jeden - mruknął jak mały chłopiec, któremu zabrano zabawkę.
- Ej - pacnęłam go delikatnie po plecach - to twój przyjaciel, nie mów tak. Zresztą jak już wyśpiewał co wiedział, to przysięgał na życie swojej mamy i siostry, że to tylko plotki i właściwie to on nic nie wie, jest niewinny i chce dostać świadka koronnego, bo go zabijesz, a on chce żyć - po krótkiej chwili brunet, leżący w moich ramionach zaczął się histerycznie śmiać. - Tylko nie drocz się z nim za mocno, pewnie jest wystarczająco zażenowany.
- Możemy... em... nom.. uh... - westchnął, a ja zachichotałam.
- Nie chcesz o tym rozmawiać, czy masz w głowie drugą rundę? - zapytałam, a on się nagle zerwał, opierając się w ułamku sekundy na łokciach.
- A ty masz? - jego oczy zapaliły się jak lampki na choince. Może za to otworzyły się szeroko, ponieważ nie spodziewałam się jego tak nagłej reakcji. Zmarszczyłam brwi.
- Nie - powiedziałam stanowczo i pokręciłam głową. Zrobił minę malutkiego szczeniaczka, który chce dostać kostkę. Skrzywiłam się. - Nie dam się przekonać. Jestem zmęczona! Czego ty ode mnie oczekujesz? Wystarczająco dużo zrobiłam i się poświęciłam przychodząc tutaj, teraz mnie trzymaj, przytul i cicho i kochaj mnie i śpimy.
- Słodziutka jesteś - zamruczał, ale po chwili położył się. Moje powieki niemal od razu opadły, przynosząc mi ulgę, jakbym dopiero teraz poczuła jak bardzo zmęczone były moje oczy. Zaraz jednak od odpłynięcia powstrzymało mnie ciche mruczenie Zaina. Musiałam się mocno skupić, aby rozpoznać, że nuci miłosną piosenkę, której tytułu nie mogłam sobie przypomnieć. Na mojej twarzy pojawił się leniwy uśmiech, a zarazem taki błogi, jakby jutra miało nie być.
piątek, 24 sierpnia 2018
od Rose cd Coral
Powoli wmuszałam w siebie ostatnie kęsy posiłku i dopiero po chwili podniosłam ponownie głowę na nowo poznaną osobę. Była ładna, nawet bardzo ładna, zawsze chciałam mieć rude włosy ale nie pasowały do mojej karnacji więc blond był jedynym wyjściem. Wydawała się z olbrzymim zaangażowaniem zjadać moją "ulubioną sałatkę" którą tak naprawdę złapałam przed chwilą z blatu, nie to ,że była nie dobra ale.. kto miał by ulubioną sałatkę? Pizzę, sos, jakieś fryteczki to rozumiem ale kto lubi sałatki? Nie pogardę dobrą grecką ale nie wybrała bym jej jako coś na czym chcę żyć i tylko to jeść do końca życia.. Ale , patrząc na to jak spokojnie a zjadała ostatnie kęsy wydawać by się jednak mogło ,ze nie problematu z jedzeniem sałaty. No cóż, najważniejsze że jej nie zabiłam niczym ? Na stołówkę wbiegł kot który był na swoim prywatnym samotnym spacerze w czasie posiłku i szybko ruszył do mojego stolika, usiadł obok mojej nogi i spokojnie sapnął. Wystawiłam rękę i podrapałam czaszkę psiny która z wdzięcznością przyjęła pieszczotę. Uśmiechnęłam się widząc jak Kot wygina się pod moim dotykiem cicho powarkując.
-Masz psa? -Głos nowo poznanej wyrwał mnie z naszej małej prywatnej chwili z Kotem. Pokiwałam głową i lekko pchnęłam psa w jej kierunku. Momentalnie został pogłaskany przez rudzielca który wydawał się być bardzo zadowolony ,że mógł pomiziać psa.
-Lubię psy ! Są takie wierne -Rozmarzyła się. Oj tak, są i to bardzo ale co ja mogę ci powiedzieć? Kiwnęłam ponownie głową i wytarłam dłonie o spodenki które zdobiły mój tyłek. Naprawdę ciężko było mieć ten swój świat którego nikt do końca nie rozumiał, ale wydaje mi się ,ze Liam by rozumiał, on był w końcu taki.. inny? Miał taką cierpliwość w swojej osobie która po prostu nie opuszczała cię po chwili rozmowy z nim. Zamyśliłam się odrobinę odpływając ponownie myślami w kierunku przystojnego trenera Crossu , czemu ideały istnieją? Nawet nie byłam pewna czy jest wolny, ale co tam, nawet jak nie jest to nie ma ściany której nie da się przesunąć! Uśmiechnęłam się do siebie dopiero po chwili poczułam jak ktoś się na mnie gapi.. no dobra intensywnie wpatruje! Przeniosłam wzrok na Coral która aktualnie uśmiechała się zmieszana.
-Wszystko okay? Odpłynęłaś..
Pokiwałam głową i zniżyłam głowę pod stolik gdzie Kot wciskał głowę na kolana nowo poznanej rudej dziewczyny. Strzeliłam z palców i wyrwałam go z transu miłości który aktualnie go objął, najwyraźniej nie byłam sama zakochana.. Kot wyraźnie polubił dziewczynę co przyjęłam za dobry znak. Podniosłam tacę z brudnymi naczyniami i spokojnie ruszyłam do okienka oddać naczynia, za mną szybko pojawiła się Coral z swoją miską w rękach. Postawiłyśmy to co miałyśmy na parapeciku i ruszyłyśmy na dwór.
-Gdzie teraz? -zapytała najwyraźniej zapominając ,ze jej nie odpowiem. Machnęłam ręką zapraszając ją do swojego pokoju, sprzątałam wiec nie ma co się martwić ! Nagle zza drzwi stołówki wyszedł on.. Jezu ideał. Westchnęłam cicho i uśmiechnęłam się najładniej jak tylko potrafiłam. Pan O'Donnel zauważył nas i pomachał przywołującym gestem. Znalazłam się obok niego w parę sekund.
-Zapraszam cię na kolejny trening Crossu Rose, udało mi się załatwić co nie co -Puścił mi oczko i uśmiechnął się. Zaskoczyło mnie to, nie wiedziałam że wziął do serca to co mu napisałam. Wymigałam "dziękuję" wiedząc że się domyśli znaczenie mojego gestu i przytuliłam się do niego szybko, było.. Jezu on tak ładnie pachniał ale musiałam szybko się odkleić bo by się domyślił. Wydawał się być raczej zadowolona, pożegnał się z nami i ruszył w kierunku stajni.
-Ćwiczysz crossa? -Coral podeszła do mnie bo cały ten czas stała raczej z tyłu. Pokręciłam głowa i napisałam coś na niewidzialnej kartce w powietrzu dając jej do zrozumienia ,że jej wyjaśnię potem.
-Okay, rozumiem, do ciebie?- Kiwnęłam głową i ruszyłam szybko do mojego pokoju. Na wejściu podbiegłam do laptopa i włączyłam muzykę "Fast Car" - Tracy Chapman rozbrzmiało w pokoju a ja szybko zaczęłam pisać wyjaśnienie : " Zaczynam trenować dopiero.. no będę miała pierwszy trening za tydzień.. Pan Liam o'Donnol załatwił.. jest kochany " Już czytała mi przez ramię a ja szczęśliwa bujałam sie w rytmie muzyki.
<Coral? przepraszam że tak długo >
-Masz psa? -Głos nowo poznanej wyrwał mnie z naszej małej prywatnej chwili z Kotem. Pokiwałam głową i lekko pchnęłam psa w jej kierunku. Momentalnie został pogłaskany przez rudzielca który wydawał się być bardzo zadowolony ,że mógł pomiziać psa.
-Lubię psy ! Są takie wierne -Rozmarzyła się. Oj tak, są i to bardzo ale co ja mogę ci powiedzieć? Kiwnęłam ponownie głową i wytarłam dłonie o spodenki które zdobiły mój tyłek. Naprawdę ciężko było mieć ten swój świat którego nikt do końca nie rozumiał, ale wydaje mi się ,ze Liam by rozumiał, on był w końcu taki.. inny? Miał taką cierpliwość w swojej osobie która po prostu nie opuszczała cię po chwili rozmowy z nim. Zamyśliłam się odrobinę odpływając ponownie myślami w kierunku przystojnego trenera Crossu , czemu ideały istnieją? Nawet nie byłam pewna czy jest wolny, ale co tam, nawet jak nie jest to nie ma ściany której nie da się przesunąć! Uśmiechnęłam się do siebie dopiero po chwili poczułam jak ktoś się na mnie gapi.. no dobra intensywnie wpatruje! Przeniosłam wzrok na Coral która aktualnie uśmiechała się zmieszana.
-Wszystko okay? Odpłynęłaś..
Pokiwałam głową i zniżyłam głowę pod stolik gdzie Kot wciskał głowę na kolana nowo poznanej rudej dziewczyny. Strzeliłam z palców i wyrwałam go z transu miłości który aktualnie go objął, najwyraźniej nie byłam sama zakochana.. Kot wyraźnie polubił dziewczynę co przyjęłam za dobry znak. Podniosłam tacę z brudnymi naczyniami i spokojnie ruszyłam do okienka oddać naczynia, za mną szybko pojawiła się Coral z swoją miską w rękach. Postawiłyśmy to co miałyśmy na parapeciku i ruszyłyśmy na dwór.
-Gdzie teraz? -zapytała najwyraźniej zapominając ,ze jej nie odpowiem. Machnęłam ręką zapraszając ją do swojego pokoju, sprzątałam wiec nie ma co się martwić ! Nagle zza drzwi stołówki wyszedł on.. Jezu ideał. Westchnęłam cicho i uśmiechnęłam się najładniej jak tylko potrafiłam. Pan O'Donnel zauważył nas i pomachał przywołującym gestem. Znalazłam się obok niego w parę sekund.
-Zapraszam cię na kolejny trening Crossu Rose, udało mi się załatwić co nie co -Puścił mi oczko i uśmiechnął się. Zaskoczyło mnie to, nie wiedziałam że wziął do serca to co mu napisałam. Wymigałam "dziękuję" wiedząc że się domyśli znaczenie mojego gestu i przytuliłam się do niego szybko, było.. Jezu on tak ładnie pachniał ale musiałam szybko się odkleić bo by się domyślił. Wydawał się być raczej zadowolona, pożegnał się z nami i ruszył w kierunku stajni.
-Ćwiczysz crossa? -Coral podeszła do mnie bo cały ten czas stała raczej z tyłu. Pokręciłam głowa i napisałam coś na niewidzialnej kartce w powietrzu dając jej do zrozumienia ,że jej wyjaśnię potem.
-Okay, rozumiem, do ciebie?- Kiwnęłam głową i ruszyłam szybko do mojego pokoju. Na wejściu podbiegłam do laptopa i włączyłam muzykę "Fast Car" - Tracy Chapman rozbrzmiało w pokoju a ja szybko zaczęłam pisać wyjaśnienie : " Zaczynam trenować dopiero.. no będę miała pierwszy trening za tydzień.. Pan Liam o'Donnol załatwił.. jest kochany " Już czytała mi przez ramię a ja szczęśliwa bujałam sie w rytmie muzyki.
<Coral? przepraszam że tak długo >
środa, 22 sierpnia 2018
Od Zaina cd. Imanuelle
Ekhem, +18, ekhem, ekhem...
To było nawet jak dla mnie za dużo. Nie wiem, czy bardziej pragnąłem tego aby nigdy się tu nie pojawiła, czy tego, aby właśnie w tej chwili wyszła. Oblizałem usta, przyznając jej, że zamach ma całkiem niezły. Cisza, która zapadła, była nie tyle co natrętna, jak przejmująca. Nigdy nie czułem takiego bólu promieniującego po całym ciele. I nie był on spowodowany uderzeniem. Jej obecność rozdzierała mnie na strzępy. Moje serce pragnęło tylko tego, aby owinąć się wokół jej serca. Poczucie utraty kogoś tak zmieniającego wszystko na mojej drodze doprowadzało mnie do załamania.
Nie chcę jej tracić.
Muszę się cofnąć, ale moje serce i moja siła woli nagle zaczynają ze sobą walczyć. Mam nadzieję, że ona mnie odepchnie od siebie - zrobi to, co jak wiemy oboje, jedno z nas musi zrobić. Jeśli ona tego nie zrobi, zaraz zacznę się do niej przysuwać jeszcze bliżej. Po prostu pragnę ją objąć i przytulić. Pragnę ją objąć tak samo, jak cztery miesiące temu, zanim to wszystko uległo niespodziewanemu upadkowi. Zanim przeistoczyło się w przytłaczającą gmatwaninę uczuć.
A z każdą spływającą po jej policzku łzą czułem, że się coraz bardziej oddala. Miała rację. Jestem zbyt egoistyczny, by widzieć swoje błędy. I zbyt dumny, by się do nich przyznać. Ale zbyt mi na niej zależy, by teraz unieść się swoim ego, bo wiedziałem, że jeśli zrobię to teraz, nigdy nie poczuję takiego szczęścia, które chciałbym razem z nią stworzyć. Tylko z nią.
Podnoszę wzrok w momencie, w którym Imany odsuwa się do tyłu. W jednej chwili chcę ją spytać, czy tak to się skończy, ale natychmiast odsuwam to pytanie, bo wiem, że nie chcę tego skończyć. I nie chcę usłyszeć twierdzącej odpowiedzi z jej ust, które teraz zaciska, aby powstrzymać szloch. Po raz kolejny przez nią, nie mam pojęcia co zrobić. Milczę, ale zarazem układam w głowie ewentualne słowa, które jednak nie wydostają się z moich ust. Ten stan doprowadza mnie do wykończenia, miotam się, a z każdą sekundą ciszy, jesteśmy coraz bliżsi rezygnacji. Doprowadziłem do tego, że czuła się winna i ja też. Doprowadziłem do tego, co chciałem zrobić delikatniej, a jednak źle mi z tym.
Widzę jak z jej oczu spływają kolejne łzy, co łamie moje serce. Natychmiast robię dwa kroki do przodu, aby znaleźć się tuż obok niej. Staram się opanować nagłą chęć ujęcia jej w ramiona. Patrzy na mnie w sposób, jakoby była już przygotowana do tego, aby wyjść. Tylko tym razem już nie wrócić.
Czekałem tyle czasu aby być z nią sam na sam, nawet nie mając pewności czy ta chwila nastąpi. Byłem niemal śmiertelnie przekonany, że nigdy. Jeśli za sekundę jej nie pocałuję, po prostu umrę. Tym razem jednak nie patrzę już na nic i robię to, co wychodzi mi chyba najlepiej. Spontanicznie, w przypływie impulsu i bez namysłu. Myślenie jest złe i w tym momencie całkowicie je wyłączam. Robię to, co miałem ochotę zrobić od samego początku, od momentu, kiedy ją ponownie zobaczyłem.
Unoszę rękę i wierzchem dłoni gładzę delikatnie jej policzek, unosząc kciukiem podbródek. Wycieram nią jej łzy i ich ślady, jak smugi rozdzierające jej już zaróżowione policzki. Ciepły dotyk jej skóry przypomina mi, jak bardzo zatracam się w tęsknocie. Jej dotyk wstrząsa mną do głębi i z całej siły staram się w tym nie zatracić. Kiedy ją obejmuję, opiera dłoń na mojej piersi. Wyczuwam, że stara się stawiać opór, ale jednocześnie czuję, że jej pragnienie jest tak samo silne jak moje. Podchodzę jeszcze bliżej, a wtedy ona znajduje wreszcie mocne oparcie za plecami, a ja szybko dotykam ustami jej warg, zanim którekolwiek z nas zdąży zmienić zdanie. Kiedy nasze języki się spotykają, ona jęczy cicho i staje się w moich ramionach kompletnie bezwładna. Całuję ją namiętnie, czule i żarliwie. Poddaję się chęci poczucia jej jeszcze bliżej. Uczucie, jakie mnie ogarnia jak tylko dotykam jej ust, to coś, o czym myślałem nieustannie od pierwszej chwili, gdy ją pocałowałem. Pamiętam to doskonale, wtedy w aucie. To było najwspanialsze uczucie. Najwspanialsze ciepło jakie mogło rozlać się po moim ciele. Choć nie trwało to długo, to przez cały wieczór nie mogłem przestać myśleć o jej ustach, o ich smaku i kształcie, który odbił się na moich i oddałbym w tamtej chwili wszystko, by znów poczuć ich słodycz. Jestem zdumiony, kiedy ta chwila znowu nadeszła, kiedy znowu z nią jestem.
Chwytam ją w talii i bez trudu unoszę, nie przerywając pocałunku, który staje się coraz bardziej wygłodniały. Oplata mnie nogami wokół, podczas gdy ja znajduję oparcie ręki o ścianę, drugą przytrzymując ją na wysokości swoich bioder. Zmieniam po chwili pozycję, sadzając ją na szafce na dogodnej wysokości i staję między jej nogami. Czuję jak jej paznokcie wbijają się lekko w ręce, a palce suną w górę ramienia. Dociera do szyi i zanurza palce w moich włosach, co wywołuje u mnie dreszcze. Chwyta ich kosmyki i przechyla moją głowę ku sobie. Zanim udaje mi się powstrzymać, albo dać sobie czas do namysłu, moje usta spotykają jej słodką skórę na szyi i wtedy wszystko we mnie pęka. Ona obejmuje mnie ramionami i bierze za nas oboje głęboki oddech, podczas gdy moje wargi przesuwają się po jej obojczyku. Unoszę dłoń z jej talii i odchylam głowę do tyłu, dając tym samym sobie jeszcze szerszy dostęp do jej skóry. Puszczam ją i przesuwam dłonią po plecach, wsuwając palce pod dżinsy. Muskam brzeg jej majtek. Jęczę półgłosem. Kiedy tak trzymam ją w ramionach, zapełnia się wreszcie ta nieznikająca pustka jaką czułem od dłuższego czasu. Pragnę znacznie więcej niż tych skradzionych chwil namiętności. Pragnę jej znacznie bardziej.
To było nawet jak dla mnie za dużo. Nie wiem, czy bardziej pragnąłem tego aby nigdy się tu nie pojawiła, czy tego, aby właśnie w tej chwili wyszła. Oblizałem usta, przyznając jej, że zamach ma całkiem niezły. Cisza, która zapadła, była nie tyle co natrętna, jak przejmująca. Nigdy nie czułem takiego bólu promieniującego po całym ciele. I nie był on spowodowany uderzeniem. Jej obecność rozdzierała mnie na strzępy. Moje serce pragnęło tylko tego, aby owinąć się wokół jej serca. Poczucie utraty kogoś tak zmieniającego wszystko na mojej drodze doprowadzało mnie do załamania.
Nie chcę jej tracić.
Muszę się cofnąć, ale moje serce i moja siła woli nagle zaczynają ze sobą walczyć. Mam nadzieję, że ona mnie odepchnie od siebie - zrobi to, co jak wiemy oboje, jedno z nas musi zrobić. Jeśli ona tego nie zrobi, zaraz zacznę się do niej przysuwać jeszcze bliżej. Po prostu pragnę ją objąć i przytulić. Pragnę ją objąć tak samo, jak cztery miesiące temu, zanim to wszystko uległo niespodziewanemu upadkowi. Zanim przeistoczyło się w przytłaczającą gmatwaninę uczuć.
Podnoszę wzrok w momencie, w którym Imany odsuwa się do tyłu. W jednej chwili chcę ją spytać, czy tak to się skończy, ale natychmiast odsuwam to pytanie, bo wiem, że nie chcę tego skończyć. I nie chcę usłyszeć twierdzącej odpowiedzi z jej ust, które teraz zaciska, aby powstrzymać szloch. Po raz kolejny przez nią, nie mam pojęcia co zrobić. Milczę, ale zarazem układam w głowie ewentualne słowa, które jednak nie wydostają się z moich ust. Ten stan doprowadza mnie do wykończenia, miotam się, a z każdą sekundą ciszy, jesteśmy coraz bliżsi rezygnacji. Doprowadziłem do tego, że czuła się winna i ja też. Doprowadziłem do tego, co chciałem zrobić delikatniej, a jednak źle mi z tym.
Widzę jak z jej oczu spływają kolejne łzy, co łamie moje serce. Natychmiast robię dwa kroki do przodu, aby znaleźć się tuż obok niej. Staram się opanować nagłą chęć ujęcia jej w ramiona. Patrzy na mnie w sposób, jakoby była już przygotowana do tego, aby wyjść. Tylko tym razem już nie wrócić.
Czekałem tyle czasu aby być z nią sam na sam, nawet nie mając pewności czy ta chwila nastąpi. Byłem niemal śmiertelnie przekonany, że nigdy. Jeśli za sekundę jej nie pocałuję, po prostu umrę. Tym razem jednak nie patrzę już na nic i robię to, co wychodzi mi chyba najlepiej. Spontanicznie, w przypływie impulsu i bez namysłu. Myślenie jest złe i w tym momencie całkowicie je wyłączam. Robię to, co miałem ochotę zrobić od samego początku, od momentu, kiedy ją ponownie zobaczyłem.
Unoszę rękę i wierzchem dłoni gładzę delikatnie jej policzek, unosząc kciukiem podbródek. Wycieram nią jej łzy i ich ślady, jak smugi rozdzierające jej już zaróżowione policzki. Ciepły dotyk jej skóry przypomina mi, jak bardzo zatracam się w tęsknocie. Jej dotyk wstrząsa mną do głębi i z całej siły staram się w tym nie zatracić. Kiedy ją obejmuję, opiera dłoń na mojej piersi. Wyczuwam, że stara się stawiać opór, ale jednocześnie czuję, że jej pragnienie jest tak samo silne jak moje. Podchodzę jeszcze bliżej, a wtedy ona znajduje wreszcie mocne oparcie za plecami, a ja szybko dotykam ustami jej warg, zanim którekolwiek z nas zdąży zmienić zdanie. Kiedy nasze języki się spotykają, ona jęczy cicho i staje się w moich ramionach kompletnie bezwładna. Całuję ją namiętnie, czule i żarliwie. Poddaję się chęci poczucia jej jeszcze bliżej. Uczucie, jakie mnie ogarnia jak tylko dotykam jej ust, to coś, o czym myślałem nieustannie od pierwszej chwili, gdy ją pocałowałem. Pamiętam to doskonale, wtedy w aucie. To było najwspanialsze uczucie. Najwspanialsze ciepło jakie mogło rozlać się po moim ciele. Choć nie trwało to długo, to przez cały wieczór nie mogłem przestać myśleć o jej ustach, o ich smaku i kształcie, który odbił się na moich i oddałbym w tamtej chwili wszystko, by znów poczuć ich słodycz. Jestem zdumiony, kiedy ta chwila znowu nadeszła, kiedy znowu z nią jestem.
Chwytam ją w talii i bez trudu unoszę, nie przerywając pocałunku, który staje się coraz bardziej wygłodniały. Oplata mnie nogami wokół, podczas gdy ja znajduję oparcie ręki o ścianę, drugą przytrzymując ją na wysokości swoich bioder. Zmieniam po chwili pozycję, sadzając ją na szafce na dogodnej wysokości i staję między jej nogami. Czuję jak jej paznokcie wbijają się lekko w ręce, a palce suną w górę ramienia. Dociera do szyi i zanurza palce w moich włosach, co wywołuje u mnie dreszcze. Chwyta ich kosmyki i przechyla moją głowę ku sobie. Zanim udaje mi się powstrzymać, albo dać sobie czas do namysłu, moje usta spotykają jej słodką skórę na szyi i wtedy wszystko we mnie pęka. Ona obejmuje mnie ramionami i bierze za nas oboje głęboki oddech, podczas gdy moje wargi przesuwają się po jej obojczyku. Unoszę dłoń z jej talii i odchylam głowę do tyłu, dając tym samym sobie jeszcze szerszy dostęp do jej skóry. Puszczam ją i przesuwam dłonią po plecach, wsuwając palce pod dżinsy. Muskam brzeg jej majtek. Jęczę półgłosem. Kiedy tak trzymam ją w ramionach, zapełnia się wreszcie ta nieznikająca pustka jaką czułem od dłuższego czasu. Pragnę znacznie więcej niż tych skradzionych chwil namiętności. Pragnę jej znacznie bardziej.
piątek, 17 sierpnia 2018
od Oliego cd Yuu
Nawet nie zorientowałem się kiedy osobnik wyszedł. Moje istnienie w tej chwili nie stanowiło jednej całości, rozpływałem się na łóżku z pizzą w ustach i obserwowałem sufit który wydawał się błyszczeć bielą. Zabawne, nigdy n ie obserwowałem sufitu ale teraz dotarło do mnie jaki czysty był.. to uspakajało.. Przymknąłem oczy mrucząc cicho do siebie jaką mało konkretną melodię i przełknąłem kolejny kęs. Westchnąłem i przeniosłem dłonie pod głowę, może by tak sobie puścić muzykę? Na oślep poklepałem za telefonem który powinien być na moim łóżku, niestety.. nie było go tam, momentalnie otrzeźwiałem i podniosłem się aby go znaleźć. Niestety nigdzie go nie było.. muszę do siebie zadzwonić to go usłyszę..
-Zaraz, jak mam zadzwonić ? -Wymamrotałem do siebie na głos i westchnąłem, nie mam jak oczywiście. Powoli opuściłem pokój w poszukiwaniu kogoś z telefonem i odrobiną empatii. Kiedy udało mi się pokonać barierę drzwi znalazłem się ponownie brudnym zniszczonym świecie, jebać wszystko i do przodu ! Powoli ruszyłem w nie określonym kierunku, może gdzieś lezy i na mnie czeka? Kiedy jednak po spacerze w okolicy nadal go nie znalazłem ruszyłem na kolejne piętro, ostatnia osoba która była u mnie to Yuu, wiec i on mógł mój telefon zabrać, pewno chciał wydobyć kompromitujące mnie materiały.. jokes on him bo moje całe istnienie było kompromitującym materiałem ! Pod drzwiami tkwił jakiś facet w garniaku i nerwowo pukał w nie.. Podszedłem mrużąc oczy i stanąłem obok, to chyba ten sam zjeb co mnie zdjął z barka parę dni temu. Przystanąłem i patrzyłem na niego zaczepnie .
-Co się gapisz? -Warknął i ponownie uderzył w drzwi.
-Nie wydaje mi się ,że Yuu chce cię widzieć -Powiedziałem o dziwo spokojnie jak na moją osobę.
-A co ty możesz wiedzieć o moim synu ? Zjarany w 3 dupy i jeszcze się starasz odzywać, zabieraj te 3 komórki które ci zostały i wypierdalaj w podskokach. Irytował mnie, pomimo spokoju jaki miałem w sobie po jaraniu czułem że mnie irytuje.
-Spierdalaj gościu mam tu biznes -Warknąłem i wsunąłem się tak ,ze teraz ja uderzałem w drzwi pięścią. Pociągniecie w tył za koszulkę zbiło mnie z tropu ale usłyszałem wtedy dźwięk dartego materiału, powoli jak by w zwolnionym tempie przeniosłem wzrok na osobnika i koszulkę która miała naderwany rękaw. Świat nabrał nagle barwy czerwieni, nikt kurwa nie będzie mi niszczył ubrań, nikt. Nie pamiętam kiedy ale nagle moje pięści znalazły się na jego twarzy i po staremu napierdalałem się z kimś na korytarzu akademika. Dopiero po chwili poczułem jak ktoś mnie odciąga od osobnika i nagle zamyka za nami drzwi. Powoli odzyskałem powiedzmy ,że mentalną przytomność i rozejrzałem się. Nade mną stał Yuu.
-Co ty odpierdalasz?
-On zaczął, popruł mi koszulkę -Burknąłem i podniosłem się z pozycji pół siedzącej do pozycji stojącej. Lustro wiszące na drzwiach ukazało marność mojej twarzy, z wargi ciekła mi krew, miałem rozwalony łuk brwiowy i zdecydowanie będę miał limo pod okiem. Sięgnąłem dłonią do twarzy i lekko zebrałem krew na palce podnosząc je do oczu, to ja, obraz nędzy i rozpaczy.. Pokręciłem głową i nie zwracałem uwagi na .. czemu on był zmartwiony?
-Chyba twój ojciec właśnie poszedł -Burknąłem w kierunku drzwi słysząc oddalające się przekleństwa. Kiwnął głowa i odwrócił się.
-Masz mój telefon -Dopiero po chwili przypomniałem sobie po co tu się pofatygowałem.
-Co? -Wyraźnie zbiłem go z tropu.
-Musiałeś go zabrać, oddaj -Wystawiłem rękę przed siebie.
-Nie mam twojego.. -Zamarł kiedy dotknął obu kieszeni naraz, wyciągnął moje ubrane w czarną obudowę urządzenie dzwoniące i zrobił raczej zaszokowaną minę.
-Złodziej -Sarknąłem i wyjąłem telefon z ręki.
-Nawwt nie wiedziałem ,ze go mam-Sarknął.
-Oczywiście, pojebańcu chciałeś po prostu wyciągną.c brudy na mnie, ale wiesz co? Mojej reputacji bardziej już nie zjebiesz, jest wystarczająco zjebana przez samo moje istnienie -Warknąłem i ruszyłem do drzwi. Przekręciłem klucz i zamarłem kiedy w ręku został mi sam uchwyt.. Czy ja właśnie złamałem klucz? JA JEBIE.
<Yuu ? przepraszam że krótkie ale się zbieram do pracy w weekend i umieram>
-Zaraz, jak mam zadzwonić ? -Wymamrotałem do siebie na głos i westchnąłem, nie mam jak oczywiście. Powoli opuściłem pokój w poszukiwaniu kogoś z telefonem i odrobiną empatii. Kiedy udało mi się pokonać barierę drzwi znalazłem się ponownie brudnym zniszczonym świecie, jebać wszystko i do przodu ! Powoli ruszyłem w nie określonym kierunku, może gdzieś lezy i na mnie czeka? Kiedy jednak po spacerze w okolicy nadal go nie znalazłem ruszyłem na kolejne piętro, ostatnia osoba która była u mnie to Yuu, wiec i on mógł mój telefon zabrać, pewno chciał wydobyć kompromitujące mnie materiały.. jokes on him bo moje całe istnienie było kompromitującym materiałem ! Pod drzwiami tkwił jakiś facet w garniaku i nerwowo pukał w nie.. Podszedłem mrużąc oczy i stanąłem obok, to chyba ten sam zjeb co mnie zdjął z barka parę dni temu. Przystanąłem i patrzyłem na niego zaczepnie .
-Co się gapisz? -Warknął i ponownie uderzył w drzwi.
-Nie wydaje mi się ,że Yuu chce cię widzieć -Powiedziałem o dziwo spokojnie jak na moją osobę.
-A co ty możesz wiedzieć o moim synu ? Zjarany w 3 dupy i jeszcze się starasz odzywać, zabieraj te 3 komórki które ci zostały i wypierdalaj w podskokach. Irytował mnie, pomimo spokoju jaki miałem w sobie po jaraniu czułem że mnie irytuje.
-Spierdalaj gościu mam tu biznes -Warknąłem i wsunąłem się tak ,ze teraz ja uderzałem w drzwi pięścią. Pociągniecie w tył za koszulkę zbiło mnie z tropu ale usłyszałem wtedy dźwięk dartego materiału, powoli jak by w zwolnionym tempie przeniosłem wzrok na osobnika i koszulkę która miała naderwany rękaw. Świat nabrał nagle barwy czerwieni, nikt kurwa nie będzie mi niszczył ubrań, nikt. Nie pamiętam kiedy ale nagle moje pięści znalazły się na jego twarzy i po staremu napierdalałem się z kimś na korytarzu akademika. Dopiero po chwili poczułem jak ktoś mnie odciąga od osobnika i nagle zamyka za nami drzwi. Powoli odzyskałem powiedzmy ,że mentalną przytomność i rozejrzałem się. Nade mną stał Yuu.
-Co ty odpierdalasz?
-On zaczął, popruł mi koszulkę -Burknąłem i podniosłem się z pozycji pół siedzącej do pozycji stojącej. Lustro wiszące na drzwiach ukazało marność mojej twarzy, z wargi ciekła mi krew, miałem rozwalony łuk brwiowy i zdecydowanie będę miał limo pod okiem. Sięgnąłem dłonią do twarzy i lekko zebrałem krew na palce podnosząc je do oczu, to ja, obraz nędzy i rozpaczy.. Pokręciłem głową i nie zwracałem uwagi na .. czemu on był zmartwiony?
-Chyba twój ojciec właśnie poszedł -Burknąłem w kierunku drzwi słysząc oddalające się przekleństwa. Kiwnął głowa i odwrócił się.
-Masz mój telefon -Dopiero po chwili przypomniałem sobie po co tu się pofatygowałem.
-Co? -Wyraźnie zbiłem go z tropu.
-Musiałeś go zabrać, oddaj -Wystawiłem rękę przed siebie.
-Nie mam twojego.. -Zamarł kiedy dotknął obu kieszeni naraz, wyciągnął moje ubrane w czarną obudowę urządzenie dzwoniące i zrobił raczej zaszokowaną minę.
-Złodziej -Sarknąłem i wyjąłem telefon z ręki.
-Nawwt nie wiedziałem ,ze go mam-Sarknął.
-Oczywiście, pojebańcu chciałeś po prostu wyciągną.c brudy na mnie, ale wiesz co? Mojej reputacji bardziej już nie zjebiesz, jest wystarczająco zjebana przez samo moje istnienie -Warknąłem i ruszyłem do drzwi. Przekręciłem klucz i zamarłem kiedy w ręku został mi sam uchwyt.. Czy ja właśnie złamałem klucz? JA JEBIE.
<Yuu ? przepraszam że krótkie ale się zbieram do pracy w weekend i umieram>
czwartek, 16 sierpnia 2018
Od Yuu CD Oli'ego
Miałem ochotę mu odparować, że poradzę sobie bez jego łaskawej połowy pizzy, ale się powstrzymałem. Darmowa wyżerka, dobra w dodatku- brzmi nieźle. Tak więc tylko zacisnąłem usta i lekko skinąłem głową.
- Niech będzie.
Oli wniósł oczy ku niebu, ale nie przestał jeść tego jednego kawałka pizzy. Szło mu to dość opornie, biorąc pod uwagę, że ja już po chwili kończyłem drugi fragment, a zacząłem jeść później niż blondyna. Wyciągnąłem z kartonowego pudełka kolejny kawałek i zacząłem na niego przekładać oliwki z innego mojego kawałka- wolałem na raz zjeść je wszystkie, gdyby ten idiota nagle zmienił zdanie i chciał mi ukraść moje jedzonko. Sok z oliwek spływał mi w dół dłoni, kończąc swój żywot albo w drodze do mojego łokcia, albo na pufie chłopaka. Uśmiechnąłem się tak, żeby blondi tego nie zobaczył, ale nie sięgnąłem po chusteczkę, żeby powstrzymać kolejny tworzący się strumyczek. Z namaszczeniem przystawiłem pizzę do ust i pochłonąłem pierwszy kęs.
- Jesteś obrzydliwy - powiedział w pewnym momencie Oli, krzywiąc przy tym swoją twarz tak bardzo, jak tylko się dało.
- A ty jesteś głupi - odpowiedziałem po przełknięciu tego, co akurat miałem w buzi.
- Ty jesteś gorszy, nie masz mózgu.
- Jesteś homofobem.
- Może i tak, ale- - urwał. Zaciekawiony przechyliłem w prawo głowę, żeby mieć lepszy widok na rumieniącego się blondyna.
- Nie jestem - oznajmił w końcu. Muszę szczerze przyznać, że naprawdę się wtedy zdziwiłem. Ale chłopak zaprzeczał sam sobie- kilka miesięcy wcześniej przy mnie obrażał "pedałów", więc to nie była tylko głupia, zasłyszana gdzieś plotka.
- Nie?
- Nie, przecież mówię, że nie, palancie - warknął na mnie. Wypuszczał ze swoich ust taki potok słów, że nie nadążałem za jego obelgami. - Mózg ci odęło przez te cholerne oliwki, że wyłączyłeś myślenie? Czy to może twoje wrodzone skretynienie połączyło się z chwilowym zanikiem szarych komórek i taki właśnie mamy efekt? Jesteś takim skurwysynem, że aż mnie oczy bolą od samego patrzenia na twoje spierdolenie.
W końcu opanowałem się na tyle, żeby odpowiedzieć zdaniem, którego później żałowałem przez wiele miesięcy.
- Akurat tu masz po części rację. Moja matka to zwykła kurwa.
Olie'ego chyba zatkało, bo przez dłuższą chwilę milczał, aż finalnie wydusił:
- Aha.
W tamtym momencie miałem ochotę mu pogratulować niezwykłej elokwencji i obszernego zasobu używanych na co dzień słów, ale mając w głowie zaistniałą sytuację, powstrzymałem się. Musiał wystarczyć mi fakt, że przewróciłem sobie oczami. Dokończyłem kolejny, bodajże już trzeci kawałek pizzy i ze znużeniem obserwowałem jak Oli męczył się z kolejnym kęsem, tkwiącym mu w buzi już od dłuższego czasu.
- Powiedz mi, geniuszu - zacząłem i zaczekałem aż chłopak podniósł na mnie wzrok. - Jakim cudem i przede wszystkim po co zamówiłeś pizzę z oliwkami, skoro ich nie lubisz?
W odpowiedzi dostałem jedynie wzruszenie ramion.
- Nie jesteś zbyt rozmowny, co?
Tym razem nie wywołałem u niego jakiejkolwiek reakcji. Miałem ochotę parsknąć śmiechem, bo jego zachowanie wydawało mi się strasznie dziecinne, ale wtedy zobaczyłem jego wzrok. Był zamglony i prawie że nieprzytomny. Śmiech utknął mi w gardle, powodując, że nieomal zakrztusiłem się kawałkiem ciasta. Niechętnie zacząłem go przeżuwać, dokładniej mieląc jedzenie, aż w końcu w miarę pewnie go przełknąłem.
- Stary, wszystko w porządku? - zapytałem, gdy Oli cały czas trwał w tej samej, siedzącej pozycji.
Przymknął oczy i przytaknął. Jednak po jego zbolałej minie łatwo mogłem się domyślić, że coś mu dolegało. Cholerny ćpun. Chciałem go zostawić, żeby odebrał swoją karmę. W końcu to jego postępowanie doprowadziło go do tego stanu i powinien przyjąć teraz na klatę konsekwencje swojej niewątpliwie dużej głupoty. Przecież nie będę go po raz kolejny ratował, niczym damę z opresji, pomyślałem sobie wtedy. Zgodnie z tym, czego chciałem- a w tamtej sytuacji chciałem dwóch rzeczy- wepchnąłem sobie do buzi ostatni kawałek pizzy z moje połowy i rzuciłem w przestrzeń, bo Oli już chyba nie kontaktował:
- Wychodzę. Połóż się, bo się zabijesz - dodałem niedługo później. - Bardzo ci - nie - dziękuję za pizzę - dopowiedziałem jeszcze i szybkim krokiem wyszedłem z mieszkania blondyna. W drzwiach obejrzałem się na dwie strony, czy na korytarzach był jakiś ślad po moim ojcu. Jednak nic nie dostrzegłem, dlatego zamknąłem za sobą drzwi i ruszyłem w kierunku schodów na pierwsze piętro. Szybko przeskakiwałem co kilka stopni. Podążałem ciemnym korytarzem aż do swojego mieszkania, gdzie tuż przed drzwiami stanąłem jak wryty. Przed moim mieszkaniem stał mój ojciec. Na szczęście stał tyłem do mnie, obrócony ku drzwiom i nerwowo przestępował z nogi na nogę. Zimny pot wystąpił mi na czoło. Otarłem go wierzchnią częścią ręki i starałem się wyrównać oddech, który w przypływie nagłej wściekłości, znacznie mi przyspieszył. Starając się być najciszej jak potrafiłem w tamte sytuacji, zrobiłem mały krok w tył. Nie miałem najmniejszej ochoty na konwersację z tym człowiekiem, który bardzo, naprawdę bardzo- bardziej niż ten blondwłosy ćpun z piętra niżej, a to już sukces- działał mi na nerwy. Zmierzyłem jego plecy nienawistnym spojrzeniem, po czym dokładniej mu się przyglądnąłem. Nawet z dość spore odległości widziałem kropelki potu, które zatrzymały się na jego karku. Blada skóra wyraźnie odznaczała się na tle ciemnego, jakiegoś szarego czy też, bodajże, granitowego- rozróżnianie kolorów jest trudne- garnituru. Popatrzyłem na ego idealnie wyprasowane spodnie z kantem i lśniące choć nieco przybrudzone błotem i czymś, co wyglądało na fragment końskiej kupy, lakierki. W ręce trzymał czarną obszerną torbę, która zapewne upchana była potrzebnymi mu na co dzień papierami. Z niedopiętej przegródki wystawała jaskrawożółta teczka. Mężczyzna, bo trudno było mi myśleć o nim jak o ojcu, wyglądał jakby właśnie wyszedł z pracy i przez błotnistą drogę wracał do domu. W tamtej chwili naprawdę byłem zdziwiony; nie wiedziałem, czego chciał ani dlaczego przyjechał do mnie, do swojego sprawiającego kłopoty syna, w tak eleganckim stroju. Z tego co o nim wiedziałem, a z pewnością nie było tego wiele, był strasznym lalusiem i jeszcze większym czyściochem. W końcu zrezygnowałem z próby oddalenia się od kłopotliwego człowieka i po krótkim namyśle, odchrząknąłem. Ojciec od razu odwrócił się w moją stronę, a na jego twarzy zawitał grymas, zapewne na kształt uśmiechu.
- Synku... - zaczął tym swoim przepełnionym lukrem, ale szorstkim głosem.
- Nie mam czasu, chciałbym wejść do swojego domu - specjalnie podkreśliłem słowo dom, żeby dać mu do zrozumienia, że ani do jego mieszkania, ani do willi matki nie czułem się w żaden sposób przywiązany. A on tylko westchnął. Podszedłem szybkim krokiem do drzwi i stanąłem twarzą w twarz z niższym od siebie ojcem. - Przepuść mnie.
Kiedy wciąż nie reagował, wiedziałem, że nie dawał mi wyboru. Ostrym ruchem przesunąłem go i ruszyłem przed siebie. Pospiesznym ruchem otworzyłem mieszkanie kluczem, po czym szybko wszedłem i zatrzasnąłem za sobą drzwi, nie oglądając się za mężczyzną, który masował sobie ramię. Gdy upewniłem się, że dokładnie zamknąłem drzwi, strąciłem z siebie buty i pozwoliłem swojemu ciału zsunąć się po drzwiach aż do podłogi. Życie jest trudne.
<Oli? Co prawda mam pomysł, ale mój leń ma większą siłę przebicia, wybacz>
- Niech będzie.
Oli wniósł oczy ku niebu, ale nie przestał jeść tego jednego kawałka pizzy. Szło mu to dość opornie, biorąc pod uwagę, że ja już po chwili kończyłem drugi fragment, a zacząłem jeść później niż blondyna. Wyciągnąłem z kartonowego pudełka kolejny kawałek i zacząłem na niego przekładać oliwki z innego mojego kawałka- wolałem na raz zjeść je wszystkie, gdyby ten idiota nagle zmienił zdanie i chciał mi ukraść moje jedzonko. Sok z oliwek spływał mi w dół dłoni, kończąc swój żywot albo w drodze do mojego łokcia, albo na pufie chłopaka. Uśmiechnąłem się tak, żeby blondi tego nie zobaczył, ale nie sięgnąłem po chusteczkę, żeby powstrzymać kolejny tworzący się strumyczek. Z namaszczeniem przystawiłem pizzę do ust i pochłonąłem pierwszy kęs.
- Jesteś obrzydliwy - powiedział w pewnym momencie Oli, krzywiąc przy tym swoją twarz tak bardzo, jak tylko się dało.
- A ty jesteś głupi - odpowiedziałem po przełknięciu tego, co akurat miałem w buzi.
- Ty jesteś gorszy, nie masz mózgu.
- Jesteś homofobem.
- Może i tak, ale- - urwał. Zaciekawiony przechyliłem w prawo głowę, żeby mieć lepszy widok na rumieniącego się blondyna.
- Nie jestem - oznajmił w końcu. Muszę szczerze przyznać, że naprawdę się wtedy zdziwiłem. Ale chłopak zaprzeczał sam sobie- kilka miesięcy wcześniej przy mnie obrażał "pedałów", więc to nie była tylko głupia, zasłyszana gdzieś plotka.
- Nie?
- Nie, przecież mówię, że nie, palancie - warknął na mnie. Wypuszczał ze swoich ust taki potok słów, że nie nadążałem za jego obelgami. - Mózg ci odęło przez te cholerne oliwki, że wyłączyłeś myślenie? Czy to może twoje wrodzone skretynienie połączyło się z chwilowym zanikiem szarych komórek i taki właśnie mamy efekt? Jesteś takim skurwysynem, że aż mnie oczy bolą od samego patrzenia na twoje spierdolenie.
W końcu opanowałem się na tyle, żeby odpowiedzieć zdaniem, którego później żałowałem przez wiele miesięcy.
- Akurat tu masz po części rację. Moja matka to zwykła kurwa.
Olie'ego chyba zatkało, bo przez dłuższą chwilę milczał, aż finalnie wydusił:
- Aha.
W tamtym momencie miałem ochotę mu pogratulować niezwykłej elokwencji i obszernego zasobu używanych na co dzień słów, ale mając w głowie zaistniałą sytuację, powstrzymałem się. Musiał wystarczyć mi fakt, że przewróciłem sobie oczami. Dokończyłem kolejny, bodajże już trzeci kawałek pizzy i ze znużeniem obserwowałem jak Oli męczył się z kolejnym kęsem, tkwiącym mu w buzi już od dłuższego czasu.
- Powiedz mi, geniuszu - zacząłem i zaczekałem aż chłopak podniósł na mnie wzrok. - Jakim cudem i przede wszystkim po co zamówiłeś pizzę z oliwkami, skoro ich nie lubisz?
W odpowiedzi dostałem jedynie wzruszenie ramion.
- Nie jesteś zbyt rozmowny, co?
Tym razem nie wywołałem u niego jakiejkolwiek reakcji. Miałem ochotę parsknąć śmiechem, bo jego zachowanie wydawało mi się strasznie dziecinne, ale wtedy zobaczyłem jego wzrok. Był zamglony i prawie że nieprzytomny. Śmiech utknął mi w gardle, powodując, że nieomal zakrztusiłem się kawałkiem ciasta. Niechętnie zacząłem go przeżuwać, dokładniej mieląc jedzenie, aż w końcu w miarę pewnie go przełknąłem.
- Stary, wszystko w porządku? - zapytałem, gdy Oli cały czas trwał w tej samej, siedzącej pozycji.
Przymknął oczy i przytaknął. Jednak po jego zbolałej minie łatwo mogłem się domyślić, że coś mu dolegało. Cholerny ćpun. Chciałem go zostawić, żeby odebrał swoją karmę. W końcu to jego postępowanie doprowadziło go do tego stanu i powinien przyjąć teraz na klatę konsekwencje swojej niewątpliwie dużej głupoty. Przecież nie będę go po raz kolejny ratował, niczym damę z opresji, pomyślałem sobie wtedy. Zgodnie z tym, czego chciałem- a w tamtej sytuacji chciałem dwóch rzeczy- wepchnąłem sobie do buzi ostatni kawałek pizzy z moje połowy i rzuciłem w przestrzeń, bo Oli już chyba nie kontaktował:
- Wychodzę. Połóż się, bo się zabijesz - dodałem niedługo później. - Bardzo ci - nie - dziękuję za pizzę - dopowiedziałem jeszcze i szybkim krokiem wyszedłem z mieszkania blondyna. W drzwiach obejrzałem się na dwie strony, czy na korytarzach był jakiś ślad po moim ojcu. Jednak nic nie dostrzegłem, dlatego zamknąłem za sobą drzwi i ruszyłem w kierunku schodów na pierwsze piętro. Szybko przeskakiwałem co kilka stopni. Podążałem ciemnym korytarzem aż do swojego mieszkania, gdzie tuż przed drzwiami stanąłem jak wryty. Przed moim mieszkaniem stał mój ojciec. Na szczęście stał tyłem do mnie, obrócony ku drzwiom i nerwowo przestępował z nogi na nogę. Zimny pot wystąpił mi na czoło. Otarłem go wierzchnią częścią ręki i starałem się wyrównać oddech, który w przypływie nagłej wściekłości, znacznie mi przyspieszył. Starając się być najciszej jak potrafiłem w tamte sytuacji, zrobiłem mały krok w tył. Nie miałem najmniejszej ochoty na konwersację z tym człowiekiem, który bardzo, naprawdę bardzo- bardziej niż ten blondwłosy ćpun z piętra niżej, a to już sukces- działał mi na nerwy. Zmierzyłem jego plecy nienawistnym spojrzeniem, po czym dokładniej mu się przyglądnąłem. Nawet z dość spore odległości widziałem kropelki potu, które zatrzymały się na jego karku. Blada skóra wyraźnie odznaczała się na tle ciemnego, jakiegoś szarego czy też, bodajże, granitowego- rozróżnianie kolorów jest trudne- garnituru. Popatrzyłem na ego idealnie wyprasowane spodnie z kantem i lśniące choć nieco przybrudzone błotem i czymś, co wyglądało na fragment końskiej kupy, lakierki. W ręce trzymał czarną obszerną torbę, która zapewne upchana była potrzebnymi mu na co dzień papierami. Z niedopiętej przegródki wystawała jaskrawożółta teczka. Mężczyzna, bo trudno było mi myśleć o nim jak o ojcu, wyglądał jakby właśnie wyszedł z pracy i przez błotnistą drogę wracał do domu. W tamtej chwili naprawdę byłem zdziwiony; nie wiedziałem, czego chciał ani dlaczego przyjechał do mnie, do swojego sprawiającego kłopoty syna, w tak eleganckim stroju. Z tego co o nim wiedziałem, a z pewnością nie było tego wiele, był strasznym lalusiem i jeszcze większym czyściochem. W końcu zrezygnowałem z próby oddalenia się od kłopotliwego człowieka i po krótkim namyśle, odchrząknąłem. Ojciec od razu odwrócił się w moją stronę, a na jego twarzy zawitał grymas, zapewne na kształt uśmiechu.
- Synku... - zaczął tym swoim przepełnionym lukrem, ale szorstkim głosem.
- Nie mam czasu, chciałbym wejść do swojego domu - specjalnie podkreśliłem słowo dom, żeby dać mu do zrozumienia, że ani do jego mieszkania, ani do willi matki nie czułem się w żaden sposób przywiązany. A on tylko westchnął. Podszedłem szybkim krokiem do drzwi i stanąłem twarzą w twarz z niższym od siebie ojcem. - Przepuść mnie.
Kiedy wciąż nie reagował, wiedziałem, że nie dawał mi wyboru. Ostrym ruchem przesunąłem go i ruszyłem przed siebie. Pospiesznym ruchem otworzyłem mieszkanie kluczem, po czym szybko wszedłem i zatrzasnąłem za sobą drzwi, nie oglądając się za mężczyzną, który masował sobie ramię. Gdy upewniłem się, że dokładnie zamknąłem drzwi, strąciłem z siebie buty i pozwoliłem swojemu ciału zsunąć się po drzwiach aż do podłogi. Życie jest trudne.
<Oli? Co prawda mam pomysł, ale mój leń ma większą siłę przebicia, wybacz>
środa, 15 sierpnia 2018
Od Coral do Rose
Ze smakiem dokończyłam ostatnią kanapkę z tuńczykiem, jednym
haustem wypiłam szklankę soku pomarańczowego i, pełna energii, odstawiłam użyte
naczynia do kucharek. Rozejrzałam się jeszcze raz dokładnie po stołówce – było tutaj
znacznie przytulniej i ładniej, niż w ostatniej akademii, do której
uczęszczałam. Kierując się w stronę wyjścia, by udać się na zajęcia, zaczęłam
przeglądać swoje rzeczy w płóciennej torbie – bałam się, że mogłam zapomnieć o
przydatnych drobiazgach, bez których trudno jest uczestniczyć na zajęciach.
Długopisy, ołówki, gumki, pióro…
- Ajć! – krzyknęłam zaskoczona, gdy ktoś wpadł na mnie niespodziewanie
w drzwiach. Złapałam się za klamkę, by
nie upaść – niestety, drobna istotka, która mnie zaatakowała, nie miała tyle
szczęścia i nadzwyczaj zgrabnie upadła na podłogę.
- Kurczę, przepraszam cię! Nie patrzyłam, gdzie idę… -
zaczęłam się tłumaczyć, lekko zawstydzona i podałam jej dłoń. Blondynka
spojrzała na mnie swoimi dużymi, niebieskimi oczyma, po czym złapała moją rękę,
lecz nie wypowiedziała ani jednego słowa. Czyżby była na mnie zła…?
- Naprawdę, nie chciałam na ciebie wpaść… - ponownie
rozpoczęłam swoje niezgrabne przeprosiny, lecz dziewczyna wciąż milczała. Mój
pierwszy dzień w nowym miejscu i już tworzę sobie wrogów. Chrząknęłam cicho pod
nosem i poprawiłam swoją torbę na ramieniu. Czułam, jak moja cała twarz stała
się momentalnie czerwona jak piwonia. W tym czasie moja towarzyszka zaczęła
nerwowo rozglądać się po podłodze. Gdy spojrzała na niewielki notes, który
leżał tuż przy mojej stopie, szybko kucnęła po niego i zaczęła energicznie w
nim pisać. Może przeszkodziłam jej w tworzeniu jakiegoś opowiadania? Albo
piosenki? Już miałam się odsunąć, gdy poczułam, że łapie mnie delikatnie za
ramię.
- Hmm? – odwróciłam się, zaskoczona. Dziewczyna uśmiechała
się nieśmiało i podłożyła mi pod nos notes. Niepewnie przyjrzałam się, co miała
mi do pokazania.
,,Wybacz, to ja na ciebie wpadłam. Zamyśliłam się. Nie mogę
mówić, dlatego nie miałam jak ci odpowiedzieć”
I znów poczułam się jak ostatni kretyn. Potarłam jedną
dłonią policzek, a drugą złapałam za torbę. Przez moje głupie zachowanie
stojąca przede mną dziewczyna musiała się poczuć jak ktoś gorszy… Albo
pomyślała, że się z niej nabijam…
- Matko, to ja znów przepraszam… - w myślach zaczęłam się
zastanawiać, ile to razy zdążyłam powiedzieć słowo ,,przepraszam’’ w ciągu
ostatnich pięciu minut. Blondynka zaczęła zamaszyście ruszać dłońmi, lecz
znaki, które pokazywała, nic mi nie mówiły. A trzeba było pójść na zajęcia z
języka migowego, kiedy miałam okazję... Patrzyłam na nią lekko osłupiała, co chyba
dało jej znak, że nie mam pojęcia, co powinnam teraz zrobić. Dziewczyna wydęła
lekko usta, jakby się nad czymś mocno zastanawiała, po czym wzięła mnie pod
rękę i zaczęła prowadzić z powrotem w stronę stołówki.
- A-ale ja już jadłam… - zająkałam, nie wiedząc, cóż to moja
towarzyszka wymyśliła. Dziewczyna jednak nieustannie mnie ciągnęła za sobą, aż
usiadłyśmy przy jednym stoliku. Palcem nakazała mi czekać, po czym sama
podbiegła w stronę stoiska z jedzeniem. Nałożyła na swoją tackę tony jedzenia, po
czym z zadowolonym uśmiechem usiadła przede mną. Podstawiła mi pod nos sałatkę
z fetą, po czym szybko naskrobała coś w swoim notesie, wyrwała kartkę i
położyła koło mojej miski.
,,To moja ulubiona sałatka tutaj. Nie chciałam jeść sama,
więc postanowiłam nieco cię wykorzystać. Mam nadzieję, że nie masz nic
przeciwko temu?”
Podniosłam głowę znad kartki, a niebieskie oczy dziewczyny
wpatrywały się we mnie wyczekująco. Cóż za odważna osóbka! Uśmiechnęłam się do
niej nieśmiało i odpowiedziałam:
- Nie mam nic przeciwko. Chętnie spróbuję twojej sałatki!
Jej uśmiech był tak szczery, że aż zrobiło mi się ciepło na
sercu. Kiedy ja zajadałam się sałatką, dziewczyna nagle podniosła jeden palec
do góry, jakby o czymś sobie przypomniała, ponownie wzięła w dłoń długopis i
energicznie zapisała coś na kartce, którą po chwili mi podała.
,,Mam na imię Rose. A ty?”
- Bardzo mi miło, Rose. Jestem Coral – podałam jej rękę nad
stosem jedzenia. Dziewczyna ujęła ją i mocno uścisnęła. Czyżby była to moja
pierwsza znajomość w akademii?
Rose? c:
Subskrybuj:
Posty (Atom)