- Hej, idziesz w złą stronę. - Uśmiechnął się do mnie.
- To gdzie idziemy?
- Do kuchni.
- Nie dasz mi się przebrać?
- Nie, bo się zamkniesz w pokoju i nie wyjdziesz później. - Wystawił mi język.
- No weź.
- Nie.
Nadal, trzymając mnie za rękę, zaciągnął mnie do kuchni. Puścił moją rękę i wskazał palcem na krzesło, bym usiadła. Więc bez
gadania usiadłam na nim. On natomiast załączył wodę i zaczął grzebać w szafkach. Postanowiłam mu pomóc:
- Czekaj, czekaj.
- Co?
- Jak nie wiesz gdzie co jest, to się zapytaj.
- ...
Przesunęłam go ręką, po czym kucnęłam przy szafce, by poukładać rzeczy. Na kuchenny blat wyciągam dwa kubki, w kształcie misiów. Obok wyjęłam kawę i cukier, po czym ruszyłam w stronę lodówki po mleko. Postawiłam mu to na blacie i z powrotem usiadłam na krześle, mówiąc:
- Rób swoje.
- Dzięki za pomoc.
- Spoko. - W dość szybkim czasie woda się zagotowała i zaczął robić kawę:
- Chcesz mleka? - Odwrócił się w moją stronę.
- Tak. Mniejszą połowę.
- Ok. A ile cukru?
- Trzy łyżeczki proszę. - Zrobił kawę i szybko do mnie podszedł... co się źle skończyło. Oblał mi letnią kawą trochę biustu i nogi:
- O boże Maxim! Przepraszam.
- Nic mi nie jest... - Nie słuchał mnie.
Nie odczułam bólu, lecz przyjemne ciepełko. Chciałam wybuchnąć śmiechem, gdy Edzio w panice biegał wokół mnie ze ścierką i chusteczkami. Podczas gdy on pobiegł po jakikolwiek ręcznik, by wytrzeć kawę ze mnie i z ziemi, ja sobie spokojnie siedziałam i popijałam resztkę kawy. Przyznam, że całkiem niezła mu wyszła, tylko szkoda, że tak mało jej zostało. Poczekam, aż Edward wróci...
Edwardzie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz