To było dla mnie nietypowe wpadać tutaj i rozmawiać o takich rzeczach jak rodzina czy Amber całkowicie szczerze. Prawdą było, że nie wierzyłem w to co powiedział. Prawie wolny... to tak jak dobry żart ze słabej komedii. Tylko, że ja nie prosiłem o tę rolę, a teraz uświadomiłem sobie, że coraz bardziej przypominam aktora i się niepotrzebnie wczuwam. Ale obca osoba... no dobra, Miles, nie mógł wiedzieć jak między nami jest. Jak ogólnie ze mną jest. Znaczy nie mógł. Jakby tylko spytał nie miałbym problemu z powiedzeniem mu prawdy, ale głupio opowiadać komuś o tym wszystkim. Nawet Amber pewnych rzeczy nie wiedziała, choć ją to mało interesowało. Skąd to wiem? Jakby było inaczej to przecież by się doszukiwała.
- Wyczuwam tutaj szantaż, a ten jest na pograniczu, bo chodzi tu o moje życie - starałem się brzmieć jak najpoważniej i w sumie to wyszło. Nigdy nie spotkałem się z człowiekiem, który przyjął coś nie serio z mojej strony. To ogromny minus, bo nawet jak próbowałem żartować, rzadko kiedy mi to wychodziło tak jak oczekiwałem. Aż w końcu wolałem zrezygnować z tego typu wypowiedzi, szczególnie jeśli chodziło o złotowłosą królową.
- Dobry szantaż nie jest zły. Szczególnie jeśli jest skuteczny - zobaczyłem jego przemykający, triumfalny uśmiech. Przyznałem mu rację. Trudno tego nie zrobić - A teraz pomóż mi wstać - wyciągnął ręce do góry.
- Położyć spać teraz pomóc wstać? Coś jeszcze? - przechylił głowę.
- Chyba na razie nie, ale jakby coś było, mogę cię zapewnić, że cię o tym poinformuję - wyciągnął ręce do przodu.
- Niezmiernie dziękuję za ten zaszczyt - westchnąłem, wykrzywiając usta w uśmiechu, ale ostatecznie podniosłem się, pomagając mu wstać.
- Za proste masz te zęby. W kompleksy mnie wpędzisz - stęknął, wstając na nogi - Mam ochotę na herbatę - pokiwał głową, jakby samemu utwierdzając się w tym przekonaniu.
- Ciebie w kompleksy? - uniosłem brwi, siadając z powrotem na łóżko. Dziwnym trafem wydawało się o wiele wygodniejsze niż u mnie w pokoju. Albo to tylko wrażenie? Pewnie tak. Zawsze trawa jest bardziej zielona po drugiej stronie pastwiska - Z twoim urokiem osobistym?
- Taki urok osobisty... Nie oszukujmy się, on nie działa - mruknął, podchodząc do parapetu aby zrobić sobie herbatę - Powiedziałem tak aby jakoś nazwę kontaktu wytłumaczyć - zmarszczyłem brwi. Myślałem, że jego samoocena nie należy do najniższych. Oczywiście mi to nie przeszkadzało, ale wystarczał mi, jak nazywa to Emily, mój brak świadomości o własnej wartości czyli największa głupota jaką wbiłem sobie do tego pustego łba. Szczerość ponad wszystko.
- Jasne - odpowiedziałem pod nosem - Oszukiwać to możesz siebie samego. Jesteś przystojnym, młodym mężczyzną i to jest fakt potwierdzony - mogłem się powstrzymać od powiedzenia ostatniej części zdania, a najlepiej nie zaczynać, bo to kończyło się automatycznie podaniem dowodu. A ja jako takiego nie miałem. Chociaż... mój chodzący dowód jest za drzwiami. Wkurzony, a pewnie nawet wściekły, gotowy tak długo patrzeć na mnie wzrokiem z chęcią mordu, że w końcu przyczyniłby się do mojej faktycznej śmierci.
- Niby przez co potwierdzony!? - prychnął, ale od razu delikatnie się skrzywił. Jak widać, głowa nadal nie pozwalała na podniesienie tonu. Zawahałem się przez chwilę. Za często to robię w jego obecności.
- Skoro tak twierdzę to uważam, że jest potwierdzony jak najbardziej - jeździłem wzrokiem po podłodze - Amber twierdzi to samo, tylko po prostu cię nie lubi - wzruszyłem ramieniem. I to nie była kwestia zazdrości, bo ona chyba się wypaliła po tych wszystkich jej imprezach, na których normalny mężczyzna powinien być zazdrosny. Właśnie nadałeś sobie Joshua miano nienormalnego. Może ta komedia była bardziej trafnym określeniem niż mi się wydawało?
- Mówi, że jestem przystojny czy, że mnie nie lubi? To spora różnica - zaśmiał się, na chwilę odwracając głowę w moją stronę.
- Twierdzi tak, ale ją denerwujesz i dlatego cię nie lubi - chociaż patrząc na mnie to czasem mi się zdaje, że bardziej ją denerwuję niż robi to Miles. A szczególnie teraz. Ałć - Możesz też zrobić mi herbaty. Chętnie się napiję - pocierałem palce o palce. Całkiem przyjemne uczucie.
- Powiedz jej... albo nie. Ja jej powiem, że wzajemnie - kątem oka zobaczyłem to uniesienie brwi - Chociaż miałem ładniejsze kobiety w łóżku - mruknął. Spojrzałem przed siebie.
- Zauważam tu małą kontrowersję - przechyliłem głowę i skierowałem spojrzenie na niego. Oparł się o parapet, odwracając się w moją stronę.
- Nie muszę być przystojny by zadowolić kobietę w łóżku - prychnął, krzyżując ręce na piersi. Odwróciłem głowę. A to niespodzianka. Amber twierdzi całkiem inaczej.
- Myślę, że stopień zadowolenia zależy też od wyglądu drugiej osoby. Ludzie są wzrokowcami. Wszyscy - chyba przerwałem mu odpowiedź, bo usłyszałem ciche zająknięcie. Jak już mówię to nie lubię jak mi ktoś przerywał. Dlatego dużo nie mówię. Ludzie są niecierpliwi. Strasznie niecierpliwi - Poza tym, jeśli nie masz do czynienia z dziwką to raczej żadna kobieta nie pójdzie z kimś na wskroś brzydkim do łóżka - czyżbyś teraz twierdził, że jak sam miałeś tyle dziewczyn u siebie to podbudowujesz samego siebie? Joshua, nie poznaję cię. Dziękuję, sam siebie nie poznaję. Najpierw niczym kundel z podkulonym ogonem wpadasz do pokoju, a teraz gadasz takie głupoty.
- Miło, że umacniasz moje ego, ale problem z właściwą oceną sytuacji zaczyna się kiedy nie jesteś w czymś uświadamiany. A ja nie jestem przystojny tylko jestem szmatą, więc tak o sobie myślę - ostre słowa. Całkiem znajome, tylko zastąpił bym w tym przypadku szmatę na życiową porażkę, którą b... Westchnąłem w duchu.
- Może należy zacząć uświadamiać się w innym przekonaniu i utwierdzać w nim? Czasem życie wymusza na nas coś z uporem maniaka...
- Czasem... tak jest prościej Johua... po prostu prościej - odwrócił się z powrotem w kierunku herbaty i zalawszy torebki gorącą wodą, podał mi jeden kubek. Spodziewałem się powrotu z powrotem na miejsce, ale on usiadł obok.
- Nic nie przychodzi prosto, a nie może też być za łatwo. Tak jest ustalone - wzruszyłem ramionami.
- Niektórzy mają prościej, bo w końcu co za trudny wybór dać komuś umrzeć lub próbować go uratować... - przerwał w pewnym momencie. Wyczułem lekkie wzburzenie w jego głosie, na które naturalnie zareagowałem przymrużeniem oczu. Kalkulowałem, myślałem i milczałem, decydując się w końcu odezwać.
- Więc wydarzyło się coś co cię zmusza do tego? - spojrzał na mnie, dosyć energicznie kierując na mnie głowę. Liczyłem na twardy ton, ale on odezwał się całkiem niepewnie.
- Chyba lepiej abyś nie pytał... - nie chciałem tego utrzymać, w końcu szansa posiadania realnego znajomego, z którym nadzwyczaj szybko załapałem kontakt nie zdarzała się u mnie zbyt często.
- Tajemnica? Cóż... nie będę się narzucał - odpowiedziałem całkiem szczerze.
- Nie... w sumie... bardziej rana. Ohydna, bolesna rana, która nigdy nie powinna się pojawić - spuścił głowę, wpatrując się w zawartość kubka z taką zaciętością jaką chciałbym zobaczyć swoją odpowiedź. Uniosłem delikatnie kąciki ust.
- Zielona jest lepsza - odezwałem się, biorąc łyk herbaty malinowej. Miles ożywił się, a ja w duchu wiedziałem, że zmiana tematu to chyba jedyne wyjście. Sam nie lubiłem gdy ludzie czegoś się doszukiwali, a rozmowa z porannym kacem nie wychodziła człowiekowi najlepiej. Coś o tym wiedziałem.
- Też, ale zielony to nie mój kolor - zaśmiał się.
- Zależy jaki odcień... jakby się odpowiednio dobrało to zgrałby się z twoimi oczami - jeździłem palcem po uszku kubka - Ale nie jestem wielkim znawcą mody.
- Tak? Wiesz jaki mam kolor oczu? - bardziej odruchowo przechyliłem głowę i przyjrzałem mu się, a raczej jego tęczówkom.
- Z daleka wyglądają jak brązowe, znaczy takie piwne. Ale zdążyłem się im przyjrzeć z bliska i wiem, że nie do końca takie są.
- Jak bardzo bliżej? - podniósł brew. Ano tak. Wczorajszy wieczór poszedł w zapomnienie. Przynajmniej u niego.
- Wiesz, ktoś wczoraj musiał cię podtrzymać i sięgnąć te klucze - zaśmiałem się - Wierz mi, widziałem je dosyć blisko.
- Klucze? Ja zawsze noszę klucze - zaciął się, lustrując moją twarz - Ach no tak... - uśmiechnąłem się
- Właśnie. Więc bez problemu mogę stwierdzić, że widziałem twoje oczy dosyć dokładnie.
- Ja przepraszam za to wszystko... jeśli odwalałem coś czego mógłbyś się wstydzić - skrzywił się, popijając herbatę. Pokręciłem głową. Jakbyś odwalał to raczej bym tu nie przyszedł. Chociaż? Nie mogę tak mówić, bo sam odwalałem okropne rzeczy...
- Nic nie odwalałeś. To była pełna kultura - zapewniłem - Poza tym, mam wprawę w prowadzeniu pijanych osób.
- I zapamiętałeś gdzie mój pokój się znajduje - podniósł brwi.
- Od czegoś się ma ten cudowny kontakt w telefonie i pamięć do takich szczegółów. Całe szczęście, bo pewnie obudziłbyś się w moim pokoju, w samym środku kłótni z cudowną blondynką - przewróciłem oczami.
- Nie chciałbym?
- Nie. Mogę rzec to z całą pewnością. To wkurzenie na parkingu to była drobnostka w porównaniu co by się działo tej sytuacji, gdyby mnie złapała. Choć sądząc po tym, że żyję to może i teraz by mnie oszczędziła. Albo to byłby mój ostatni raz - pokręciłem głową na boki. Miles zaśmiał się pod nosem, a ja nie czekając na jego reakcję, odwróciłem się do niego przodem - Marny toast, ale herbata lepsza od zwykłej wody - uśmiechnąłem się do niego. Po raz kolejny - Za szczęśliwy powrót do akademika - w tym jednym momencie, ktoś zapukał w drzwi. Automatycznie na nie spojrzałem. Kurde, powinienem wyjść, a tak naprawdę siedzę tu, chowając tyłek przed swoją dziewczyną i rozmawiam. Taka nieodpowiedzialność. A przy tym głupota. Owszem, jesteś głupcem.
Miles?
Do administracji: 1564 słowa