Strony

sobota, 3 czerwca 2017

Od Graciany C.D. Nicholas'a

Przewróciłam oczami. Ostatnio ten gest stał się dla mnie podstawą dnia. Popatrzyłam na jeden z tatuaży chłopaka. Były one zawiłe. Teraz przyglądałam się im już bez zażenowania. Trudno. Po prostu jestem ciekawa. Jak ma z tym problem to jego problem. Oprowadzę go. I tak nie mam lepszych rzeczy do roboty. Padem nie wydaje się dobrym towarzystwem na piątkowy wieczór.
-Nie - powiedziałam - W zamian za oprowadzankę, ty podwieziesz mnie do miasta.
Uśmiechnęłam się zadowolona ze swojego genialnego planu. Obecnie jazda do miasta na deskorolce, wcale mi się nie uśmiecha. A Shog jest za bardzo zmęczony żeby dzisiaj jeszcze gdzieś jechać. On a skoro już poznałam tego chłopaka i oferuje mi coś w zamian...
-Niech będzie - odparł.
Wyszczerzyłam się, zadowolona ze swojego zwycięstwa. Dokończyłam pośpiesznie obiad i obiecałam Nicholas'owi że przyjdę pod drzwi budynku mieszkarnego o 16:00. Na razie muszę się ogarnąć i sprawdzić jak Nancy i Isabel radzą sobie w domu. Przecież Marco jest niedysponowany. Odniosłam talerz i wybiegłam ze stołówki. Usłyszałam wibracje telefonu. Serio? Teraz, o tej porze? Powinni spać... Zerknęłam na wyświetlacz Samsunga S7. 'Nicholas Dyer wysłał Ci zaproszenie do grona znajomych'. Boże. On chyba musi mieć cały czas telefon w ręce. Wbiegłam po schodach i szybko podążyłam do swojego pokoju. Przywitała mnie biała kulka szczęścia, skacząc do moich nóg. Pogłaskałam sunię po łebku i nalałam jej świeżej wody. Ta z radością przyjęła skromny dar. Ja natomiast podeszłam do szafy i wyjęłam z niej białą bluzkę z krótkim rękawem i wycięciem na plecach, oraz szare krótkie spodenki. Nie zapowiada się na deszcz. Na wszelki wypadek do plecaka spakowałam kurtkę, telefon, portfel, notes i butelkę wody. Jeszcze raz wszystko sprawdziłam, a kiedy uznałam że już bardziej gotowa być nie mogę, to zbiegłam na dół, zostawiając Padme z jej pluszową kaczką i gumową piłeczką.  Bardzo szybko znalazłam się na dole. Nicholas podpierał ścianę i grzebał w telefonie. Zachichotałam. Wyglądało to komicznie. Chłopak uniósł wzrok znad wyświetlacza. Pośpiesznie odkleił się od ściany i klasnął w dłonie.
-To co pokaże mi pani najpierw? - zapytał z udawaną powagą.
Zastanowiłam się moment. Najlepiej by było zakończyć na parkingu, by nie miał już żadnej wymówki od zawiezienie mnie do miasta.
-Stołówkę i szkołę znasz. Oprowadzę cię po hali, ujeżdżalni i stajni. Pokażę basen i lonżownik, no i karuzelę - wyliczałam - te wszystkie końskie rzeczy.
Nicholas pokiwał głową ze zrozumieniem. Ruszyliśmy przed siebie. W międzyczasie, przyglądałam
 się rysunkom na jego skórze i usilnie nadawałam im znaczenie.
***
Jednak skończyliśmy przy basenie dla koni. Chłopak uparł się że w tym momencie musi wyprowadzić swoją szkapę i popływać z nią aby się oswoiła. Billie, była śliczną myszatą klaczką, o cudownej rasie. Achały to piękne i dostojne konie. Mój jest po prostu... Misiem. Postanowiłam póki co nie pokazywać Shogetten'a panu Dyer'owi. Brunet zaczął trening swojej klaczy w wodzie.
-Nie mieliśmy zwiedzać, a potem jechać do miasta? - marudziłam.
Nicholas zignorował moje pytanie i nadal zajmował się dostojną klaczką. Prychnęłam i zrezygnowana usiadłam na ziemi. Nagle Billie mocniej pociągnęła za sznur co spowodowało że jej właściciel wylądował w wodzie z wielkim pluskiem. Ryknęłam śmiechem. Chłopak wynurzył się z wody i ochlapał mnie. Porzuciłam plecak na brzegu.
-Tak nie wolno! - zawołałam.
Raz po raz lądowała na mnie świeża porcja wody. Nagle coś, a raczej ktoś wciągnął mnie do wody. W ostatniej chwili wzięłam głęboki wdech. Wynurzyłam się obok bruneta i zmierzyłam go morderczym wzrokiem. Do tego wszystkiego, jego klacz stała nieruchomo i przyglądała się nam z politowaniem. Jej także posłałam mrożące krew w żyłach spojrzenie.
-Będę chora - skarżyłam się - i wtedy będziesz mi podawać chusteczki do nosa bo to twoja wina. I jeszcze zastanów się nad herb...
Nie dokończyłam gdyż zaraz znalazłam się pod wodą. Nicholas delikatnie mnie podtopił. Usiłowałam wydostać się spod tafli basenu. Oj, doigrał się. Mniej gadania więcej roboty. Kopnęłam go w brzuch. Tylko tak mocno jak pozwalała mi na to woda, ale chłopak i tak się poddał. Kiedy już bezpiecznie mogłam oddychać rzuciłam się na niego. Istotnie, znam go bardzo krótko. Ale to on zaczął.
-Może nie będziesz chora - mruknął.
-Nie możesz tego przewidzieć - powiedziałam zdecydowanie - Zimno.
Robiło się coraz ciemniej, a co za tym idzie, zimniej. Wydrapałam się na brzeg i otuliłam wcześniej przygotowaną bluzą. No jednak na coś się przydała.
-Odprowadzę cię - zaproponował.
Nie miałam już siły protestować. Zresztą po co? To i tak nic by mi nie dało. Jedynie uznałby że jestem upartym osłem.
***
Obudziłam się po dziesiątej rano. Wydarzenia poprzedniego dnia bardzo szybko do mnie wracały. Przeszedł mnie dreszcz. I... Apsik. Kichnięcie. No pięknie. Wykrakałam. Jestem chora.  Zabrałam telefon z szafki nocnej. Kilka nieodebranych połączeń od Isabel i jedno od Nicholas'a. Całkiem niedawno. Oddzwoniłam.
G: I widzisz co się stało? Przez ciebie jestem chora - powiedziałam do słuchawki.
Chłopak przez chwilę milczał.
N: Czekaj chwilę Gracie. Obiecałem ci wyjazd do miasta, a ty mówiłaś coś o chusteczkach i herbacie.
Prychnęłam i zaśmiałam się zarazem.
G: I co z tego?
N: To że obiecałem. A  obietnic się dotrzymuje.
Rozłączył się. Zaciekawiło mnie cóż to przyszło mu do głowy. Tymczasem ja poszłam do łazienki żeby uczesać włosy. Nie ma sensu się przebierać. Dzisiaj nie zamierzam iść nigdzie. Co najwyżej wieczorem na trening z Shogetten'em.

Nicholas ? Wymyśl coś

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz