Strony

poniedziałek, 1 maja 2017

Od James'a do Marie

Spojrzałem na zegarek. Było bardzo wcześnie, właściwie to się zastanawiałem jak to możliwe, że byłem w stanie tak rano się obudzić. Dobra, wegetacja w łóżku nie ma żadnego sensu. Wstałem i od razu skierowałem się do łazienki. W czasie zimnego prysznicu, który obudził mnie wystarczająco, bym zaczął myśleć, postanowiłem, że muszę pójść pojeździć konno przed lekcjami. Po nie zbyt długim czasie, ubrany i gotowy do najtrudniejszych zadań wyszedłem na korytarz. Przechodząc obok stołówki poczułem cudowny zapach świeżo zaparzonej kawy. Zerknąłem przez drzwi, za którymi zamajaczyła mi znajoma postać. Nie... przecież... nie, no. To byłby za duży zbieg okoliczności. Ruszyłem dalej w stronę stajni. Po krótkiej rozmowie ze stajennym zabrałem się do czyszczenia Maximusa.
- Słuchaj przystojniaku - może to dziwne, ale zawsze z nim rozmawiałem, kiedy byliśmy sami. W sumie traktowałem go jak człowieka, brata... kolejnego. - Dziś lekka przejażdżka, delikatnym kłusem okrążymy łąki, żebyś się za bardzo nie zastał. Mam dziś trening z ujeżdżania, więc nie powinno być ciężko. Jeśli mi nic nie wypadnie, to wieczorem pojedziemy w las, żebyś sobie lepiej pobiegał - parsknął, jakby się zgodził. Wyczyszczonego i osiodłanego wyprowadziłem ze stajni, dopiero wtedy na niego wsiadłem. Ruszyliśmy stępem, jednak szybko przeszliśmy do nie za szybkiego kłusu. Okrążyliśmy całe dostępne uczniom łąki, to dość duży obszar, jednak dzięki temu mogłem wyraźnie nakreślić w wyobraźni mapę tego miejsca. Przed rozpoczęciem zajęć chciałem napić się tego cudownego, którego zapach od rana nie dawał mi spokoju. Czułem go cały czas, jakby mnie prześladował. Nigdy nie byłem uzależniony od kofeiny, ale dziś nadzwyczajnie jej pragnąłem. Odstawiłem Maximusa do boksu i skierowałem się prosto na stołówkę.
Wszedłem do pomieszczenia i od razu uderzył we mnie hałas tam panujący. To dosyć logiczne biorąc pod uwagę to, że było jeszcze jakoś pół godziny do lekcji i większość przyszła tutaj posilić się przed męczarnią, podobnie jak ja. Idąc przez całe pomieszczenie, usłyszałem pewien wyrazisty i znajomy głos. Trzeba się zastanowić nad jakąś terapią czy rozmową z psychologiem, skoro zaczynam słyszeć moje byłe. To dość nienormalne. Wystałem się w długiej kolejce, aby wziąć kubek kawy i kiedy wreszcie mogłem go sobie wziąć, jakaś dziewczyna bezceremonialnie weszła przede mnie i co najlepsze zabrała z mojej dłoni kubek. Delikatnie się zdziwiłem, a raczej mnie zatkało, ponieważ zrobiła to tak naturalnie, jakby to był jej codzienny rytuał. Uczucie to przeszło, kiedy dokładniej jej się przyjrzałem.
- Nic się nie zmieniłaś, Marie - powiedziałem, na co dziewczyna się odwróciła i zadarła głowę w górę, żeby spojrzeć mi w twarz.
- James - ten jej sztuczny uśmiech, kiedy nie wie co zrobić, więc postanawia, że uśmiech to najlepsze rozwiązanie. - Tyle lat...
- Dokładnie cztery miesiące. Widzę, że cieszysz się podobnie jak ja - uśmiechnąłem się. - I dziękuję za nalanie mi kawy, jesteś taka kochana.
- A... tak... - spojrzała na kubek. - Weź sobie drugi.
- Mogłem się spodziewać - odparłem, biorąc inny kubek i nalewając do niego gorącego, czarnego napoju. Odsunąłem się od kolejki, aby nie utrudniać życia innym.
- Nadal pijesz tą czarną ohydę? - ruszyłem do najbliższego stolika, a dziewczyna dogoniła mnie po kilku krokach.
- Owszem, a ty nagle wodę, którą ty nazywasz kawą?
- Oj nie musisz być uszczypliwy - oburzyła się.
- Ja uszczypliwy, nigdy.
- Cześć Marie - podszedł do nas jakiś nie najgorzej wyglądający chłopak.
- O, nowy? - zapytałem.
- James - przekręciła oczami.
- Cóż... mogło być gorzej - zaśmiałem się.
- Naprawdę, uważasz...
- Szczerze? Jesteś tak śliczna, że jakbyś chciała, to on nie byłby najmniejszym problemem, ale że ostatnio mam wrażenie, że nic o tobie nie wiem, to się nie wypowiem - upiłem trochę kawy. - To zostajesz, czy jednak wypijesz ze mną kawę, jak kiedyś?

Marie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz