Strony

poniedziałek, 1 maja 2017

Od Gwendolyn

 - Tricksy no idziemy! - wrzasnęłam po raz kolejny na psa, który nie chciał ruszyć się z miejsca. Wciąż leżał na posłaniu z pyskiem na ziemi. Co jej się stało? Zapięłam ją w końcu do smyczy, z łaską się podniosła i wyszła za mną z mieszkania. Na moje szczęście ojciec był w pracy a mama powiedziała, że pożegna się ze mną na lotnisku. Miałam spokój i mogłam wszystko pozałatwiać sama. Po dwudziestu minutach i męczeniu się z kierowcą taksówki o przewóz zwierząt w końcu jechaliśmy na lotnisko. Zastanawiałam się jak podróż zniosła Mill, jej transport odbył się dwa dni wcześniej i teraz przebywała sama w nowej stajni. Znając ją to stoi sobie spokojnie w boksie i żuje trawę nie przejmując się niczym. Pogłaskałam psa po głowię. Trochę się ożywiła od czasu wyjścia z mieszkania. Czyżby miała tęsknić za Berlinem? Ja na pewno nie będę. Na lotnisku już czekała moja mama, z telefonem przy uchu i masą teczek pod pachą. Cała ona pewnie nawet nie chciała tutaj przychodzić.
 - Hej mamo - uśmiechnęłam się lekko na jej widok, pomachała mi ręką nie przerywając rozmowy telefonicznej, odebrałam od kierowcy walizkę i zapłaciłam mu za przewóz
 - Już skarbie, przepraszam miałam ważny telefon - schowała telefon do kieszeni i objęła mnie ramieniem - Wszystko spakowałaś? - potwierdziłam skinięciem głowy - Obiecaj, że będziesz dzwonić
 - Jasne codziennie - westchnęłam - Jak się tylko do ciebie dodzwonię
Moja rodzicielka odprowadziła mnie aż do bramki, pożegnałyśmy się i ruszyłam do samolotu. Przekazałam Tricksy panu z obsługi, który zabrał ją do części przeznaczonej do przewozu małych zwierząt. Usadowiłam się na wyznaczonym miejscu i zasnęłam.

Kierowałam się do internatu, w którym miałam zamieszkać wraz z moim psem. Co do psa, Tricksy rozglądała się niepewnie trzymając się blisko mojej prawej nogi. Dotarłam do pokoju z numerem kluczyka, który trzymałam w ręce. Otworzyłam drzwi. Pokój był ładnie urządzony, prosty ale schludny. Odpięłam sukę ze smyczy ta od razu wskoczyła na łóżko. Uśmiechnęłam się do niej. Lekcje miałam zacząć dopiero jutro więc postanowiłam wykorzystać wolny dzień najlepiej jak się da. Na pierwszym miejscu był wyjazd w teren. Przebrałam się w granatowe bryczesy i czarną bluzę dresową wciągną przez głowę. Może wyglądało to dość dziwnie ale uwielbiałam nosić takie bluzy. Założyłam sztyblety i wyjęłam z walizki rękawiczki
 - Ty zostajesz - powiedziałam widząc jak pies kieruje się za mną do drzwi, zaszczekał donośnym głosem jakby chciał powiedzieć "no ej weź mnie ze sobą" - Jak wrócę to pójdziemy pobiegać, niczego nie rozwal - zaśmiałam się i wyszłam z pokoju.
Budynek stajni był ogromny i bardzo nowoczesny, konie były pod najlepszą opieką i miały dostęp do wielu rzeczy, które pomagały być im w dobrej formie. Zapytałam stajennego gdzie znajduje się Mill, po wytłumaczeniu ruszyłam do wskazanego boksu. Klacz stała tyłem pijąc akurat wodę
 - Hej Mill - zawołałam do niej, koń podniósł głowę i leniwie się obrócił podchodząc do mnie, pogłaskałam ją po pysku. Co dziwne nie była aż tak brudna jak się spodziewałam. Może ktoś ją czyścił? - Jedziemy w teren? - otworzyłam bramkę i podprowadziłam ją do stanowiska. Zabrałam się za czyszczenie. Później poszłam poszukać siodlarni i sprzętu Mill. Wszystko było wypakowane i ułożone w miejscu oznaczonym jej imieniem. Byłam zszokowana, że tak tutaj o wszystkich dbają. Po niedługim czasie klacz była gotowa. wyprowadziłam ją na zewnątrz i wsiadłam. Przede mną były dwie drogi jedna prowadziła na tor crossowy a druga do lasu, wybrałam tą do lasu. Przez chwilę pomyślałam, że przecież nie znam tych terenów i mogę się zgubić. Liczyłam jednak na dobrze oznakowaną trasę. Jechałyśmy długo stępem nie miałam ochoty jechać szybciej a klaczy to chyba odpowiadało. Oglądałam okolice starając się zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Chociaż ciężko było znajdywać szczegóły w lesie. Po jakimś czasie w końcu przyśpieszyłam do kłusa a gdy znalazłyśmy się na długiej prostej puściłyśmy się galopem. Była całkiem przyjemna pogoda. Mimo, że wiosna dopiero się zaczynała było dość ciepło i nie odczuwałam chłodu w bluzie. Wiedziałam jednak, że wieczorem na pewno się ochłodzi. Po skręceniu w prawo znalazłyśmy się na ogromnej polanie. Była przepiękna, z prawej strony przy granicy z lasem był mały staw z prawie przezroczystą wodą. Na środku rosły trzy samotne drzewa dając cień przed wiosennym słońcem. Było to naprawdę piękne miejsce. Zsiadłam z klaczy i nawet się nie zastanawiając zdjęłam jej siodło i ogłowie odkładając je w bezpieczne miejsce. Koń podreptał do stawu napić się wody a ja usiadłam sobie pod drzewem. Poczułam się senna. Nie wiem w sumie dlaczego bo nie byłam zmęczona po przyjeździe, może po prostu tego nie odczuwałam. Spojrzałam na Mill. Skubała trawę. Pomyślałam, że krótka drzemka mi nie zaszkodzi.

Ktoś chuchał mi w twarz. Przecież budzik jeszcze nie zadzwonił. Jeszcze zdążę na lekcje. Poczułam na twarzy ślinę. To już przesada. Otworzyłam oczy ale nic nie dostrzegłam jedynie ciemność. Po chwili moje oczy przywykły do ciemności. Zauważyłam stojącego nade mną konia. Czemu było tak ciemno? I gdzie my byłyśmy. A no tak chciałam się zdrzemnąć. Chwilkę. Wyciągnęłam telefon aby sprawdzić godzinę. Rozładowany. Dopiero teraz poczułam jak jest zimno. Wstałam i po omacku znalazłam siodło i ogłowie. Czaprak było dość sztywny. No tak był trochę spocony a teraz leżał kilka godzin w zimnie. Brawo Gwen.
 - Przykro mi Mill musisz to założyć - założyłam jej na grzbiet czaprak i siodło, zapięłam jednak tylko na pierwszą dziurkę popręg. Nie miałam zamiaru na nią wsiadać aby nie miała obtarć. Z moich ust wydobywały się kłęby pary. Matko spodziewałam się, że wieczorem będzie zimno ale nie że mróz. Założyłam jej ogłowię i ruszyłyśmy przed siebie. Świetnie. Nic nie było widać a ja nie wiem nawet gdzie jestem i jak tu wrócić do szkoły. Szłyśmy przez blisko piętnaście minut ale wokół nie było widać żadnego światła. Nie bałam się. Byłam na siebie zła, że przez swoją głupotę narażam siebie i konia. Usłyszałam szelest. Nie umiałam zlokalizować jednak, z której strony dochodzi
 - Halo? Jest tutaj ktoś? - zapytałam w przestrzeń i wtedy ktoś wycelował we mnie strumień białego światła latarki
 - Jestem - usłyszałam męski głos, podjechał bliżej, siedział na koniu - Co tutaj robisz o drugiej w nocy? - spytał zaskoczony, druga w nocy nieźle myślałam że jest maksymalnie dwudziesta druga
 - Mogłabym zapytać Cię o to samo - uśmiechnęłam się
 - Dlaczego nie jedziesz? - gestem wskazał na konia
 - Czaprak mi zamarzł a nie chce aby Mill miała obtarcia, poczekam aż się odmrozi.
 - No więc co tutaj robisz?
 - Zgubiłam się - przyznałam - Zasnęłam na polanie a gdy się obudziła - wskazałam rękoma otoczenie - Było ciemno, dopiero przyjechałam i nie mam pojęcia jak wrócić do szkoły. Ale sądzę, że ty jesteś właśnie stamtąd skoro jesteś na koniu?
 - Masz szczęście, że nie jestem jakimś seryjnym mordercą - powiedział lekko się uśmiechając - I tak jestem ze szkoły więc możesz wrócić ze mną
 - A więc teraz ty mi powiedz co robiłeś w tym lesie o drugiej w nocy? - uśmiechnęłam się do chłopaka.


Jakiś chłopak?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz