Strony

poniedziałek, 1 maja 2017

Od Lewisa C.D. Olivii

Praktycznie się uspokoiłem. Ruszyliśmy w drogę powrotną do Uniwersytetu, ale moje myśli nadal krążyły wokół jednego domu przy Landbroke Gardens. Wokół domu, z którego nic nigdy nie wyszło. Często zastanawiało mnie, jak to jest możliwe, że nikt nigdy nie usłyszał tych krzyków, bo moich siniaków nie byli w stanie zobaczyć. Zastanawiało mnie ile razy doświadczył tego mój młodszy brat.
Byliśmy już dawno za miastem, w środku jednego z wielu lasów, przez które szła droga do naszej Akademii. Jakieś zwierzę przebiegło przez ulicę, więc raptownie zahamowałem, jakimś cudem utrzymałem motocykl w równowadze. Olivia tylko cicho krzyknęła... dosyć tego. Powoli ruszyłem i zjechałem w pierwszą możliwą leśną dróżkę. Zsiadłem z motocyklu, rzuciłem kask obok niego, polazłem na trawę, na której usiadłem. Olivia, też zsiadła, jednak nie podeszła do mnie.
- Nie chcę, żebyś się mnie bała - odparłem gapiąc się w ziemię. - To ohydne uczucie, kiedy zdajesz sobie sprawę, że jesteś potworem...
- Nie jesteś nim - zaprzeczyła.
- Jakby tam nie było matki... jakby ciebie tam nie było i jakbym mógł zabrać Aleksandra... - przerwałem i przetarłem dłońmi twarz.
- To co wtedy?
- To bym za zabił - odparłem spokojnie, uniosłem głowę i spojrzałem jej prosto w oczy. - Z największą rozkoszą bym go zakatował w tej jebanej kuchni, żeby nigdy więcej nikogo nie tknął. Wiesz to zdumiewające, że wszyscy moi znajomi odwracali się ode mnie, po poznaniu ich. Najgorzej było z Hailey i Brianem, mieli okropny dylemat, ale w końcu zostali. Nath ich jeszcze nie poznał i się do tego nie rwie.
- A Gabriel? - zapytała.
- Jakby go ojciec zobaczył, to by się na niego rzucił... Gabriel to jedyna osoba, która kiedykolwiek stanęła przed nimi, w mojej obronie. Nie obchodzą go. Zawsze jest gotowy skręcić kark każdemu kto się porwie na bliską mu osobę.
- To...
- Chore? Tak, to psychol - zaśmiałem się. - Ale nigdy cię nie tknie i zawsze robi to o co go poprosisz - wyszczerzyłem się.
- Boję się tego słychać.
- To nic strasznego - odparłem. - Tylko dałaś mi z łokcia w ranę, a on jak posłuszny pies, poszedł cię łapać... ale nie mów mu, że go tak nazwałem.
- A co byłaby bójka?
- Nie... raczej wielka gra. Polowałby na mnie aby w końcu ośmieszyć i to najlepiej przed tobą.
- Dlaczego przede mną?
- Co ostatnie pamiętasz z wczoraj? - zapytałem.
- Jak przyszli Paul i Melody - odparła.
- To wiele wyjaśnia. Chcesz wiedzieć coś jeszcze o mnie?
- Czemu nie, jest ciekawie.
- Aż mnie ścisnęło w dołku, jak rozmawiałem z twoją mamą. Ja nie płaczę, odzwyczaiłem się w dzieciństwie, bo nie pozwalano mi płakać, że miałem ochotę ryczeć, kiedy dotarło do mnie, że ja też mógłbym mieć takich rodziców - wstałem i zacząłem iść w głąb lasu. Nie wiedziałem nawet, czy dziewczyna idzie za mną. - Po cholerę mi Notting Hill?! Po co to wszystko, ta Akademia?! Po co?! A mogłem to przerwać... - odwróciłem się, jednak szła za mną. - Ten wypadek... to nie był wypadek.
- Co ty mówisz? - zmarszczyła brwi, a później otworzyła usta ze zdziwienia. - Ty...
- Chciałem się zabić? Jadąc nowym motocyklem, zdałem sobie sprawę, że to była łapówka za milczenie. Miałem ochotę zniszczyć tą maszynę. Zobaczyłem zakręt... dlaczego by nie zniszczyć od razu siebie? To takie proste - powoli podchodziła do mnie. - To takie banalne. Jeden profesjonalny ruch i tracisz kontrolę. Wygląda jak wypadek i tylko ty wiesz, że nim nie był... a później otwierasz oczy i płaczesz jak dziecko. Wszyscy myślą, że to z bólu, a ty zdajesz sobie sprawę z tego co chciałeś zrobić i że się nie udało - wzięła mnie delikatnie za dłonie. - To tchórzostwo... nie... to obłęd. Tak. Wiesz, że nie pamiętam kiedy ostatni raz przespałem całą noc?
- A twoi przyjaciele, przecież nie musiałeś zostać z tym sam.
- Ale nie chciałem ich narażać. Wiedzą tyle ile muszą. Hail wie, że ma zawsze przyjąć Aleksandra, a Gab znajdzie się u mnie w domu, na jeden jego telefon. Jednak co to zmienia? Nic. To nie ich walka. A ja wiem, że muszę ją wygrać, bo od tego zależy przyszłość Aleksandra.
- Lewis...
- Tak, wiem - przerwałem jej. - Dramatyzuję... ale musiałem to powiedzieć. Jak się pierwszy raz spotkaliśmy, to nie miałem na nic ochoty, sam nadal nie wiem, co mnie podkusiło, żeby wrócić do ciebie na korytarzu.
- Czy to jakieś wyznanie - prychnęła.
- Jedno z nielicznych, które usłyszysz, więc cicho. Nie wiem co to było, ale cholera, dobrze, że się wróciłem.
- Wcześniej nie przeklinałeś - skrzywiła się.
- Oj zdziwiłabyś się ile przeklinam, ale wiesz przy obcych się staram.
- Aha, więc to była wersja light, dla nieznajomych? - wybuchnęła śmiechem.
- Można tak powiedzieć.
- Powiesz mi, co się wydarzyło, kiedy byłam... nieświadoma moich czynów.
- Nie - odparłem spokojnie.
- Dlaczego? - zdziwiła się.
- Bo byś spłonęła ze wstydu i zaczęła mnie unikać - wyszczerzyłem się. - Może kiedyś... kiedyś. Teraz chodź, wracamy.

* * *

Dalsza droga zeszła spokojnie. Wyładowałem się, Olivia chyba poczuła się pewniej, bo wreszcie mocniej się mnie złapała. Nie zatrzymywałem się już, aż wreszcie stanęliśmy przed Uniwersytetem. Zgasiłem silnik, ona zsiadła pierwsza. Oddała mi kask i powoli ruszyliśmy w stronę internatu. Niestety los zrzucił nam na drogę kolejną przeszkodę w postaci Ruby. Ruby była kochaną osobą, ale również surową jeśli chodzi o opuszczanie zajęć. Raczej ciężko mnie z kimś pomylić, więc kiedy tylko nas zauważyła, skierowała się w naszą stronę, ciągnąc za sobą grupę uczniów.
- Tylko nic nie mów - rzuciłem do Olivii.
- A gdzie to nasi państwo zniknęli na dwa dni? - zapytała dyrektorka.
- Formalnie, to na półtora dnia, pani dyrektor - wokół nas, zebrała się grupka uczniów.
- W takim razie, panie Draxler, proszę się usprawiedliwić. Natychmiast - jej twarz przybrała poważny, surowy wyraz.
- Czy mogę zadać pani jedno pytanie, zanim zostaniemy zlinczowani?
- Proszę - prychnęła.
- Co by pani zrobiła, gdyby pani młodszy brat, był katowany w domu? - spytałem najpoważniej jak umiałem. Nie chciałem znać odpowiedzi, zresztą nikt jej nie zna. Nikt nie wie, co by zrobił.
- Nie wiem - odparła cicho. Podszedłem do niej.
- Ja też, nie wiem, co zrobić - odparłem i minąłem ją. - Babii, idziesz?
Po chwili dziewczyna mnie dogoniła.
- Skąd wiedziałeś?
- Że tak zareaguje? Cóż to wreszcie dla niej realne wytłumaczenie mojego zachowania, wycieczek do konsulatu, dziwnych dokumentów i tak dalej. Jednak jest to o wiele bardziej przerażająca prawda, niż się spodziewała. Trochę jej zajmie, zanim pomyśli, że trzeba mi pomóc, a my w tym czasie będziemy już na lekcjach.
- Więc co, wielki Lewis Draxler godzi się na pomóc?
- Jeśli chcę adoptować Aleksandra, to nie mam innego wyboru.
- Adoptować? - powtórzyła po mnie.
- Tak. Myślę o tym, odkąd stałem się pełnoletni i w sumie już moja sytuacja się trochę wyjaśnia. Jest szansa... i nawet jeśli będę mógł go wyrwać stamtąd tylko na rok przed jego pełnoletnością, bo to nie będzie prosta rozprawa, która może ciągnąć się latami, to warto. Dobrze wiem, co mówię.

Olivia?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz