Chłopak prowadził mnie pod pomieszczenie, w którym byłam kilka minut temu, żeby przerwać nieco niezręczną ciszę przedstawiłam się. Również to zrobił, zapewne tylko z grzeczności, ale nie przeszkadzało mi to, jest tu tyle osób, że nawet nie będziemy się później na siebie natykać. Zmarszczyłam brwi, słysząc jego twardy akcent, sam się nieco zmieszał i mruknął tylko, że jest Niemcem.
- Nie wyglądasz - rzuciłam bezmyślnie.
- To jak wygląda typowy Niemiec? - prychnął. Zadarłam głowę nieco do góry, by przyjrzeć się jego twarzy.
- Myślałam, że każdy z was ma wytatuowaną swastykę na czole - odparłam nieco sarkastycznie. Nie zaśmiał się, ale lekko drgnął mu kącik ust. Widać było po nim, że nieco wyluzował. - Byłam w Niemczech ostatnio na dłużej, średnio na pięciu poznanych facetów, czworo było blondynami - dodałam po chwili, przysięgam, naprawdę tak było.
- Robiłaś dane statystyczne? - uniósł z pobłażaniem brew. Uśmiechnęłam się lekko.
- Tak na oko - wzruszyłam ramionami po raz kolejny tego dnia. Zatrzymaliśmy się wreszcie pod sekretariatem.
- To tutaj - wskazał na drzwi i już miał zamiar odejść, ale go zatrzymałam.
- No tak, ale ja pytałam cię o sekretarkę - oparłam się o ścianę, a on odwrócił się z głośnym westchnieniem, faktycznie, wyglądał na zamyślonego, gdy prosiłam go o pomoc, mógł nie zrozumieć do końca o co mi chodzi.
- A skąd mam niby wiedzieć? - przewrócił oczami. - Wyglądam jakbym miał jakiś radar w głowie?
Zacisnęłam usta w wąską kreskę, nie pokazywałam tego po sobie, ale zaczął nieco mnie irytować.
- Dobrze, przepraszam, nie chciałam zawracać ci głowy - powiedziałam chłodno - jakoś sobie poradzę.
Prychnął tylko pod nosem, ale wtedy zza jego pleców wyłoniła się siwowłosa kobieta.
- Och, Lewis? Tak? Dobrze, że tu jesteś, mam dla ciebie małą sprawę - uśmiechnęła się sympatycznie - a ty skarbie? Jesteś tutaj nowa? - zwróciła się zwracając na mnie uwagę. - Przepraszam, że musiałaś czekać, pilne sprawy - miała tak ciepły i miły dla ucha głos, że od razu wybaczyłam jej, że niosła dwa wielkie kawałki ciasta i kawę, zdziwiłam się, że dała radę to wszystko utrzymać na jednej ręce. Drugą opiekuńczo chwyciła mnie w talii i wprowadziła do środka.
- Ty musisz być... - zastanawiała się głośno, przeglądając leżące na biurku kartoteki. - Och, wszystko mam takie pomieszanie - usiadła głęboko w fotelu, a ja rozejrzałam się. - Olivia, dobrze...
Podałam jej kartę zdrowia i dokumenty Phillipe'a, z zastanowieniem głową, zgarnęła je i włożyła do koszulki. Podpisałam jeszcze jakieś oświadczenie i wręczyła mi klucze.
- A ty mi nadal nie oddałeś podpisanego regulaminu co do pokoju - sekretarka zwróciła się wreszcie do czekającego chłopaka. Potarł w zamyśleniu szczękę.
- A tak, zaraz przyniosę, mam ją u siebie - skinął głową.
- Zaprowadzisz przy okazji Olivkę do pokoju.
- Niee, to nie będzie konieczne - rzuciłam szybko i podniosłam moją torbę z ziemi.
- Oj uwierz, będzie, na początku można się tu zgubić - zaśmiała się, a wtedy zadzwonił telefon. Odebrała, a my wyszliśmy z pomieszczenia, nie odzywałam się przez chwilę, potem usłyszałam charakterystyczny dźwięk mojej walizki. Rozejrzałam się, to Paul. Skończył wreszcie gadać i postanowił mi pomóc.
- Boże, zgubić się tu można - wyszczebiotał, nieświadomie powtarzając słowa starszej kobiety - wszedłem do jakiejś kotłowni, gdy cię szukałem - zachichotał. Boże drogi, nie powinnam się wstydzić moich znajomych, ale w niektórych momentach...
Zaraz potem wyciągnął rękę do Lewisa.
- Cześć, Paul, miło mi poznać - uśmiechnął się najbardziej urzekająco jak potrafił. Przy brunecie wydawał się jeszcze większym kurduplem niż jest na co dzień.
- No, Lewis - kiwnął tamten, ściskając jego rękę.
- Jezu, Babii, uśmiechnij się wreszcie, wyglądasz jakby ci kij w dupę wsadzili - Paul poklepał mnie z zaskoczenia po policzku - wybacz za nią, czasami jest bardziej rozrywkowa - zwrócił się tym razem do chłopaka. Tamten prychnął z kpiną pod nosem, a ja wbiłam zażenowane spojrzenie w ścianę. Paul nawijał radośnie przez całą drogę korytarzem, zupełnie nie widząc napiętej atmosfery. Lewis niechętnie, ale zaprowadził mnie pod pokój, szybko się okazało, że byliśmy sąsiadami. Och, jak cudownie. Otworzyłam drzwi i weszłam wraz z Paul'em do środka, pokój był jasny i prosto urządzony. W rogu stało łóżko z błękitną pościelą i szafka nocna, błękitne były również zasłony w oknach. W myślach zaczęłam sobie planować, jak się tutaj urządzę. Mimo wszystko lubiłam akademiki.
- Już zdążyłaś się z nim pokłócić? - od razu zmienił ton - dziewczyno...
- Nie pokłóciliśmy się - zmierzyłam go spojrzenie - nie muszę od początku szukać sobie najlepszych przyjaciół.
- Czemu nie?
- A po co? Poza tym średnio wierzę w przyjaźń damsko-męską, jest tu z 30 innych dziewczyn, nie mam się o co martwić - zaczęłam męczyć się z suwakiem walizki, muszę wreszcie zainwestować w nową.
- Och, nie miałem na myśli przyjaźni - zaśmiał się głośno, spojrzałam na niego pogardliwie.
- Nie mam żądzy seksualnej do każdego napotkanego nieznajomego, TAK JAK NIEKTÓRZY - prychnęłam podobnie jak Lewis. Paul zachichotał, a potem skupił się znowu na swoim smartfonie. Zagryzł wargę czytając wiadomość, a potem nagle musiał wyjść.
- Mama kazała mi zrobić pranie - wytłumaczył się pospiesznie, pocałował mnie w policzek i energicznym krokiem opuścił budynek. Nie wytrzymałam, widząc go jeszcze przez okno napisałam mu szybko sms'a.
do Paul:
z kim sie bzykasz?
Czekając na odpowiedź zastanowiłam się, jak wyglądają stajnie, postanowiłam pozwiedzać troszkę okolicę. Zabrałam telefon i wyszłam.
od Paul:
z pralką
do Paul:
raczej na pralce
od Paul:
zaproponuj taki inwazyjny sposob nawiazywania znajomości Lewisowi
Wybuchnęłam głośno śmiechem, idąc wpatrzona w ekran urządzenia, dopiero teraz zobaczyłam owego chłopaka. Odwrócił się marszcząc brwi, w ręku ściskał ten papier dla sekretarki.
Lewis?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz