- Dobrze wiesz, że to nie jest takie proste - odparłam. - Nie chcę być dla ciebie nie miła, bo to bezsensowne... Może... Dobrze może też przesadziłam na siłowni...
- Cóż - mruknął, a ja przewróciłam oczami.
- Może nawet bardzo, ale spójrz na to z mojej strony.
- Myślałem, że każda dziewczyna chce się podobać mężczyznom - wzruszył ramionami, myślenie proste jak drut. Jak zwykle...
- Inaczej... Wyobraź sobie, że średniej urody, a na pewno nie w twoim typie twoja fanka, przedziera się przez tłum o wiele ładniejszych twoich fanek, podbiega do ciebie i obrzydliwe ślini się, gapiąc się na ciebie. Jakby byś się z tym czuł? - wzruszył ramionami.
- Nie za dobrze pewnie.
- Dokładnie, a ja tak odbierałam twojego kolegę, chodzącego za mną jak cień przez miesiąc po tej siłowni. Gapił się, ślinił...
- Właśnie czy ty przed chwilą stwierdziłaś, że można się ślinić na mój widok? - na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech zadowolenia.
- Cóż... - zmierzyłam wzrokiem jego twarz i tors pokryty tatuażami. - Ubierz się, to porozmawiamy - mruknęłam, ale jego to tylko nakręciło.
- I kto to mówi? - zjechał spojrzeniem na mój brzuch, a ja niemal od razu oplątałam się rękoma, zasłaniając najwięcej odkrytego brzucha, ile mogłam.
- Przestań i wiesz, za nisko mnie cenisz, nie jestem pierwszą lepszą, która poleci na ten ręcznik na biodrach, ładne spojrzenie i komplement - rzuciłam.
- Ślicznie ci w tych kucykach, wiesz? - odparł słodkim głosem, aż ciepło zalało moje serce.
- Naprawdę? - spojrzałam w lustro przy szafie. Miałam dwa luźne kucyki, z których wychodziły mi włosy. Były ładne, ale ślicz.... zaraz. Zaraz! Zamrugałam kilka razy i się skrzywiłam. - Przestań, wiem że to celowe.
- A jeśli naprawdę tak sądzę? - uniósł brew.
- W takim razie powiedziałbyś mi to już dawno, a nie teraz i nie z takim kontekstem - wzruszyłam ramionami.
- Mówi się podtekstem, skarbie - poruszył brwiami.
- Jeśli podtekst ten wcielisz w życie to jedno z nas na pewno nie wyjdzie stąd żywe - odparłam łagodnie, a on się skrzywił. Zastanawiałam się, co wtedy myślał. To musiała być wybitnie interesująca dyskusja wewnętrzna, ponieważ kiedy już otwierał usta, aby chciał coś powiedzieć, jednak po chwili je zamykał. Stałam cierpliwie czekając... właściwie to tak mogłam wyglądać na pierwszy rzut oka, ponieważ w środku aż cała się gotowałam. Chciałam kontynuować, a on mi to skutecznie uniemożliwiał. Musiałam się przyznać sama przed sobą, że te nasze rozmowy i małe bitwy sprawiały mi przyjemność.
- Dlaczego tak twierdzisz? - zapytał wreszcie. Cóż, oczekiwałam czegoś innego, ale przynajmniej coś powiedział.
- Bo nadal cię nienawidzę? - wzruszyłam ramionami.
- Myślałem, że... że moje przeprosiny... - popatrzył na mnie z żalem, później jakby złością i obrzydzeniem, jednak nie bardzo mnie po ruszyło. Dokładnie wiedziałam co robię i podejrzewałam jak on zareaguje. Podeszłam bliżej.
- Teraz wiesz...
- Co wiem? - zmarszczył brwi, patrząc na mnie z góry.
- Jak to jest czuć się upokorzonym. Bolesna lekcja, jednak myślę, że zapamiętasz ją na bardzo długo, skarbie - uśmiechnęłam się wrednie. Jego źrenice wpatrywały się w moje. Po dłuższej chwili zaczął kręcić głową. - Tak, to było zamierzone, mon cheri. Ale nie bój się, mam jeszcze coś ci do powiedzenia...
- Boję się zapytać co - westchnął.
- Cóż... - podeszłam jeszcze bliżej. - Przepraszam za wszystko. Może najlepiej zacznijmy od początku. Jestem Imanuelle Hale, miło mi.
- Imanuelle Hale - uśmiechnął się, jego uśmiech z sekundy na sekundę stawał się coraz większy. - Miło mi, Zain Javadd Malik - podał mi rękę, a kiedy uścisnęłam ją, uniósł moją dłoń i pocałował. Zaraz po tym ją zabrałam.
- Nie podlizuj się - zachichotałam.
- Ja? Nigdy! Ja bym nawet nie potrafił, to mi się wszyscy podlizują - zaczął się śmiać razem ze mną. Wreszcie atmosfera między nami się delikatnie rozluźniła.
- Mam jednak nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, że każdy sojusz, wymaga włożenia pewnej energii i dóbr, w jego szczęśliwe utrzymanie - puściłam mu oczko.
- Właśnie tego się obawiałem - uśmiechnął się przepraszająco, pocierając dłonią kark. - To jakie tam masz warunki?
- Przestaniesz się ze mnie naśmiewać przy ludziach. Możesz mnie nawet przy nich ignorować, nie interesuje mnie to, czy zdobędę sławę w akademii, poprzez ciągłe przebywanie w blasku Zaina Malika. Po prostu nie chcę, aby sprawa z treningu się powtórzyła... A właśnie i jednak mnie oprowadzisz, masz do wyboru wieczór i poranek, ponieważ wtedy biegam. Ewentualnie noc, ale twoja gołąbeczka pewnie nie będzie z tego zadowolona - wzruszyłam ramionami.
- Musisz ją tak nazywać? - pokiwałam głową, a on westchnął.
- Teraz twoja kolej.
- Czyli ja też mam możliwość stawiania warunków?! - krzyknął wielce zdziwiony. - Tego się po tobie nie spodziewałem!
- Przestań - mruknęłam i lekko uderzyłam go w ramię.
- Co? Nie mogłaś się oprzeć patrząc na te mięśnie? - uniósł brew, szczerząc się.
- Cóż - podwinęłam lekko bluzkę, abym miała jeszcze bardziej odkryty brzuch. - Mam swoje. Całkowicie mnie zadowalające. Masz te warunki, czy nie?
- Mam. Jeden. No może dwa.
- Słucham - westchnęłam.
- Po pierwsze przestaniesz krytykować mój wygląd, ponieważ moje i tak nadszarpnięte przez ciebie ego tego nie wytrzyma, a po drugie... - chwila grozy - pomożesz mi z francuskim.
- Że niby takie korepetycje? - uniosłam brew.
- Wolałbym tego tak nie nazywać, bo chodzi mi tylko o pomoc z tym językiem, a nie o naukę od podstaw...
- Jasne. Po prostu masz problem z przyznawaniem się do czegoś - prychnęłam.
- Skąd wiesz?
- Intuicja i umiejętność obserwacji - uśmiechnęłam się. - Dobrze, pomogę ci, a teraz... wypuścisz mnie?
- Nie.
- Nadal mogę cię kopnąć w miejsce, w które nie chciałbyś być kopnięty - zagroziłam.
- Jesteś okropna - zaczął się śmiać.
- Nie. Jestem realistką i i tak cię nienawidzę! - krzyknęłam łapiąc za klamkę i wybiegając na korytarz. Próbował mnie jeszcze złapać za ramię, jednak zwinnie mu się wywinęłam. Kiedy znalazłam się na zewnątrz od razu ruszyłam w kierunku mojego pokoju. Ku mojemu zdziwieniu, w porywach do szoku, on szedł za mną. Zatrzymałam się dopiero pod moimi drzwiami. - Nadal jesteś w samym ręczniku.
- Nie mam z tym problemu - wzruszył ramionami i spojrzał na numer. - 44, miło wiedzieć.
- Tak ci to bardzo potrzebne do szczęścia?
- Bardzo! Znam twoje imię i nazwisko oraz numer pokoju, mogę wszystko znaleźć o tobie - rozpromienił się.
- Uprzedziłam pana z archiwum, że gdybyś się tam pojawił i szukał czegoś, to ma cię najmożliwiej delikatnie cię stamtąd wyrzucić, zanim znajdziesz moją teczkę.
- Nie dość, że idealistka, uparta to do tego rozsądna. Gdzie ty się uchowałaś?!
- Liv... W Anglii - poprawiłam się.
- Pani z Liverpoolu, dobrze wiedzieć. To bardzo cenna informacja... Przydała by się jeszcze tylko nazwa twojej poprzedniej szkoły - poruszył brwiami.
- Chyba śnisz. I przestań wyciągać ze mnie poufne informacje, ty stalkerze - mruknęłam.
- To dla twojego dobra! - ktoś za nim wyłonił się z pokoju i skierował z chytrym uśmiechem w naszą stronę.
- A ja dla twoje dobra mówię, trzymaj ten ręcznik - odparłam.
- Co? - chłopak za nim pociągnął za kawałek materiału, a Zain zapalczywie zaczął go łapać. Wybuchnęłam śmiechem, którego już nie zdołałam powstrzymać. Zaczęli turlać się po korytarzu, a ja patrzyłam na to spod przymkniętych powiek. - Harry odwal się!
- Nauczysz się ubierać nudysto! - śmiał się szatyn. Z jego pokoju wyłoniła się jakaś ładna dziewczyna, która od razu spojrzała na mnie.
- Mnie nie pytaj - uniosłam ręce w obronnym geście. - Ja go uprzedzałam, że Harry? Tak chyba Harry, zdejmie mu ręcznik.
- Harold? - spytała.
- Isabelle nie wtrącaj się w to, on musi zginąć! - chłopak śmiał się w najlepsze. Dziewczyna podeszła do mnie i wyciągnęła do mnie dłoń.
- Isabelle - odparła, uścisnęłam ją.
- Imanuelle... Imany - uśmiechnęłam się.
- To się szybko nie skończy, więc proponuję nam wrócić do pokoi - westchnęła i zrobiła tak jak powiedziała. Zniknęła w pokoju... swoim albo tego chłopaka. Wzruszyłam ramionami i weszłam do siebie. Od razu uderzył we mnie zapach kwiatu magnolii, który unosił się wokół, z zapachowych świeczek ustawionych na małym okrągłym stoliczku, nie za daleko od łóżka, na którym miałam rozłożone książki, długopisy i zakreślacze. Usiadłam na łóżku, po chwili kładąc się na pozostałym wolnym miejscu. Uniosłam ręce i ułożyłam na dłoniach głowę. Tak naprawdę cieszyłam się, że mnie przeprosił. Ciążyły mi trochę jego słowa, a moja reakcja na nie tym bardziej. Zauważył moje zaszklone oczy, a to nie oznaczało nic dobrego. Ostatni raz, kiedy płakałam przy ludziach, to był dzień pogrzebu... Na to wspomnienie w moich oczach pojawił się łzy, które szybko wytarłam wierzchem dłoni. Nie mogę teraz płakać. Muszę być silna. Dla nich.
Położyłam się teraz na brzuchu, przodem do drzwi, podpierając na łokciach. Zaczęłam czytać notatki, co jakiś czas zerkając na drzwi i zastanawiając się, czy jednak pojawi się w nich Zain.
Zain?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz