- Cóż... dlaczego mielibyśmy nie pójść na żywioł? Dotychczas na tym się opieraliśmy i szczerze powiedziawszy spodobało mi się to - kątem oka widziałem jak Miles uśmiecha się delikatnie, uważnie obserwując ekran telefonu. W moim życiu było stanowczo za dużo ułożonych, przemyślanych rzeczy, więc powrót do tego luzu był dla mnie dosyć nietypowy. Ale podobał mi się - A jeśli chodzi o samą Snowdonię to proponuję ten trudniejszy szlak, z Pen-y-Pass. Mniej ludzi, jeśli o to chodzi... mój ty napaleńcu - roześmiałem się, na co chłopak tylko się nachmurzył, zmrużył oczy i spojrzał na mnie. Jego wzrok biegał po mojej twarzy. Uśmiechnąłem się niewinnie, wzruszając delikatnie ramieniem.
- Czyli potwierdzasz? - podniósł brwi, robiąc poważną minę. Znowu to samo. Znowu nie wiem czy mówi na serio czy też się bawi.
- Nie... znaczy... to miało być... - uśmiechnął się, a ja wypuściłem głośno powietrze z płuc, przewracając oczami. Teraz nie tylko się uśmiechał, ale niemal wyszczerzył i cicho zaśmiał. Poprawiłem głowę, przygryzając usta od środka.
- Jossy, co się stało? - odparł słodkim głosem, a ja prychnąłem pod nosem.
- No widzisz, znowu to robisz... - mruknąłem, mocniej go obejmując - Znowu mnie straszysz.
- Ojć, przepraszam - oparł dłoń na moim policzku.
- Przepraszaj dalej - uniosłem kąciki ust.
- Do jakiego momentu?
- Dopóki nie powiem, że ci wybaczam - odparłem stanowczo - I żeby nie było... używanie gróźb, łapówek czy czegokolwiek z nieczystej gry jest zabronione.
- To na czym ja mam się oprzeć? - zapytał. Wzruszyłem ramionami, poniekąd delikatnie się z nim drocząc.
- Ja mam to wiedzieć? Użyj swojego uroku osobistego, być może zadziała.
- Jak to być może zadziała? - zdziwił się, co tylko wprawiło moją twarz w drgania. Joshua, nie śmiej się.
- Mówię, że jeśli dobrze go wykorzystasz to być może zadziała.
- A mogę wykorzystać go nieco później? - uniósł brew. Mierzyłem jego twarz, na której stopniowo pojawił się uśmiech, spojrzeniem. Cóż, całkiem niegłupi pomysł.
- Takie przełożenie terminu użycia?
- Coś w tym stylu. Taka szansa nie może się zmarnować.
- Nie wiem czy nazwałbym to szansą
- A ja owszem
- Skoro tak... to udzielam pozwolenie - chłopak odwrócił się z powrotem widocznie zadowolony i przedstawił swój plan. Słuchałem go uważnie, do czasu, gdy nie spytał o moje zdanie. Walnąłem chyba największą rozprawkę mojego widzenia planu, jaką mogłem tylko wymyślić. Co nie oznaczało, że mi się nie podobał pierwsze, jego założenie. Wręcz przeciwnie.
Po jakimś czasie poczułem jak głowa Milesa odchyla się do tyłu aż do momentu, gdy całkowicie ją oparł o mnie i przymknął oczy. Co chwila oczywiście starał się patrzeć w ekran telefonu, w ten sam punkt co ja, ale długo tak nie wytrzymał. Wkrótce chyba zrezygnował z odepchnięcia snu od siebie, bo zamknął na dłużej oczy i zasnął. Postanowiłem to sprawdzić, dlatego delikatnie zaczesałem jego grzywkę do tyłu, wyszeptując jego imię. Odpowiedziała mi cisza i jedynie ciepłe powietrze wydychane równo i spokojnie. Cóż, jeśli teraz miałem chwilę wolnego, a ruszyć i tak się nie mogłem, więc postanowiłem rozplanować jakoś koniec naszej podróży, który nastąpi w niedalekiej przyszłości. Snowdonia to ciekawe miejsce. Walia jak na mały kraik, istniejący na tle innych państw Wielkiej Brytanii oraz Irlandii było dosyć ciekawa. Zabrałem ostrożnie z rąk chłopaka jego telefon i zacząłem rozpisywać poszczególne miejsca, jakby tego było mało... nawet godziny. Moja pedantyczność jest okropna. Nie raz przeszkadzała mi w życiu, ale nie mogę zarzucić jej całkowitego braku przydatności. Zdarzały się momenty kiedy byłem jej w pewien sposób wdzięczny. Minęło już koło godziny. Byłem zaskoczony, jak bardzo Miles musiał się nie wyspać, a to aż dziwne. Mruczał coś niezrozumiałego pod nosem. Nawet nie wiedziałem, że rozmawia przez sen, a było to na tyle słodkie, że sam nie mogłem przestać się uśmiechać. Zrobiłem plan na trzy notatki w telefonie, każda uwzględniała najdogodniejszą drogę wraz z ciekawymi atrakcjami. Delikatnie obniżyłem się na siedzeniu, opierając głowę, tak aby spojrzeć w górę na drewniany daszek, zakrywający dzisiejsze niebo. Było chłodno, ale mając taką ochronę, nie czułem zimna. Wręcz delikatnie się odkryłem.
To dziwne. Mimo swojej skomplikowanej, jak nie trudnej natury, nieco innego podejścia do świata i wyraźnej tajemniczości, ten chłopak był w stanie zrobić więcej niż ktokolwiek inny, przebijający się człowiek w moim życiu. Zastanawiałem się czy gdybym zdołał wyciągnąć go do Norwegii to czy w ogóle by się zgodził. Już od jakiegoś czasu myślałem o powrocie w rodzinne strony, a raczej na małe odwiedziny. Tęskniłem za tamtejszym krajobrazem, będąc niejako zabrany pod przymusem z Norwegii. Dlatego Szkocja nigdy nie potrafiła mnie przyciągnąć identycznie. Nie posiadam dobrych wspomnień z niej, lecz nie winię jej jako kraju. Bo jest piękna. Wracając, wraz z pójściem do akademii, plan wycieczki do ojczyzny został przeniesiony na inny czas. Oczywiście, kiedyś w młodości próbowałem na własną rękę tam polecieć, ale nigdy nie doszło to do skutku.
Spojrzałem na godzinę i zamknąłem oczy. Nawet nie wiem w jaki sposób udało mi się zasnąć, ale zapewne przyczyniło się do tego to ciepełko. Było przyjemnie... aż za przyjemnie. A wiadomo, że jak wszystko, wkrótce mijało.
Znowu to samo. Niczym co miesięczna rutyna ten sam sen dopada mnie w najmniej oczekiwanych momentach. Miał się skończyć lata temu. Cztery lata temu. A im bliżej dnia, w którym się to stało tym coraz częściej się pojawia. A najgorsze jest to, że nie mam pojęcia jak temu zapobiec.
Zawsze czułem się jakbym tam był. Jakbym siedział na miejscu jeszcze stosunkowo małego, trzynastoletniego chłopca. Jakbym nim był. Do dzisiaj pamiętam każdy szczegół tej krótkiej sytuacji. Każdy mój ruch w tamtej chwili i każde słowo rodziców. Mama nigdy nie dokończyła tego co do mnie mówiła. Miała mi powiedzieć jakąś tajemnicę, zapewne z życia taty, bo uwielbiała się z nim droczyć. Zawsze się śmiał, gdy to mi opowiadała i pytał po co mi do życia takie informacje. Mama nigdy mu tego nie wytłumaczyła, ale powtarzała, że przynajmniej przestaje z nią dyskutować.
Moje ruchy jednak w śnie wyglądały nieco inaczej. Nie widziałem rodziców, ale doskonale ich słyszałem. Te same, do dzisiaj bolące słowa uderzały we mnie, tylko dodając pewności, że tym razem wcale nie potoczy się inaczej. Oddałbym wszystko by tylko była możliwość zmiany tego wszystkiego. Mimo chęci, wydostać się nie mogłem. Świadomość, że z każdą minutą jest coraz bliżej końca snu, przyprawiało mnie o zdenerwowanie. Za każdym razem pojawiała się w dali ciężarówka, której wtedy żadne z nas nie podejrzewało o przyczynę zdarzenia. Nawet jej nie zauważyłem, teraz widziałem każdy detal. I za każdym razem zamykałem oczy. Nie chciałem widzieć tego po raz setny.
Wcale nie poderwałem się z pozycji. Nigdy nie wstawałem z krzykiem czy z czymś podobnym. Nigdy nie okazywałem zdenerwowania, gdy końcowy moment następował. Otwierałem powoli oczy, jakby w bojaźni, że to wcale nie mógł okazać się sen i wpatrywałem się w sufit, z początku nie mogąc się ruszyć. Czułem się obolały. Może mniej niż wtedy, gdy wyciągali mnie z auta. Do dziś nie mam pojęcia jak ręka, połamana w czterech miejscach może sprawnie funkcjonować. Zresztą nie tylko ręką. Ta pozycja nie była zbyt wygodna na długie leżenie, dlatego przetarłem bolący kark. Przejechałem dłońmi po twarzy, przy okazji ocierając wilgotne oczy. Wydawało się jakoś mniej ciężko i zimniej. Miles gdzieś zniknął. Pewnie poszedł do domu. Zdjąłem z siebie koc, zwieszając nogi i pochylając się nad ziemią. Może nie potrzebowałem uspokojenia oddechu, ale na pewno zaczerpnięcia jego większej ilości.
Wszedłem do środka, opierając się o ścianę. Chłopak posłał mi pytające spojrzenie.
- Zimno było - skrzywiłem się. Zrobił zdziwioną minę.
- Tobie? Niemożliwe?
- Wiesz, jednak co się ugrzeje to jest już ciepłe.
- Ciekawe kto kogo tu grzał.
- Ty mnie.
- Właśnie - uśmiechnąłem się, sięgając po szklankę z wodą.
- Nie powiedziałeś mi jeszcze jednego. O której zamierzasz wyjechać?
Miles?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz