Pokiwałem powoli głową, a później rzuciłem się na pierwsze pudełko, chcąc je jak najszybciej. Ta pizza była takie cieplutka, zapach powodował, że ślina napływała mi do ust i zacząłem się bać, że zaraz dostanę niepohamowanego ślinotoku. Mimo, że ciasto nadal paliło mnie w opuszki palców, nie czekałem na nóż, tylko rozerwałem kawałki pizzy i jak najszybciej chlapiąc sosem po jednym, roztopiłem w nim zęby. Boże... jakie to było dobre... Nie mogłem uwierzyć, że mogłem tak długo obok niej wytrzymać. Aż dziwne i nienaturalne.
- Piękny widok - zaczął się śmiać Jules, który nadal nie zaczął jeść. Pacnąłem go w ramię.
- Uważaj bo zjem wszystko sam - zagroziłem z pełnymi ustami. Pokręcił głową i wziął się za jedzenie. Kiedy w pół minuty pochłonąłem pierwszy kawałek, zająłem się włączeniem filmu.
- Co to za część? - zapytał.
- Czwarta, resztę oglądaliśmy po pięć razy i mam ich dosyć - mruknąłem. - Tutaj jest dodatkowy plus... Penelope Cruz - poruszyłem brwiami, a on się zaczął śmiać, mało nie krztusząc się przy okazji, ponieważ zdążył napchać sobie usta pizzą.
- To zdecydowanie duży plus - powiedział, kiedy już złapał oddech.
Film okazał się równie zabawny, co poprzednie części, choć nie obyło się bez kłótni, której podmiot stanowiły tam razem syreny. No bo kto słyszał, że ona usychają na słońcu niczym jakieś cholerne wampiry? No i zaczęła się dyskusja, w której nie obyło się bez rękoczynów. Właściwie to na nich kończyła się nasza co druga sprzeczka, więc byliśmy do tego przyzwyczajeni. Z drugiej jednak strony stwierdziliśmy, że dwie bójki jednego wieczora, to za dużo nawet jak na nas. Tak więc do końca filmu tylko się rechotaliśmy ze wszystkiego co możliwe.
W końcu się skończył. Pizza też jakoś nagle wyparowała. Przekręciłem się na brzuch, oparłem głowę o przedramiona, które skrzyżowałem przed sobą i patrzyłem na Julesa, który zaczął czegoś szukać w odmętach Internetu.
- Co byś zrobił, gdybyś znalazł taką wodę młodości? - zapytał nagle, wyrywając mnie z czarnej dziury bezmyślności. Nie pamiętałem, o czym myślałem wtedy.
- Co? - zmarszczyłem brwi. Westchnął, kręcąc głową.
- Co byś zrobił, gdybyś znalazł taką wodę młodości? - powtórzył.
- Oddałbym mamie - odpowiedziałem bez zastanowienia. Skupiłem się. Ale to Adrien nie żyje, a mama jest w mniej więcej stabilnej sytuacji. Może powinienem pomyśleć o Adrienie? Dlaczego tego nie zrobiłem? Zapomniałem? Nie.
- Czy ty w tym momencie roztrząsasz wyrzuty sumienia, ponieważ pomyślałeś o żyjącej matce, która dwa razy, co najmniej, dała ci życie, a nie pomyślałeś, o swoim zmarłym chłopaku? - uniósł brew, spoglądając ponownie na mnie.
- O swojej zmarłem miłości, a nie chłopaku - odparłem, głosem pełnym smutku i niejako melancholii.
- O Adrienie w każdym razie - odłożył laptopa na bok i przekręcił się na bok.
- Wiesz co? - szepnąłem cicho.
- Co? - potargał mi włosy, a ja się uśmiechnąłem.
- Nigdy nie rozumiałem, dlaczego się do mnie wtedy odezwałeś. Mieliśmy sześć lat, ty już miałeś chmarę fanów, a ja nikogo. Nie wiedziałem i nie rozumiałem. W sumie to nadal nie rozumiem, bo to wszystko jest bez sensu, ale...
- To nie jest bez sensu - odparł. - Byłeś inny, a ja nie chciałem mieć chmary przyjaciół, tylko takiego jednego, na zawsze. Jak się okazało, wbiłeś się doskonale w moje realia, a już kiedy byliśmy nieco starsi, rozumiałem, że tylko ty będziesz na tyle uparty, żeby zmusić mnie do pokazania siebie.
- Kocham cię... i przestań mówić takie łzawe rzeczy, bo się rozbeczę i będziesz miał płaczącego Milesa w łóżku - puściłem mu oczko.
- Okropieństwo - oparł się nagle o moje plecy.
- Ej! Też tak raz chcę! - mruknąłem.
- Nie ma szans....
- Ale Jules!
- Nie - mruknął.
- Jully, miłości ty moja najdroższa, to tylko ja, Milesik, twój najlepszy przyjaciel! - spróbowałem przekręcić się na plecy, ale złapał mnie w pasie i uniemożliwił zmianę pozycji leżenia.
- To nie zmienia faktu, że nie dam ci nawet dotknąć moich blizn - odparł stanowczo.
- A może mały układzik? - zaproponowałem, a on puścił mnie i usiadł obok. Również się podniosłem. Patrzył na mnie wyczekująco. - Ja oddam rozmowę o... O mój Boże... O moich uczuciach, a ty masz mi pozwolisz przytulić się do twoich nagich pleców, z podkreśleniem tej nagości - poruszyłem brwiami.
- Czasami zastanawiam się czy ty sobie żartujesz, czy to podtekst, bo wiem, że z twoją orientacją, to mogłoby być możliwe - wzdycha.
- Oczywiście, że żartuję ty głupku, to tak jakbym podtekstami do Iana rzucał - przewróciłem oczami, a on się na mnie rzucił, tym razem układając się na moim brzuchu.
- Zaczynaj - odparł.
- Ale co?
- No mówić o uczuciach - machał rękami, mówiąc to. Popatrzyłem na niego jak na wariata, jednak później wzruszyłem ramionami. Chyba włączył mu się tryb "Prawdziwy Jules".
- Ale nie wiem od czego zacząć - mruknąłem.
- Ło Boże Miles! Najlepiej by było od początku, jak myślę.
- Więc.... zakochałem się - wydusiłem z siebie.
- W kim? - zerwał się z mojego brzucha, siadając i gapiąc się na mnie.
- W myszce Micky kurwa! Chyba wiesz w kim! - zacząłem krzyczeć, a on zakrył mi usta dłonią.
- No dobrze, ale nie krzycz kluseczko...
- Nie jestem kurwa kluseczką! - oderwałem jego dłoń od ust, a po chwili znowu miałem ją na nich.
- No dobrze, mój mięśniaczku, ale nie krzycz i nie mów tak brzydko, bo ci Bozia język upierdoli - cmoknął mnie w czółko, po chwili mnie puścił.
- Tylko bez ślinienia, bo twoja głupota może być zaraźliwa - wyszczerzył się tylko do mnie. - Więc... zakochałem się w nim chyba... Znaczy... nie. Ja nie wiem.... - jęknąłem.
- Uspokój się - pogładził mnie po włosach. - Powiedz mi wszystko, przeżyliśmy gorsze rzeczy.
- Więc... bo... bo ja się boję chyba - przyznałem. - Chcę mu powiedzieć, że tęsknię jak go nie widzę i że zwyczajnie lubię z nim rozmawiać. Kiedy otwieram usta, nagle boję się, że on zrozumie to. W sensie zobaczy, że otwieram moje serce i... i poczuje coś do mnie. Nie chcę, żeby coś do mnie czuł... ale chcę go mieć przy sobie. W sensie... Nie... Trochę widzisz... gubię się w tym. Okazuje się, że emocje nie są takie proste jakie wydawały mi się te kilka lat temu. Wszystko jest pokręcona, bo ja chcę, ale nie chcę, bo... - pociągnąłem nosem. - Bo ja chyba się boję, że on też mnie zostawi...
- Miles, ale przecież Joshua to nie Adrien, to nie musi się skończyć tak, jak wtedy - pogładził mnie po ramieniu.
- Ale ja się tego boję. Rozumiesz? Boję się, że jakimś cholernym trafem, jeśli na nic nie zachoruje, to wpadnie pod jakiś jebany pociąg. Boję się, że zostanę sam, że się zaangażuje, a życie znowu da mi kopa, tylko tym razem tego nie przeżyję - poczułem jak powoli z moich oczu płyną łzy. - Nie chcę znowu tak cierpieć, a jeśli... Jeśli jedynym wyjściem jest trzymanie go na dystans, to wolę to, jednak wiem, że to go w końcu zrani, że go przez to stracę, a nie chcę go stracić, bo... bo chyba naprawdę się z nim zakochałem, choć tego nie chcę... Myślałem, że sobie poradzę... Tak... tak jak wcześniej... - dłonią starł łzy z moich policzków. - Ale... ale okazało się, że nie potrafię, że jakakolwiek relacja z nim, powoduje zaangażowanie, jednak myślałem, że to oddzielę, tak jak z tymi wszystkimi dziewczynami... że lubię go, ale dotyk czy seks, to całkiem inna strefa, która nie może dla mnie znaczyć nic więcej, ale... nie potrafię... po raz pierwszy nie potrafię...
- Boże... i znowu mam Milesika zakochanego po uszy - westchnął, obejmując mnie ramieniem.
- Nienawidzę cię - próbowałem go odepchnąć, ale kiedy chciał, potrafił mnie uścisk jak ze stali.
- Kochasz mnie - wymruczał mi do ucha.
- Spadaj! - znowu go walnąłem, po żebrach, ale tylko syknął.
- No nie bij mnie kocie - wymruczał.
- Puść mnie zboczeńcu, bo zacznę krzyczeć - warknąłem, kiedy wsuwał mi wolną dłoń pod koszulkę.
- I co powiesz Joshowi, kiedy nas zobaczy - zaczął się śmiać, ale teraz to naprawdę się na niego rzuciłem. Sturlaliśmy się z łóżka, ja się darłem, on się śmiał. Czyli jak zawsze. W końcu jednak się uspokoiłem.
- Nienawidzę cię - mruknąłem.
- Już to dzisiaj słyszałem - puścił mi oczko, a ja nie potrafiłem powstrzymać się od uśmiechu. - Od razu lepiej wyglądasz.
- Teraz twoja kolej - odparłem.
- Nieprawda. Nie powiedziałeś wszystkiego! - rzucił oskarżycielsko.
- Niby czego nie powiedziałem?!
- No najważniejszego, nie? Czyli co zamierzasz zrobić...
- Na razie, to zamierzam zostać na noc - mruknąłem. Zmarszczył brwi i przysunął się do mnie.
- Nie nocowaliśmy u siebie poza akademikiem od podstawówki - odparł, a ja spuściłem głowę. - Więc co się dzieje?
- Nic... Po prostu... ostatnio bardzo źle sypiam. Często śni mi się Adrien, ogólnie mam koszmary... No nie za ciekawie w każdym razie - mruknąłem.
- A ja jestem takim twoim własnych, unikalnym lekarstwem? - zerknąłem na niego, uniósł brew. Pokiwałem głową. - Czy ty musisz być taki słodki?
- Nie jestem słodki! - krzyknąłem od razu.
- Moja kulka słodkości i nieporadności - potargał mi włosy.
- No nie rusz! Wiesz jak ciężko mi to ułożyć, żeby coś widzieć?!
- Piękny widok - zaczął się śmiać Jules, który nadal nie zaczął jeść. Pacnąłem go w ramię.
- Uważaj bo zjem wszystko sam - zagroziłem z pełnymi ustami. Pokręcił głową i wziął się za jedzenie. Kiedy w pół minuty pochłonąłem pierwszy kawałek, zająłem się włączeniem filmu.
- Co to za część? - zapytał.
- Czwarta, resztę oglądaliśmy po pięć razy i mam ich dosyć - mruknąłem. - Tutaj jest dodatkowy plus... Penelope Cruz - poruszyłem brwiami, a on się zaczął śmiać, mało nie krztusząc się przy okazji, ponieważ zdążył napchać sobie usta pizzą.
- To zdecydowanie duży plus - powiedział, kiedy już złapał oddech.
Film okazał się równie zabawny, co poprzednie części, choć nie obyło się bez kłótni, której podmiot stanowiły tam razem syreny. No bo kto słyszał, że ona usychają na słońcu niczym jakieś cholerne wampiry? No i zaczęła się dyskusja, w której nie obyło się bez rękoczynów. Właściwie to na nich kończyła się nasza co druga sprzeczka, więc byliśmy do tego przyzwyczajeni. Z drugiej jednak strony stwierdziliśmy, że dwie bójki jednego wieczora, to za dużo nawet jak na nas. Tak więc do końca filmu tylko się rechotaliśmy ze wszystkiego co możliwe.
W końcu się skończył. Pizza też jakoś nagle wyparowała. Przekręciłem się na brzuch, oparłem głowę o przedramiona, które skrzyżowałem przed sobą i patrzyłem na Julesa, który zaczął czegoś szukać w odmętach Internetu.
- Co byś zrobił, gdybyś znalazł taką wodę młodości? - zapytał nagle, wyrywając mnie z czarnej dziury bezmyślności. Nie pamiętałem, o czym myślałem wtedy.
- Co? - zmarszczyłem brwi. Westchnął, kręcąc głową.
- Co byś zrobił, gdybyś znalazł taką wodę młodości? - powtórzył.
- Oddałbym mamie - odpowiedziałem bez zastanowienia. Skupiłem się. Ale to Adrien nie żyje, a mama jest w mniej więcej stabilnej sytuacji. Może powinienem pomyśleć o Adrienie? Dlaczego tego nie zrobiłem? Zapomniałem? Nie.
- Czy ty w tym momencie roztrząsasz wyrzuty sumienia, ponieważ pomyślałeś o żyjącej matce, która dwa razy, co najmniej, dała ci życie, a nie pomyślałeś, o swoim zmarłym chłopaku? - uniósł brew, spoglądając ponownie na mnie.
- O swojej zmarłem miłości, a nie chłopaku - odparłem, głosem pełnym smutku i niejako melancholii.
- O Adrienie w każdym razie - odłożył laptopa na bok i przekręcił się na bok.
- Wiesz co? - szepnąłem cicho.
- Co? - potargał mi włosy, a ja się uśmiechnąłem.
- Nigdy nie rozumiałem, dlaczego się do mnie wtedy odezwałeś. Mieliśmy sześć lat, ty już miałeś chmarę fanów, a ja nikogo. Nie wiedziałem i nie rozumiałem. W sumie to nadal nie rozumiem, bo to wszystko jest bez sensu, ale...
- To nie jest bez sensu - odparł. - Byłeś inny, a ja nie chciałem mieć chmary przyjaciół, tylko takiego jednego, na zawsze. Jak się okazało, wbiłeś się doskonale w moje realia, a już kiedy byliśmy nieco starsi, rozumiałem, że tylko ty będziesz na tyle uparty, żeby zmusić mnie do pokazania siebie.
- Kocham cię... i przestań mówić takie łzawe rzeczy, bo się rozbeczę i będziesz miał płaczącego Milesa w łóżku - puściłem mu oczko.
- Okropieństwo - oparł się nagle o moje plecy.
- Ej! Też tak raz chcę! - mruknąłem.
- Nie ma szans....
- Ale Jules!
- Nie - mruknął.
- Jully, miłości ty moja najdroższa, to tylko ja, Milesik, twój najlepszy przyjaciel! - spróbowałem przekręcić się na plecy, ale złapał mnie w pasie i uniemożliwił zmianę pozycji leżenia.
- To nie zmienia faktu, że nie dam ci nawet dotknąć moich blizn - odparł stanowczo.
- A może mały układzik? - zaproponowałem, a on puścił mnie i usiadł obok. Również się podniosłem. Patrzył na mnie wyczekująco. - Ja oddam rozmowę o... O mój Boże... O moich uczuciach, a ty masz mi pozwolisz przytulić się do twoich nagich pleców, z podkreśleniem tej nagości - poruszyłem brwiami.
- Czasami zastanawiam się czy ty sobie żartujesz, czy to podtekst, bo wiem, że z twoją orientacją, to mogłoby być możliwe - wzdycha.
- Oczywiście, że żartuję ty głupku, to tak jakbym podtekstami do Iana rzucał - przewróciłem oczami, a on się na mnie rzucił, tym razem układając się na moim brzuchu.
- Zaczynaj - odparł.
- Ale co?
- No mówić o uczuciach - machał rękami, mówiąc to. Popatrzyłem na niego jak na wariata, jednak później wzruszyłem ramionami. Chyba włączył mu się tryb "Prawdziwy Jules".
- Ale nie wiem od czego zacząć - mruknąłem.
- Ło Boże Miles! Najlepiej by było od początku, jak myślę.
- Więc.... zakochałem się - wydusiłem z siebie.
- W kim? - zerwał się z mojego brzucha, siadając i gapiąc się na mnie.
- W myszce Micky kurwa! Chyba wiesz w kim! - zacząłem krzyczeć, a on zakrył mi usta dłonią.
- No dobrze, ale nie krzycz kluseczko...
- Nie jestem kurwa kluseczką! - oderwałem jego dłoń od ust, a po chwili znowu miałem ją na nich.
- No dobrze, mój mięśniaczku, ale nie krzycz i nie mów tak brzydko, bo ci Bozia język upierdoli - cmoknął mnie w czółko, po chwili mnie puścił.
- Tylko bez ślinienia, bo twoja głupota może być zaraźliwa - wyszczerzył się tylko do mnie. - Więc... zakochałem się w nim chyba... Znaczy... nie. Ja nie wiem.... - jęknąłem.
- Uspokój się - pogładził mnie po włosach. - Powiedz mi wszystko, przeżyliśmy gorsze rzeczy.
- Więc... bo... bo ja się boję chyba - przyznałem. - Chcę mu powiedzieć, że tęsknię jak go nie widzę i że zwyczajnie lubię z nim rozmawiać. Kiedy otwieram usta, nagle boję się, że on zrozumie to. W sensie zobaczy, że otwieram moje serce i... i poczuje coś do mnie. Nie chcę, żeby coś do mnie czuł... ale chcę go mieć przy sobie. W sensie... Nie... Trochę widzisz... gubię się w tym. Okazuje się, że emocje nie są takie proste jakie wydawały mi się te kilka lat temu. Wszystko jest pokręcona, bo ja chcę, ale nie chcę, bo... - pociągnąłem nosem. - Bo ja chyba się boję, że on też mnie zostawi...
- Miles, ale przecież Joshua to nie Adrien, to nie musi się skończyć tak, jak wtedy - pogładził mnie po ramieniu.
- Ale ja się tego boję. Rozumiesz? Boję się, że jakimś cholernym trafem, jeśli na nic nie zachoruje, to wpadnie pod jakiś jebany pociąg. Boję się, że zostanę sam, że się zaangażuje, a życie znowu da mi kopa, tylko tym razem tego nie przeżyję - poczułem jak powoli z moich oczu płyną łzy. - Nie chcę znowu tak cierpieć, a jeśli... Jeśli jedynym wyjściem jest trzymanie go na dystans, to wolę to, jednak wiem, że to go w końcu zrani, że go przez to stracę, a nie chcę go stracić, bo... bo chyba naprawdę się z nim zakochałem, choć tego nie chcę... Myślałem, że sobie poradzę... Tak... tak jak wcześniej... - dłonią starł łzy z moich policzków. - Ale... ale okazało się, że nie potrafię, że jakakolwiek relacja z nim, powoduje zaangażowanie, jednak myślałem, że to oddzielę, tak jak z tymi wszystkimi dziewczynami... że lubię go, ale dotyk czy seks, to całkiem inna strefa, która nie może dla mnie znaczyć nic więcej, ale... nie potrafię... po raz pierwszy nie potrafię...
- Boże... i znowu mam Milesika zakochanego po uszy - westchnął, obejmując mnie ramieniem.
- Nienawidzę cię - próbowałem go odepchnąć, ale kiedy chciał, potrafił mnie uścisk jak ze stali.
- Kochasz mnie - wymruczał mi do ucha.
- Spadaj! - znowu go walnąłem, po żebrach, ale tylko syknął.
- No nie bij mnie kocie - wymruczał.
- Puść mnie zboczeńcu, bo zacznę krzyczeć - warknąłem, kiedy wsuwał mi wolną dłoń pod koszulkę.
- I co powiesz Joshowi, kiedy nas zobaczy - zaczął się śmiać, ale teraz to naprawdę się na niego rzuciłem. Sturlaliśmy się z łóżka, ja się darłem, on się śmiał. Czyli jak zawsze. W końcu jednak się uspokoiłem.
- Nienawidzę cię - mruknąłem.
- Już to dzisiaj słyszałem - puścił mi oczko, a ja nie potrafiłem powstrzymać się od uśmiechu. - Od razu lepiej wyglądasz.
- Teraz twoja kolej - odparłem.
- Nieprawda. Nie powiedziałeś wszystkiego! - rzucił oskarżycielsko.
- Niby czego nie powiedziałem?!
- No najważniejszego, nie? Czyli co zamierzasz zrobić...
- Na razie, to zamierzam zostać na noc - mruknąłem. Zmarszczył brwi i przysunął się do mnie.
- Nie nocowaliśmy u siebie poza akademikiem od podstawówki - odparł, a ja spuściłem głowę. - Więc co się dzieje?
- Nic... Po prostu... ostatnio bardzo źle sypiam. Często śni mi się Adrien, ogólnie mam koszmary... No nie za ciekawie w każdym razie - mruknąłem.
- A ja jestem takim twoim własnych, unikalnym lekarstwem? - zerknąłem na niego, uniósł brew. Pokiwałem głową. - Czy ty musisz być taki słodki?
- Nie jestem słodki! - krzyknąłem od razu.
- Moja kulka słodkości i nieporadności - potargał mi włosy.
- No nie rusz! Wiesz jak ciężko mi to ułożyć, żeby coś widzieć?!
Julek, słońce moje?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz