Strony

piątek, 19 stycznia 2018

Od Jayden do Maximiliana

Uśmiechnęłam się pod nosem i po raz ostatni przejechałam dłonią po aksamitnym końskim łbie. Chwilę później, nie wiedząc co zrobić z dłońmi, wsunęłam je do kieszeni swojego ciemnoszarego płaszcza i spojrzałam na głaskającego ogiera Maxa.
- Więęęc... śmiało zgaduję, że ty spędziłeś tutaj już całkiem sporo czasu.
Chłopak uniósł brwi w wyrazie zaskoczenia, dosłownie sekundę później marszcząc w zamyśleniu czoło.
- Skąd wiesz?
Wzruszyłam skromnie ramionami.
- Masz to spojrzenie - odpowiedziałam po prostu, jednak widząc, że nie za bardzo rozumie, co mam na myśli, wzięłam głęboki oddech i kontynuowałam. - Patrzysz na to wszystko z takim lekkim znudzeniem, jakbyś widział to już mnóstwo razy i próbował dostrzec coś, czego wcześniej nie zauważyłeś i co na nowo zaciekawiłoby cię, nawet na chwilę, tym miejscem. Znaczy... to moja interpretacja i nie zakładam od razu, że uważasz to życie za zbyt monotonne. Po prostu jesteś już tak obeznany z okolicą, że z zamkniętymi oczami potrafiłbyś powiedzieć co się gdzie znajduje.
- Okej, to całkiem ciekawy wniosek.
- Prawda? - ucieszyłam się, chociaż nie miałam pewności, czy jego opinia była komplementem, czy jednak pewnego rodzaju sugestią o negatywnym wydźwięku. - Ludzka psychologia jest naprawdę świetną sprawą i znajomość jej podstaw bardzo ułatwia życie - uśmiechnęłam się, jednak nie minęła nawet chwila, a zniknął on z mojej twarzy. - Ja... nie uważam, że jestem w tym ekspertem, po prostu trochę czytałam i...
Urwałam nagle, zaciskając mocno usta na widok uśmiechającego się z rozbawieniem Maximiliana.
- Paplam. Przepraszam. Na pewno masz lepsze rzeczy do roboty niż wysłuchiwanie moich bzdur.
Uniosłam niepewnie jeden kącik ust, próbując ukryć uczucie zakłopotania, które nagle mnie ogarnęło.
- Szczerze mówiąc, mówisz całkiem sensownie I jeśli dopuściłabyś mnie do słowa, dowiedziałabyś się, że wcale nie uważałem cię za przemądrzałą.
- Oh, okej.
Zabujałam się na piętach, strzepując z rękawa płaszcza drobinki kurzu, który nagromadził się na nim przez ten czas spędzony w stajni.
- Więc, wnioskując z twojego akcentu, jesteś Amerykanką... - zaczął, porzucając głaskanie swojego wierzchowca. Obserwowałam chłopaka, czekając na jego kolejny krok, a kiedy skierował się ku wyjściu ze stajni, podążyłam za nim.
- Vice versa, panie Nowy Jork.
- A ty? Boston?
- Dokładnie. Przyznam, że jestem mile zaskoczona.
- No cóż, nie tylko ty potrafisz rozpoznać skąd kto pochodzi.
- Szczerze mówiąc, strzelałam.
- Dlaczego wybrałaś więc szkołę w Anglii? To przecież inny kontynent, obcy kraj, ogromne odległości...
- Przynajmniej język ten sam - zauważyłam. Westchnęłam ciężko i zaczęłam mówić. - Chyba potrzebowałam odpocząć od rodziny. Nadal potrzebuję. Studia w Morgan są dla mnie pewnego rodzaju sprawdzianem. No wiesz, czy poradzę sobie sama i bez ingerencji rodziców w moje życie. Poza tym, ta szkoła ma całkiem niezły poziom. Plus studia w Europie są niepłatne.
- Jakieś problemy? - zapytał. I zanim udało mi się cokolwiek odpowiedzieć, chłopak przegryzł wargę i spojrzał na mnie lekko zdenerwowany. - Nie musisz odpowiadać, nie chciałem być wścibski.
Wzruszyłam ramionami. Zaczęłam pocierać zmarzniętymi dłońmi o siebie nawzajem, by rozgrzać je i ochronić przez zamianą w lodowe elementy. 
Oparłam się plecami o drewniane ogrodzenie pastwiska i wystawiłam twarz do chłodnych promieni zimowego słońca.
- Coś w tym stylu - uśmiechnęłam się blado w odpowiedzi. - A co z tobą? Dlaczego Anglia?

Maximilian? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz