Poszedłem jej śladem do drzwi, zakładając z powrotem kurtkę i buty. Imanuelle wzięła na ręce swojego podopiecznego i zaczekała aż się wyprostuję. To był czysto interesowny ruch, bo gdy tylko zapiąłem kurtkę, dostałem psa w gratisie. Zmierzyłem ją spojrzeniem zaskoczony, na co tylko zachichotała. A mnie aż wewnętrznie zapowietrzyło. Mam nieść Jelly'ego przez całą drogę? Nie wiedząc nawet ile ta droga nam zajmie i wynosi?
- On waży z dziesięć kilo - powiedziałem w nadziei, że nie jest tego świadoma, ale nadzieja matką głupich. To było oczywiste.
- I co z tego? - wzruszyła ramionami, na co zmrużyłem delikatnie oczy. Uśmiechnęła się niewinnie i trzeba było przyznać, że nawet podziałało.
- Z tego, że będą mnie i ciebie również bolały rączki - otworzyła drzwi, wyglądając na zewnątrz. Przez chwilę kiedy zwiedzaliśmy dom Imanuelle, który był naprawdę ogromny, i przez który z pewnością jeszcze raz sobie przejdę, widocznie przestało sypać śniegiem. Teraz biały puch leżał na ziemi i widocznie kusił małego spryciarza do zabawy.
- Będziemy się zmieniać - zeszła zgrabnie po schodach prowadzących do wielkich drzwi wejściowych, postawiła pierwszy kroki na śniegu i odwróciła się z uśmiechem.
- To jest wykorzystywanie - mruknąłem, wygodniej układając sobie Jelly'ego na rękach, który ucieszony, nawet dokładnie nie wiadomo z czego, niezwykle mocno się kręcił.
- Tylko delikatnie - przewróciłem oczami - No zobacz jak się cieszy - pogłaskała go po pyszczku. No jak się nie ma cieszyć skoro pocałowany został z tysiąc razy, noszą go na rękach, poza tym jakie mieszkanie będzie miał.
- A mnie kto będzie nosił? - zrobiłem smutną minę. Imany uniosła spojrzenie, a jej uśmiech natychmiast się poszerzył - No widzisz... nie ma nikogo. I czuję się wybitnie zazdrosny - pokiwałem głową z poważnym wyrazem twarzy.
- Dobrze. Puśćmy go na moment, a przy bramie weźmiesz go z powrotem - postawiłem psa na ziemi, który szczęśliwy bawił się w śniegu. Dziewczyna ruszyła w kierunku nieco oddalonej bramy, a ja zaraz za nią, nie otrzymując jednak odpowiedzi.
Miasteczko było nieco dalej, niż powiedziała mi Imanuelle. Właściwie nie nieco, ale znacznie dalej. Choć nie zwróciłem na to większej uwagi, znajdując po drodze naprawdę dużo rzeczy, które natychmiast musiały zostać przeze mnie zbadane. Szczególnym zainteresowaniem obdarzyłem stojący w dali, nieco za murem drzewek, opuszczony dom, do którego jednak nie poszedłem, dostając absolutny zakaz wybierania się tam wraz z Jelly'm. Bo jednak to ja go trzymałem przez większość tej ciekawie przebiegającej drogi. Tyle razy ile ze sobą się sprzeczaliśmy, chyba jeszcze nikt nie naliczył. Czasem nawet z powodu małej błahostki, w końcu stwierdzając, że temat uległ wyczerpaniu - choć tak naprawdę nie był to powód - szybko go zmienialiśmy. I tak do samego miasteczka. Uradowany byłem przez krótką chwilę, bo Imany zaraz po wejściu do pierwszego sklepu, zdradziła mi odległość z miasteczka do domu swojej niani. I nie. Nie skakałem z radości tak jak Jelly, który obecnie zalizał by na śmierć każdego, mówiącego słodkim i przyjemnym głosem człowieka. Mogłem być jedynie z siebie dumny, że ten prezent mi się udał.
- Czerwona czy niebieska? - z zamyślenia wyrwał mnie głos Imany, pytającej o kolor obróżki. Szybko przeleciałem wzrokiem, równie szybko odpowiadając.
- Czerwona - dziewczyna spojrzała na obydwie, marszcząc przy tym przezabawnie nos.
- A niebieska? - tak też zaczęła się ciekawa konwersacja, równająca się wymianą zdań, czysto kobiecej natury i zalążkiem kolejnego spięcia.
- Bardzo ładna.
- Niebieska też ładna.
- Więc możesz wziąć niebieską.
- A co wtedy z czerwoną? Miałeś mi pomóc, a nie utrudnić.
- Przecież powiedziałem, że czerwona.
- Powiedziałeś, że niebieska bardzo ładna, a Jelly musi mieć najpiękniejszą - rozumiem. Potrzebuje argumentu, który utwierdził by ją w przekonaniu, że ta jedna jest najbardziej odpowiednia i niepowtarzalna, a ta reszta ładna, jednak na drugim planie.
- Ale nie będzie się odbijała tak jak czerwona. Poza tym czerwień do niego pasuje, a co najlepsze, nikt nie będzie miał podobnej. Takiej pięknej, na beżowej sierści - zapewniłem. Chyba domyśliła się tego podstępu, a zdradził ją delikatny uśmiech na twarzy. Uniosła dumnie głowę i zabrała czerwoną obróżkę wraz z dołączoną do niej smyczą. Reszta rzeczy została zakupiona już w innym sklepie. Jakimś cudem udało mi się ją namówić na gorącą czekoladę, która swoim zapachem kusiła na choćby spojrzenie w jej kierunku. A z racji tego, że była zima, to nie mogłem odmówić sobie tej przyjemności. Złapałem ją za dłoń i delikatnie pociągnąłem w stronę małej kawiarenki. Okazało się, że pracujące tam kobiety doskonale znają Imanuelle i uradowały się z jej widoku. Po cichu schowałem psa pod stołem, który zaczął lizać moje palce. Wypiliśmy czekoladę wraz z ciekawą historią miasteczka, którą zdradziła mi Imany.
Miałem dziwne uczucie idąc chodnikiem pomiędzy asfaltową drogą, a budynkami. Trochę głupio, bo powinienem być przyzwyczajony do rzucających mi spojrzenie ludzi, kiedy to w podobnej sytuacji znajdywałem się niemal codziennie. Ale te spojrzenia nie miały podobnej treści jak zawsze. Chyba już wiem jak się czują ludzie, którzy idą razem ze mną miastem, będąc na oczach i ustach wszystkich wokół. Imanuelle po prostu tutaj była znaną osobą. Co było normalne po zobaczeniu tego istotnie szlacheckiego domu, terenów wokół i ogólnie. Nie jestem przyzwyczajony i to pewnie dlatego, choć dawno wykształciłem zdolność nie okazywania zakłopotania, bo takie uczucie występowało raz na naprawdę bardzo długi okres czasu.
Skręciliśmy w małą dróżkę, którą prowadziła do niewielkiego z widoku domku, ale jak się okazało, jego głębia dużo większa. Byliśmy na miejscu i szczerze mówiąc, cieszyłem się, bo nawet ja potrafiłem zmarznąć. A zapowiadało się na kolejny, mocny opad śniegu.
- Nie widziałam się z nią od bardzo dawna. Znaczy... od momentu, gdy byłam na tyle duża, że potrafiłam sama sobą się zająć - dziewczyna zadzwoniła dzwonkiem, zatrzymując się przed drzwiami. Stanąłem nieco za nią, łapiąc Jelly'ego na ręce - Cieszę się, że znowu ją zobaczę. I pamiętaj, że mam skontrolować wujka - zachichotałem, zdążając ucałować ją w policzek, zanim drzwi się otworzyły, a w nich stanęła kobieta. Na jej twarzy wymalowane było doświadczenie i swój wiek. Mimo tego uśmiechnęła się na widok Imanuelle, otwierając szerzej drzwi. Natomiast dziewczyna przytuliła się do niej mocno.
- Imany! Jak miło cię znowu zobaczyć po takim czasie - kobieta odsunęła się do tyłu i zmierzyła ją spojrzeniem - Ale ty wyrosłaś... i wypiękniałaś! Czysty ojciec, ale ja zauważam podobieństwo też do matki. Chociaż teraz jakby postawić ciebie przy wuju... - zaśmiała się i jeszcze raz przytuliła ją do siebie, potem spoglądając w moją stronę. Imany stanęła z boku.
- To właśnie moja cudowna niania, Katie. Nianiu, to jest Zain - podałem kobiecie rękę z uśmiechem i ucałowałem z czubek.
- Miło mi poznać.
- Mam nadzieję, że Jelly może wejść również? - dziewczyna spojrzała na kobietę, która uśmiechnęła się i pokiwała głową.
- Pewnie, wejdźcie. Jest zimno, a wy tak na dworze stoicie - wpuściła nas do środka. Do ciepłego domku, który był niezwykle przyjemnie urządzony od środka. Postawiłem psiaka na ziemi, odczepiłem smycz i powiesiłem wraz z kurtką na wieszak - Właśnie miałam wybrać się do miasteczka, muszę załatwić kilka spraw, które powinny być załatwione już dawno, a wiesz jak nie lubię zostawiać wszystkiego na ostatnią chwilę. Mam nadzieję, że się nie obrazicie, jak zostawię was na pół godzinki, może godzinkę? - spojrzeliśmy na siebie.
- Oczywiście, że nie. A my właśnie wracaliśmy z miasta - powiedziała Imany.
- Dajcie mi godzinkę i jestem z powrotem. Rozgośćcie się. Nic się nie zmieniło tutaj Imany, jeśli będziecie czegoś potrzebowali, wszystko jest na swoich miejscach - kobieta założyła kurtkę i wyszła z domu.
Rozejrzałem się dookoła, chowając zimne ręce do kieszeni.
- Przyjemnie tutaj. Więc już raz po raz tutaj bywałaś? - odwróciłem się w stronę zdejmującej buty dziewczyny, z namaszczeniem wieszającą kurtkę na wieszak i układając wszystkie rzeczy w idealny porządek na szafce.
- Czasem - próbowała odłożyć czapkę i szal na górną półkę. Uśmiechając się delikatnie i ukrywając rozbawienie, podszedłem i zabierając od niej rzeczy, układając na górze tak jak ona by ułożyła. Wszystko musiało mieć swoje miejsce - Czasem zabierała mnie i Theo to siebie. Szczególnie jeśli odbywały się generalne porządki w domu.
- A dało posprzątać się taki wielki dom?
- A u ciebie? - uniosła brew, wchodząc za mną do kuchni - Bo śmiem twierdzić, że małych to nie posiadasz.
- Cenię przestrzeń, ale tak jak mówiłem... również zmodernizowanie. Po prostu lubię nowoczesność, chociaż twój dom to jakieś dzieło sztuki. I żebym nie wyszedł na ignoranta, podoba mi się - oparłem się o ścianę, jednak przerwał mi dźwięk telefonu. Wyjąłem go z kieszeni, a widząc wyświetlający się numer, przypomniało mi się, że miałem zadzwonić do mamy i na śmierć o tym zapomniałem - Przepraszam - cofnąłem się do salonu i odebrałem telefon ~ Mamo? No hej, hej. Słuchaj... bo ja jednak nie przyjadę do was z powrotem. Mała korekta planów, rozumiesz? ~ Trishia była już przyzwyczajona do mojego nagłego zmieniania zdania, planów i innych dziwnych rzeczy. W końcu to była moja matka, czyli kobieta, która jak na razie spędziła ze mną najdłuższą ilość czasu i nigdy nie miała dość, a wręcz garnęła z powrotem do siebie ~ Tak. Wiem, że miałem wrócić. Obiecuję, że jeszcze przyjadę i będę siedział cały tydzień, aż mnie będziecie mieli dość ~ w sumie to byłem jej nawet tego winien - Dobrze, na pewno. Też was kocham najmocniej na świecie. Do zobaczenia ~ rozłączyłem się, zauważając wiadomość od Brooke. Otworzyłem ją i chyba spędziłem dobre dziesięć minut czytając z kilka razy od początku. Odpisałem z towarzyszącymi mi mieszanymi uczuciami. To zaczęło się sypać. I to nie moja słowa, tylko Harry'ego, któremu jakimś cudem udało się ze mnie wyciągnąć jak na razie nieznaczące szczegóły, ale jednak. Wróciłem do kuchni, zostawiając telefon na szafce w salonie.
- Mam pomysł - Imany podniosła wzrok - Zrobię jej niespodziankę, tylko nie wiem jaką na chwilę obecną.
- Jeśli chcesz dla niej zrobić niespodziankę to upiecz dla niej coś co lubi - Imany zastanowiła się przez chwilę. Wyglądała na mało przekonaną i zacząłem twierdzić w myślach, że to nie z powodu tego braku przypodobania do pomysłu, tylko że po prostu nie wiedziała jak się miała do tego zabrać. Z uśmiechem podszedłem do niej i sięgnąłem książkę kucharską, tym samym proponując jej jakieś wyjście.
- Małe rzeczy podobno cieszą najbardziej. Tak jak ty ucieszyłaś się z powodu Jelly'ego - zachichotała.
- Jelly nie jest małą rzeczą.
- Mógłbym podarować ci miliony, ale nigdy nie byłoby to samo co ten cudowny piesek - ucałowałem ją w policzek i otworzyłem książkę na zaznaczonej tronie. Dlaczego zaznaczonej? Po prostu stwierdziłem, że każdy zaznacza swoje ulubione przepisy - A upieczenie czegoś dobrego nie jest takie trudne, zobacz. Kilka składników, trochę determinacji, szczypta miłości i podziękowania za tyle lat spędzonych razem i przepysznie pachnące ciasto czekające na to aby ktoś je tylko posmakował. Czujesz już ten zapach? - nabrałem głęboko powietrza do płuc, patrząc jak mój ruch powtarza Imany.
- Nie. Tylko twoje perfumy - pokręciła głową. Zaśmiałem się pod nosem.
- Trochę wyobraźni - zmierzyłem spojrzeniem każdą szafkę, w poszukiwaniu odpowiednich składników - Zobaczysz, to całkiem świetna zabawa i nie jest takie trudne jak wygląda. To jak? Zgodzisz się na wspólne gotowanie z mistrzem kuchni? - roześmiała się pod nosem i kiwnęła głową. Uśmiechnąłem się promiennie. Godzinka nam stanowczo wystarczyła. Starałem się zachować w miarę porządek, co się udało. W domu roznosił się już smakowity zapach. Usiedliśmy przy stole i czekaliśmy na gospodyni. Uniosłem spojrzenie na Imany, która nadal miała jasny pasek mąki na policzku i uniosłem kąciki ust do góry.
Imanuelle?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz