Strony

sobota, 14 października 2017

Od Isabelle cd. Harry'ego

Zajrzałam do środka pokoju, z którego biło delikatne światło lampki nocnej. Westchnęłam w duchu.
- Jak Howard się obrazi to nie myśl, że nie zwalę tego na ciebie - weszłam do pokoju - Poza tym, zajmuję najlepszą część łóżka, wszystkie miękkie poduszki, dwie czwarte kołdry i budzik, który pozwoli mi z satysfakcją i premedytacją obudzić ciebie wcześnie rano - przeszłam na czworakach przez całą pościel i ułożyłam się wygodnie po drugiej stronie.
- Czy to próba zniechęcenia?
- Nie. Znam o wiele gorsze sposoby na zniechęcenie niż zabranie ci całej przyjemności ze snu - ułożył się obok, podpierając głowę o rękę.
- Wątpię aby istniał jakiś dobry, który zabrałby mi całą przyjemność z tego - uśmiechnął się pewny siebie.
- To wynalazłabym go. A nawet już wiem co, a raczej kto by tą przyjemność zabił - zapadła chwila ciszy. Harry szybko się zorientował do czego zmierzam.
- O nie, Issy... nie rozmawiajmy o tym... - chciał zmienić pozycję, ale skutecznie mu to utrudniłam.
- Ja chcę tylko wiedzieć, dlaczego ona się tak przyczepiła. Czy naprawdę nie widać tego, że mam jej dość i próbuję na wszelki sposób pozbyć? - przeczesałam palcami jego włosy. Przyjemne. Jeszcze raz.
Wzruszył ramieniem i westchnął. Może to nie ma dla niego takiego znaczenia, ale mi to nadzwyczaj zaczęło przeszkadzać.
- Ona ma taki charakter.
- Wyrzucisz drzwiami i wraca oknem? Jak dobrze, że mieszka w Ameryce. Jakby pojawiła się w Anglii to zorganizowałabym zbiorowy mord - roześmiał się cicho i poprawił głowę - Nie wiem dlaczego denerwuje mnie na tyle, że nie chcę przebywać w jej obecności, ale tak jest. Naprawdę nie rozumiem, jak mogłeś wytrzymywać z nią. Jedyne wytłumaczenie to młody i głupi, w to mogę akurat uwierzyć, bo faktycznie robi się wtedy takie poważne błędy...
- Czy ty mnie każesz za to, że jest tu obecna? - pokręciłam głową.
- Nie. Po prostu muszę się komuś wygadać. Rodzice odpadają, bo zapewne wcale by mnie nie słuchali, tym bardziej Rick, który wszystko by obrał jako żart, bracia zwyczajnie się nie nadają, więc zostajesz tylko ty, a że jesteś jej byłym to masz pecha, że musisz wysłuchiwać moich zażaleń na temat Kendall. Zostaje mi jeszcze opcja wziąć dowolną rzecz i zacząć do niej gadać, ale to już objawiałoby się jakąś obsesją, a jak już mam cierpieć psychicznie to nie z jej powodu. Dobra, chyba koniec wywodów.
- Na pewno?
- Tak - zachichotałam - A wiesz co... od niej też dostałam prezent i jestem naprawdę ciekawa co takiego mi dała. Myślisz, że to coś niebezpiecznego?
- Myślę, że to bardzo przeżywasz.
- Ciekawe jak ty byś zareagował, gdybym zaprosiła swojego byłego - prychnęłam, uśmiechając się złośliwie. Odwrócił głowę i zmierzył mnie spojrzeniem - Oj, no żartuję. Nathaniel go nie lubił, więc nawet jeśli bym to zrobiła, to brat zabijałby mnie wzrokiem przez cały wieczór.
- Zawsze się robisz taka gadatliwa na noc?
- Przeszkadza ci to?
- Skądże. Lubię jak mówisz...
- To bardzo dobrze. Wystarczy, że poudajesz zainteresowanie tym co mówię. Zresztą, nie mam okazji tutaj mówić wszystkiego co myślę. Ściany mają uszy. I tylko o godzinie drugiej piętnaście mogę trochę powyzywać - spojrzałam na stojący obok zegarek - Mam wspaniały plan na jutro - usłyszałam ciche jęknięcie - O co ci chodzi?
- Nie, nic. Po prostu... na słowa "genialny plan" zawsze mam złe skojarzenia.
- Powiedziałam wspaniały plan. A to różnica.
- Jaki?
- Nie powiem ci. Dowiesz się sam. I tak, to ma cię zmusić do wcześniejszego wstania. Chociaż i tak cię obudzę. Nie potrafię długo leżeć w łóżku. Nudzi mi się wtedy... No dobra, dobranoc - opuściłam się w dół, zakrywając po szyję kołdrą - Tylko ani słowa, że byłam tu z tobą nikomu. Bo mój plan diabli wezmą.
- Cicho jak myszka - pokiwał głową, na chwilę otwierając oczy - Dobranoc?
- Mam nadzieję - przysunęłam się bliżej z uśmiechem.
~*~
Skrzywiłam się, gdy poczułam uderzenie w ramię. Potarłam twarz o poduszkę, zaraz potem przecierając oczy palcami. Nie chce mi się teraz wstawać. Przewróciłam się na drugi bok, standardowo zastając śpiącego Harry'ego. Znając życie, już nie zasnę, więc wstałam i postanowiłam wdrążyć swój plan w życie. Po cichu wyszłam z pokoju, w celu ubrania się. Po zwyczajnym ogarnięciu siebie i zmasakrowanego łóżka po pobudce Howrda, którego wraz z Hugiem było słychać z dołu, wyszłam na korytarzyk. Nie zeszłam na dół, ale od razu skierowałam się w stronę pokoju Nate'a. Trzeba zrobić minę a'la słodki kotek i postarać się.
Ostrożnie uchyliłam drzwi od jego pokoju. Pomimo tego, że bywał tu coraz rzadziej ze względu na szkołę to panował tu typowy dla tego typu faceta bałagan. Wszyscy wokół myślą, że skoro jest taki opanowany to też nieco pedantyczny. Nic podobnego. Jeśli nie każesz mu sprzątnąć bądź sam już nie zacznie się gubić w tym wszystkim, nawet nie śmie się ruszyć. Ale powiedzmy, że jestem przyzwyczajona do jego poglądu na swój pokój. Bo twierdził, że nadal należy do niego.
Weszłam do środka, cicho zamykając drzwi za sobą. Chłopak siedział na łóżku, oparty o szaroniebieską ścianę, słuchając zapewne swojej muzyki na telefonie. Podniósł na mnie wzrok, delikatnie się uśmiechnął i wrócił do swoich spraw. Nie wysyłając żadnych znaków sprzeciwu obecności swojej siostry w pokoju, naturalnie nigdy tego nie robił, bo ja po prostu nie dawałam się wyrzucić z pokoju, podeszłam bliżej i stanęłam niemal przed nim. Tym razem jednak był wciągnięty w coś ciekawego na ekranie telefonu.
Usiadłam obok niego, podkulając nogi i opierając się całym ciężarem ciała o jego ramię. Zmarszczył brwi, kątem oka obserwując mnie, lecz nadal utrzymywał ten poważny wyraz twarzy, na którym było wymieszane zdziwienie jak i nutka świadomości, że nie robię tego bezcelowo. Doskonale mnie znał i wiedział, że o coś chodzi. Objęłam jego ramię, opierając podbródek na ramieniu i usilnie wpatrywałam się z uśmiechem w jego oczy. Były skierowane przed siebie, ale rozbiegane spojrzenie tylko utwierdzało mnie w przekonaniu, że jeśli posiedzę tak jeszcze trochę, to w końcu on wydusi coś z siebie. Wkurzało mnie jedynie to, że jest równie uparty i cierpliwy jak ja. Tym drugim został być może obdarzony w znacznie większej ilości.
- Jeśli przyszłaś tu tylko po to by posiedzieć to będę musiał zapamiętać ten dzień - spuściłam wzrok, nie mogąc powstrzymać się przed szerokim uśmiechem. Westchnął głęboko, zdjął słuchawki, rzucając je gdzieś na bok. Zmarszczyłam brwi. Nie robi się tak - Więc słucham... - gdy odsunęłam głowę do tyłu, odwrócił głowę i wyczekująco zmierzył mnie spojrzeniem. Wzruszyłam ramionami.
- A czy muszę coś chcieć by posiedzieć z kochanym braciszkiem? - uniósł brew - Ale to tylko mała prośba jest...
- Nie uważasz, że to pytanie było całkowicie pozbawione sensu? - spojrzał z powrotem przed siebie. Pokiwałam głową.
- Tak, było - zapadła chwila ciszy, która miała oznaczać ze strony Nate'a oczekiwanie na dalszy ciąg - Więc... ciocia wyjechała na wakacje, prawda?
- Mhm - mruknął pod nosem, odpisując na wiadomość. Za chwilę zabiorę mu ten telefon i puknę w główkę.
- Właśnie... i jakby jej mieszkanie jest wolne... - trącałam go palcem w ramię. Domyślał się. No pewnie, że się domyślał. Tylko zgrywał głupa, nawet nie wiem czy w konkretnym celu, czy tylko abym musiała wydusić z siebie co do słowa.
- I co w związku z tym? - zacisnęłam usta, mierząc go spojrzeniem.
- Wiem, że ciocia dała ci klucze od domu, bo zawoziłeś ją na lotnisko...
- Owszem. Mam je przy sobie i obiecałem jej oddać, od razu gdy wróci do Australii. Coś jeszcze? - droczył się ze mną. Ewidentnie się ze mną droczył.
- Próbujesz mieć satysfakcje z tego, że powiem bezpośrednio o co mi chodzi? - skrzyżowałam ręce na piersi.
- Tego oczekuje. Jeśli zaczniesz krążyć wokół głównej treści tylko z mojego powodu to nigdy się nie dogadamy, a co gorsza, postanowisz się obrazić - skrzywiłam się i odwróciłam tyłem, zaraz potem opadając głową na jego uda - Powiesz mi w końcu dlaczego tak bardzo zaczęło cię interesować to czy mam dostęp do domu cioci?
- Ale Nate... - jęknęłam, zamykając oczy, które zasłoniłam ręką - Nie chcesz mi przypadkiem pożyczyć na jakiś czas tych kluczy? - uśmiechnęłam się niewinnie. Po chwili pokręcił głową.
- Nie ma mowy.
- Dlaczego?
- Bo ponoszę odpowiedzialność za nie? - jego odmowa nie wchodziła w grę. W grę wchodziła jedynie zgoda. I oddanie kluczy w moje ręce.
- Przecież czy masz je ty, czy ja, nie robi to żadnej różnicy - podniosłam się i usiadłam, tym razem patrząc na niego z wyrzutem. Być może zachowuję się jak rozkapryszony bachor, ale to go zawsze irytowało. I robiłam to specjalnie.
- Robi ogromną różnicę - przysunął się do krawędzi i wstał.
- Nie! - złapałam go za rękaw bluzy i pociągnęłam w dół - Ale ja ładnie proszę.
- A ja ładnie odmawiam - opadł z powrotem na łóżko z wyrysowaną ignorancją na twarzy.
- Ale ja posiadam urok osobisty i niepodważalnie jestem w tej rodzinie... przystojniejsza - roześmiał się, przez co sama musiałam utrzymać powagę na twarzy - I co się śmiejesz? - sięgnął za siebie, otworzył szufladkę od stolika nocnego i zaczął grzebać w środku. Lustrowałam wzrokiem całą, małą okolicę wokół łóżka, delikatnie wychylając głowę. Gdy odwrócił się, z powrotem usiadłam normalnie, patrząc na drobny pęk kluczy, które trzymał w ręce.
- Nie dostaniesz tego, Issy. A wiesz dlaczego? - chciałabym mieć moc zamrażania ludzi. Niezwykle przydałaby się w tym momencie - Bo wiem co planujesz.
- A ty co? Czarodziej, wróżka czy w Hogwarcie się urodziłeś, że potrafisz mi czytać w myślach? - sięgnęłam ręką po klucze, jednak szybko odsunął rękę do tyłu, przez co mogłam jedynie uchwycić powietrze. Spojrzałam mu w oczy.
- Nie musiałem. Wystarczyło, że jesteśmy bliźniakami i tyle. Połączone umysły czy coś takiego...
- Większych bzdur nie słyszałam - warknęłam - A teraz ładnie proszę o klucze - przytrzymałam go za koszulkę i sięgnęłam po pęk, jednak schował je za siebie, po krótkim siłowaniu się ze mną i zwrócił na mnie gniewne spojrzenie. Moje oczywiście nie było lepsze. Jeszcze raz spróbowałam, jednak wyrzucił je na środek pokoju, obejmując ramieniem wokół szyi i nie pozwolił się ruszyć - Puszczaj! - słyszałam jak się śmieje - Ugryzę cię. Nie żartuję. Nie chcesz nabawić się wścieklizny... albo innego choróbska. Nathaniel!
- Nadal zachowujesz się czasem jak ta dziesięciolatka - śmiał się, a ja musiałam utrzymać powagę na twarzy. To niesprawiedliwe.
- To twoja wina. I naprawdę jestem zdolna cię ugryźć, a wtedy nie będziesz mieć śladu tylko na ramieniu, ale i na przedramieniu... - jakbym tylko mogła wykorzystać umiejętności z dawnego uczenia się karate to z chęcią bym mu przywaliła. Jednak obecnie było to niemożliwe.
- Gabriel! - ej, tylko bez pomocy.
- Nie waż się...
- Gabriel, no chodź tu! - o nie, dwóch na jednego to już chamstwo. Do pokoju wszedł młodszy brat - Bierz te klucze z tej podłogi i uciekaj schować...
- Nie bierz ich! Nawet nie próbuj! Znajdę je, a potem zginiesz ty i twój cudowny starszy brat - Gabriel jednak tyko się złośliwie uśmiechnął, schylił po klucze, pomachał ręką i zniknął za drzwiami. Dobrze. Zero litości.
- Ej! Nie gryź - wyrwałam się Nathanielowi z objęć i wybiegłam za korytarz, szybko rzucając jeszcze, że lepiej aby go nie było jak wrócę. Zbiegłam po schodach i wpadłam do kuchni, zastając mamę i Ricka. Zamilkli i spojrzeli na mnie z wyraźnym narzucającym się pytaniem.
- Szukam zbiega. Metr osiemdziesiąt pięć, brązowe włosy, piwne oczy, imię zaczyna się na G i niezwykle szybko potrafi się schować jak na kogoś kto miewał problemy w zabawie w chowanego w dzieciństwie... - pokręcili głowami. To musi być jakiś spisek. Odwróciłam się w stronę drzwi wyjściowych. Wyszłam do ogródka, gdzie jeszcze niedawno odbywała się impreza i skrzyżowałam ręce, widząc podrzucającego klucze chłopka - Oddaj je, proszę - wyciągnęłam rękę.
- Nie oddawaj! - krzyknął Nate z okna.
- Nie słuchaj go... - rzuciłam, podchodząc bliżej.
- Wybacz siostra, ale solidarność mi nie pozwala na zrzeszanie się z tobą - wzruszył z szerokim uśmiechem ramionami i rzucił klucze do góry, które złapał Nate. Posłał mi zadowolone spojrzenie i zniknął.
- Ty zdrajco... Dlaczego mu je dałeś?
- Bo jestem wyższy.
- I co to ma do rzeczy?
- Naprawdę dużo.
- Czekaj tylko... odwdzięczę się kiedyś - wróciłam do domu i weszłam z powrotem na górę, zastając Nathaniela na korytarzu, opartego o ścianę z nadal wyrysowanym złośliwym uśmieszkiem. Również się uśmiechnęłam i oparłam ręce na biodrach.
- I gdzie one są?
- A nigdzie... Schowałem w bokserki żebyś nie sięgnęła - Gabriel minął naszą dwójkę z głośnym śmiechem.
- Z kim ja byłam zmuszona żyć...
- Ze swoim bratem?
- Z dwudziestoletnim facetem, który stwierdza, że włożenie sobie w spodnie kluczy to dobre rozwiązanie! - po chwili ciszy, po prostu wybuchnęłam śmiechem, a Nate razem ze mną. Sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej klucze - Ale pod warunkiem, że będziesz grzeczna i nigdy więcej mnie nie ugryziesz - pokiwałam głową.
- Obiecuję - położył klucze na mojej dłoni. Schowałam je w swoją kieszeń i szeroko się do niego uśmiechnęłam. Kiwnął głową z wyraźną niepewnością. Minęłam go by przypadkiem nie zmienił zdania.
To nie było tak trudne. A teraz czas obudzić kogoś kogo obiecałam obudzić. Weszłam do pokoju, wcale nie starając się utrzymać ciszy. Podeszłam do łóżka i usiadłam na nogach obok niego. Leżał odwrócony tyłem i widziałam jak przymknął bardziej oczy. To znaczyło, że spał, ale też nie zamierzał wstać. Pewnie założył sobie, że tym razem mi się nie da. Marne szanse, bo teraz mam jeszcze większą przewagę niż poprzednio.
- Harry... - przeciągnęłam jego imię. Zero odpowiedzi - Harry - powtórzyłam. Nadal nic. Przejechałam spojrzeniem po całym łóżku, wzdychając - Nie wstaniesz? - odmruknął ciche nie. Więc to tak? - Wiesz, że mam sposoby aby cię zmusić do wstania?
- Przygotowałem się na wszystko. Łącznie ze zrzuceniem z łóżka. Nie ma szans - oczywiście, że są. I to całkiem spore. Stuknęłam paznokciami po udzie, po chwili łapiąc go za ramię i przewracając na plecy. Już miał coś powiedzieć, gdy przerwałam mu, zamykając usta pocałunkiem.
- Coś jeszcze masz do dodania? - uśmiechnęłam się złośliwie.

Harry?
Wedle wcześniejszego życzenia zamieściłam tu coś specjalnego. I proszę nie wariować

2335 słów po skróceniu

3 komentarze: