- Jak się czujesz Larsen?- zapytała chłodnym tonem.
Rzuciłam jej pytające spojrzenie. A jak mam się czuć? Potrącił mnie samochód do cholery. Chyba zrozumiała i zrezygnowała z dalszych pytań.
- Pamiętasz co się wydarzyło?- lekarz zdjął okulary i zaczął je wycierać o fartuch.
- Tak, racze...- okazało się, że mówienie sprawiało mi trudność.
- To cud, że niczego nie złamałaś, ale to nie znaczy, że jesteś nietknięta. Masz stłuczone żebra, obojczyk...- zaczął wyliczać.-...i lekki wstrząs mózgu.
- Kierowca uciekł z miejsca wypadku, szuka go policja.- pani Stewart usiadła na stołku obok łóżka, kiedy lekarz wyszedł. Nic nie odpowiedziałam.- Pójdę już, zadzwoń jeśli będziesz czegoś potrzebowała.
Zostałam sama na sali. Poczułam się bardzo samotnie. Nienawidziłam przebywać w szpitalu. W Kopenhadze zawsze całymi dniami byłam sama, bo rodzice nie mogli urwać się z pracy. Drzwi znów się otworzyły. Przez chwilę miałam nadzieję, że to...Oli. Po chwili do pokoju wszedł jednak...Victor. Z bukietem kwiatów i rozciętą wargą. Nie wiedziałam co powiedzieć. Położył kwiaty na stoliku i usiadł na stołku.
- Nic ci nie jest?- zapytał w końcu.
- Nie.- patrzyłam na niego, zastanawiając się czy to dzieje się naprawdę.
- Słuchaj, myślałem o nas...
- Nie ma "nas", Victor.
- I to mi się nie podoba.
- Możemy o tym pogadać kiedy indziej?
- Zgoda. Przepraszam.- schował twarz w dłoniach.
- Co ci się stało?- złapałam go za nadgarstek.
- Nic...
- Jak chcesz. Chyba posiedzę tu kilka dni i mnie wypuszczą.
- To dobrze...
- Victor?
- Hm?
- Tęskniłam za tobą...
Victor?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz