Strony

wtorek, 4 lipca 2017

Od Kate cd. Victora


Na szczęście bez problemu znalazłam resztę swojej grupy i miejsce, w którym miał odbyć się trening. Większość miejsc była raczej dobrze widoczna, ale dla nowej osoby jednak nie było to takie oczywiste, gdzie co jest. Najważniejsze, że chociaż tym razem trafiłam dobrze. Wskoczyłam na grzbiet Alyssy i spokojnym stępem podeszliśmy na środek, oczekując na resztę osób. Część zaczęła już luźną rozgrzewkę, a inni postanowili poczekać na wszystkich. Ja również nie chciałam się z niczym wyrywać, tym bardziej, że jest to mój pierwszy trening w Morgan Univeristy. Kątem oka zauważyłam, że obok mnie ktoś się zatrzymał. Spojrzałam w dół i zauważyłam tam tego samego chłopaka, z którym dzień wcześniej odbyłam wielkie poszukiwania stołówki. Na początku trochę mnie to zdziwiło, jednak najpewniej jest w tej samej grupie co ja. 
- Widocznie na razie jesteś na mnie skazana. - Wyszczerzył się i wsiadł na grzbiet kasztana. 
- Mam nadzieję, że sprostam temu wyzwaniu. - Uśmiechnęłam się, podjeżdżając trochę bliżej reszty grupy.
Obawiałam się tego treningu. Alyssa była odrobinę zmęczona i rozdrażniona po wczorajszej podróży. Do tej pory nie dawała po sobie zbytnio tego poznać, ale już za dobrze ją znałam. Po wysłuchaniu pani Ruby, która przedstawiła nam ogólne zasady wspólnych treningów oraz ich przebieg, ruszyliśmy żwawym stępem wokół parkuru. Na początek zrobiliśmy krótką rozgrzewkę i poranne rozciąganie, jak to określiła trenerka i zaraz potem zaczęliśmy kłusować. Alyssa kilkukrotnie machnęła silnie głową, o mało nie wyrywając mi wodzy z rąk, przez co zmuszona byłam do jeszcze większej uwagi i trzymania jej trochę krócej niż zazwyczaj. Parkur był na tyle duży, że spokojnie mogliśmy robić okrążenia, podczas gdy reszta pojedynczo robiła próbny przejazd przez przeszkody. Jechałam jako trzecia i miałam niewiele czasu, by choć trochę ogarnąć Alyssę, która nie wyglądała dzisiaj na chętną do współpracy. 
- Postaraj się, okej? - szepnęłam cicho i poklepałam ją po szyi. 
Dostaliśmy chwilę czasu na dociągnięcie popręgów i zaczęli robić pierwsze najazdy na przeszkody. Przejechałyśmy jedno okrążenie galopem i nadeszła nasza kolej. Klacz bez problemy poradziła sobie z pierwszymi przeszkodami, nawet podczas tych wyższych dała z siebie naprawdę dużo, skacząc ze sporym zapasem. Najgorszy był dla niej murek, z którym od zawsze miała problemy. Po prostu się go bała, a wszelkie próby przekonania jej, kończyły się na niczym. Dzisiaj nie było inaczej, już była gotowa do skoku, jednak w ostatniej chwili postanowiła zawrócić. Ledwo udało mi się utrzymać w siodle i po odjechaniu kawałek dalej, spróbowałam jeszcze raz. Tym razem Alyssa przezwyciężyła swój strach i udało jej się przeskoczyć. 
~~*~~*~~
Skoro dobrze się zaczęło, nie mogło się dobrze skończyć. Alyssa dała mi dzisiaj niezły wycisk, stawiając sobie za wyzwanie, zrzucenie mnie z jej grzbietu. Nie mam pojęcia co w nią wstąpiło i mam nadzieję, że to tylko przez zmęczenie wczorajszą podróżą. Być może odpuszczę jej resztę dzisiejszych treningów, a zabiorę ją w luźny teren, ewentualnie poćwiczy trochę na lonży. 
Po rozsiodłaniu klaczy, odniosłam sprzęt do siodlarni i postanowiłam jeszcze trochę z nią posiedzieć. Wróciłam do jej boksu i usiadłam na ściółce, a Alyssa zaraz nachyliła głowę, czekając na pieszczoty. 
- A zasłużyłaś sobie? - Uśmiechnęłam się, głaszcząc ją po czole. 
Parsknęła i zaraz przybliżyła chrapy do mojej kieszeni bluzy, prawdopodobnie wyczuwając w niej marchewki. 
- To miała być nagroda - westchnęłam, wyjmując smakołyki - tylko się nie przyzwyczajaj na za bardzo. 
Położyłam przysmaki na otwartej dłoni, a Alyssa bez zastanowienia zabrała się za pałaszowanie jej ukochanych marchewek. Od zawsze były jej ulubionym smakołykiem i nie chciała niczego więcej poza nimi. Nie raz próbowałam ją przekonać do innych warzyw, czy choćby jabłek, które przecież konie uwielbiają, jednak ta zaraz się na mnie obraża. Dosłownie. Strzela takiego focha, że nawet nie pozwoli do siebie podejść. Trafiła mi się wielka dama, jednak mimo wszystko uwielbiam ją i nigdy nie byłabym w stanie zamienić jej na kogoś innego. 
- Chcesz dzisiaj trochę odpocząć? Może zmiana pogody tak na ciebie działa - mruknęłam - albo to tylko twoje humorki.
W Australii aktualnie panowała zima, a temperatury były porównywalne do tych, co są teraz tutaj. W Wielkiej Brytanii jest lato, ale na razie tego nie odczułam. Co chwila pada deszcz, jednak podobno ma się to zmienić. Mam nadzieję, że zmiany nadejdą szybko, bo już zaczyna mnie to przytłaczać. 
Usłyszałam, jak ktoś wchodzi do boksu obok i od razu domyśliłam się, że to Victor. Jechał trochę dalej, a ja z faktu, że byłam trzecia w kolejności, trochę szybciej wyszłam z treningu. Dzisiaj miałam wyjątkowo słaby dzień, czułam się bardzo nieswojo w tym miejscu. Momentami zaczynałam żałować wyjazdu z rodzinnego kraju, można powiedzieć, że przyjechałam w nieznane. Zaczęłam tu nowe życie i było mi przykro, że nikt z Australii tu ze mną nie przyjechał. To była naprawdę odważna decyzja jak na mnie. 
Wstałam z miejsca i szybko otrzepałam bryczesy. W tym momencie za dużo myślałam i musiałam jakoś oderwać się od tego wszystkiego. 
- Idę pobiegać, później do ciebie wpadnę - westchnęłam i jeszcze raz pogłaskałam ją po głowie.
Klacz parsknęła i niechętnie wypuściła mnie z boksu. Wyszłam ze stajni i szybkim krokiem wróciłam do akademika, a zaraz potem do swojego pokoju. Przebrałam się w coś wygodniejszego do biegania, wrzuciłam małą wodę do plecaczka i związałam włosy w kucyk. Będzie to dobra okazja na poznanie okolicy, mam tylko nadzieję, że się tu nie zgubię, a znając moje szczęście, nie wykluczam takiej opcji.
Po zrobieniu krótkiej rozgrzewki, ruszyłam w stronę bramy, a zaraz za nią skręciłam w leśną dróżkę, znajdującą się z prawej strony. Podłączyłam słuchawki do telefonu i włączyłam pierwszą lepszą piosenką, jak się okazało była to jedna z moich ostatnio ulubionych, a dokładniej Imagine Dragons - Radioactive. Od jakiegoś czasu nie mogłam się od tego uwolnić i w sumie słuchałam jej przy każdej możliwej okazji.
Dróżka którą wybrałam, była bardzo urokliwym miejscem. Wzdłuż niej rosły dość wysokie drzewa, a promienie słońca przebijały się wśród ich gałęzi. Ciemne chmury przeminęły, a niebo nabrało pięknej, błękitnej barwy. Może jednak nie będzie tak źle? Wsłuchałam się dokładnie w słowa piosenki i bez większego zastanowienia biegłam przed siebie. Zawsze w ten sposób pozbywałam się stresu i wszystkich negatywnych emocji, więc miałam nadzieję, że i tym razem to zadziała. Nie myliłam się, już po jakiś dwóch kilometrach poczułam jak moje samopoczucie raptownie się poprawia, jednak mimo to postanowiłam już wracać. Nie chcę zapuszczać się zbyt daleko pierwszego dnia, bo naprawdę się zgubię, wolę nie sprawdzać swoich umiejętności orientacji w terenie. 
Gdy z daleka widziałam już budynek akademika, rozluźniłam się trochę i postanowiłam trochę przyspieszyć na koniec. Zauważyłam tylko jak ktoś wybiega z bramy i zaraz rozpoznałam w tej osobie Victora. 
- Co tak szybko wracasz? - zaśmiał się, zatrzymując obok mnie. 
- Nie będę przesadzać pierwszego dnia. 
- Ile przebiegłaś?
- Niedużo, jakieś 4 km. - Wzruszyłam ramionami. 
- Czyli możesz jeszcze raz się przebiec? - Uniósł brwi. 
- Być może. - Uśmiechnęłam się. - Przyznam, że niezbyt mi się chce, ale poczuj moje dobre serce. 
- Dziękuję ci, o łaskawa pani! - Parsknął śmiechem. 
~~*~~*~~
Razem z Victorem przebiegliśmy około 10 km i nie ukrywam, że nieźle mnie to wykończyło. Dawno nie biegałam, a moja kondycja niestety troszkę na tym ucierpiała. Po powrocie do pokoju od razu udałam się pod prysznic, po którym owinięta w ręcznik wróciłam do pokoju. Złapałam takiego lenia, że nawet nie chciało mi się zakładać ubrań, więc po prostu rzuciłam się na łóżko, zastanawiając, czy na pewno zamknęłam drzwi na klucz. Pewnie leżałabym tak przez pół dnia, gdyby nie rozległo się po pomieszczeniu donośne pukanie. Zerwałam się, szybko zakładając na siebie pierwsze lepsze ubrania i.. nawet nie wiem, czy przypadkiem nie założyłam koszulki tył na przód, ale mniejsza z tym.
- Już otwieram! - krzyknęłam zapinając spodnie, jednocześnie biegnąc do drzwi. 
Przekręciłam kluczyk w zamku ( uf.. czyli na szczęście były zamknięte ) i złapałam za klamkę. Po otworzeniu ich zobaczyłam przed sobą chłopaka, który dzisiaj wymęczył mnie bieganiem. 
- Pani Ruby jest niemożliwa - jęknął - Kazała mi przyjść do ciebie i powiedziała, że "Kate ma pokój 70-ileś, poszukaj", cholera, nie pomyślałem, żeby szukać od końca, tylko wpadałem wszystkim po kolei do pokoi. 
- Poruszająca historia - westchnęłam, opierając się o drzwi. 
- Miałem ci przekazać, że dzisiaj wieczorem odbędzie się ognisko integracyjne, bo na wakacje przyjechało sporo nowych osób, więc to będzie dobry sposób na poznanie się i... - przerwał na chwilę, mierząc mnie wzrokiem - ...dlaczego masz koszulkę na lewej stronie?
- Em.. to jest jeszcze bardziej poruszająca historia, uwierz mi na słowo. - Uśmiechnęłam się szeroko. - To będzie ognisko, na którym będą sami uczniowie?
- Podkreśliła, że bez alkoholu - zaśmiał się widząc, do czego zmierzam - ale raczej nikt z instruktorów tam nie przyjdzie. W sumie to jesteśmy pełnoletni..
- Ale na terenie Morgan Univeristy, gdzie zabronione jest spożywanie alkoholu i palenie papierosów - przerwałam mu - Co w sumie jest świetnym rozwiązaniem, jednak nikt się do tego nie stosuje. 
- Czyżbyś łamała już te zasady? - zaśmiał się. 
- Pije tylko szampana w Sylwestra i nic a nic nie palę, więc nie musisz się o to martwić. 
- Taka grzeczna dziewczynka? - Uniósł brwi. 
- Można tak powiedzieć. - Uśmiechnęłam się. - W ogóle, to dlaczego rozmawiamy w progu? Może wejdziesz? 




Victor? ;3
miało być lepiej, ale jakoś nie wyszło. Pierwsze opowiadania pisze mi się najgorzej xD





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz