Strony

piątek, 16 czerwca 2017

Od Lewisa C.D. Hailey

Uwaga, podobno +18, ale ja tam nie wiem...

Stanąłem jak wryty, kiedy Zain stoczył się z tych cholernych schodów. To... przeze mnie... Babcia podniosła na mnie wzrok. Nie była zła, leżący na dole brunet się śmiał, ale ja czułem, że zaraz wybuchnę. Czułem jak wszystko podchodzi mi do gardła.
- To wszystko... - spojrzeli się na mnie. - Powiem to raz w życiu... To twoja wina Zain! Cholera jasna u siebie jestem i nikt mnie nie będzie uciszał... mnie i mojej kobiety, cholera jasna!
- Co to za krzyki? - z góry zszedł Dominic i dostał ode mnie poduszką.
- Ty też się zamknij! - warknąłem.
Wpadłem do pokoju, rozejrzałem się. Miałem w głowie pewien chytry plan. Owinąłem się kołdrą, zabrałem wszystkie koce, jakie znalazłem w szafie i tak wyszedłem na korytarz. Wszyscy patrzyli się na mnie, ale mój wzrok powędrował na stojącą w samej bieliźnie Hailey. Zmierzyłem wzrokiem jej koronkowe wycięte majteczki i stanik. Jednym krokiem znalazłem się obok i okryłem ją kocem.
- Okryj ty się - odparłem, a ona się zaśmiała.
- Zazdrosny?
- Powiedzmy, że czuję potencjalne zagrożenie ze strony Dominic'a gapiącego się na twoje ciało.
- Jakie ciało? - zza Jamesa wyłoniła się Marie. - Naprawdę przerwaliśmy, że im przeszkadzać?
- Mar...
- Cicho. Pamiętasz weekendy u rodziców? - pokiwał głową. - Do pokoju, a wam życzę owocnej nocy - uśmiechnęła się szeroko, zamykając za nimi drzwi.
- Ja wychodzę...
- Dokąd? - Zain zaczął wdrapywać się po schodach.
- Tam, gdzie nikomu nie będę przeszkadzał!
- Chyba przeszkadzali - Hailly zebrała najwięcej poduszek ile mogła i wgrzebała się pod moje okrycie.
- Chodź - ominęliśmy Zaina i całą resztę, zbiegliśmy po schodach.
- Ale Lewis... - zaczęła babcia.
- Zostaw ich - dziadek położył dłoń na jej ramieniu. - Niech idą, ciepło jest. Miłej nocy, dzieci.
Wziąłem Hailey za rękę. Wsunąłem nogi w buty, ona zrobiła to samo. Po chwili byliśmy już na zewnątrz. Szliśmy przytuleni przez trawę, w stronę sadu.
- Dokąd idziemy? - szepnęła dziewczyna.
- Na hamak, będziemy z dala od nich, zresztą trochę oryginalności nie zawadzi - odparłem jednym tchem. - Muszę ci coś powiedzieć, a do tego świadków mi nie potrzeba.
- Co takiego?
- Dowiedz się w swoim czasie - prychnąłem, przyciągając ją do siebie. Było ciemno, tylko księżyc oświetlał jej twarz. Wydała się jeszcze piękniejsza... pomimo tego swojego przewracania oczami. Pochyliłem się do niej i cmoknąłem, wywołując tym u niej uśmiech. Weszliśmy do sadu, gdzie było jeszcze ciemnej, promienie tylko delikatnie tutaj przebijały przez gałęzie. Doszliśmy do dwóch sędziwych jabłonek, między którymi był rozwieszony okazały hamak. Mieściły się na nim spokojnie cztery osoby, ponieważ miał około dwóch metrów szerokości, a był o wiele dłuższy. Pod nim były ułożone drewniane palety, które tworzyły niejako taras w środku sadu. Zostawiliśmy buty przed podwyższeniem, po czym zajęliśmy się rozkładaniem wszystkiego, co przynieśliśmy. Na spód poszło kilka koców, późnej poduszki, położyliśmy się na hamaku, po czym okryliśmy się kołdrą i dosyć szerokim, grubym kocem. Objąłem Hailey ramieniem, a ona przytuliła się do mojego torsu. Poprawiłem okrycie.
- Ciepło ci? - zapytałem.
- Przy tobie tak - odparła. Byłem ciekawy, czy się rumieni. Poprawiła się, przylgnęła do mnie, rysując palcem po moim torsie. - Wiesz... całą mnie rozpalasz, przy tobie czuję się jakbym miała gorączkę.
- A mi serce tak szybko wali, jakby miało wyskoczyć - przyznałem. - Bo wiesz Hailey, oprócz przywiązania, troski i innych uczuć... to czuję do ciebie też ogromny pociąg...
- Tak? - pokiwałem głową. - To trzeba go jakoś spożytkować.
- Hailly?
- Co? - szepnęła, zbliżając twarz do mojej.
- Jeszcze nigdy nie kochałem się w hamaku...
- Wiesz... ja też - więcej nam nic nie było trzeba. Momentalnie pokonałem dzielącą nas odległość. - Lewis?
- Tak? - wydyszałem.
- Chcę delikatnie... ale... ale...
- Spokojnie, da się załatwić mały bonus - uśmiechnąłem się, a ona odpowiedziała tym samym.
Całowałem ją bardzo delikatnie, mój język muskał jej skórę, a Hailey z zamkniętymi oczami, cicho jęczała. Nareszcie nikt nam tego nie ograniczał, nie musiałem przerywać, aby zamknąć jej usta. Pieściłem jej brzuch, delikatnie ssałem skórę piersi. Lizałem skórę lub subtelnie ciągnąłem ją zębami. Jej dłonie, początkowo wplątały się w moje włosy, lecz wraz ze wzrostem jej zadowolenia, powędrowały nad jej głowę, ściskała krawędź hamaka. Powoli wędrowałem w dół. W końcu zębami ściągnąłem jej te koronkowe majteczki. Powoli rozłożyłem jej nogi, czułem jak cała drżała pod moim dotykiem.
- Proszę, nie każ mi czekać - jęknęła Hail. Podoba mi się, kiedy jest konkretna. Moje spodenki powędrowały gdzieś poza hamak.
Muszę powiedzieć, że najtrudniejsze w seksie w tym miejscu, było utrzymanie równowagi. Skutek taki, że się szybciej męczysz. Padłem wręcz obok niej. Oboje wydeszliśmy. Spojrzałem na nią. Leżała wciąż z zamkniętymi oczami, z ochyloną głową, lekko otwartymi ustami. Nic nie mogłem poradzić, że to jej jęczenie mnie tak podniecało. Nagle odnajdywałem nowe pokłady energi.
- Lewis - szepnęła. - O Boże, Lewis...
- Mówiłem ci już, że masz śliczny głos?
- Jak jęczę też?
- Przede wszystkim wtedy... a i jeszcze coś... kocham cię moja najśliczniejsza.
- Ja ciebie też, Lewis - pocałowałem ją w policzek.
- Tylko w policzek? - skrzywiła się.
- Kiedyś to już słyszałem - zaśmiałem się. - Chciałbym czegoś spróbować...
- Czego?
- Ciebie - odwróciła głowę w moją stronę i przygryzła wargę. Po jakimś czasie pokiwała głową. Uśmiechnąłem się i zanurkowałem pod kołdrę. Ponownie pozłożyłem jej nogi, całując uda od wewnątrznej strony. Cała się napięła. Powoli wypuściłem powietrze z ust, a po chwili ją pieściłem. Hail najpierw krzyknęła zaskoczona, a później wplątała ręce w moje włosy, przyciągając jeszcze bardziej do siebie... Przestałem dopiero, kiedy doszła, wtedy zadowolony położyłem się obok. Owocna noc, nie mogłem zaprzeczyć.
Rano ktoś mnie bardzo delikatnie obudził. Otworzyłem oczy i zobaczyłem nad sobą twarz dziadka. Wskazał głową, abym zszedł z hamaka. Zrobiłem to i dziękowałem Bogu, że wczoraj Hailey zakazła mi szukać spodenków. Usiedliśmy na skraju palet.
- Jeśli dziadku chcesz mnie uświadamiać, to wiedz, że wiem co to antykoncepcja.
- Tak, tak... - objął mnie ramieniem. - To dobra dziewczyna. Bądź dla niej najlepszą wersją siebie, a ona sprawi, że to stanie się twoją jedyną wersją.
- Myśli dziadek... że ona mogłaby być szczęśliwa ze mną?
- Ja tak nie myślę, tylko to wiem, bo ona już jest szczęśliwa - cały czas mówiliśmy szeptem. - Tylko ona, jest w stanie ci pomóc wyplątać się z przeszłości.
- Kocha mnie - odparłem uśmiechając się.
- A ty?
- Też ją kocham... to całe moje życie, oprócz was.
- To dobrze... I mów jej to często. Przyniosłem wam śniadanie - wskazał na talerz w rogu palet. - Teraz do niej wracaj.
- Dziękuję dziadku.
- Podziękujesz mi, kiedy przywieziesz mi kiedyś prawnuki - zaśmiał się. - Tylko kiedyś Lewis. Na razie obaj jesteśmy na to za młodzi. A jeśli...
- A jeśli wpadniemy, tak? - spojrzałem na niego.
- Najlepiej jakbyście dbali o zabezpieczanie się, ale jeśli wpadniecie. To macie nas. Poradzimy sobie - położył dłoń na moim ramieniu. - My cię nie zostawimy.
- Aleksander, zostaje, prawda?
- Tak. Rozmawialiśmy już z nim i się bardzo ucieszył. Tylko... później zdał sobie sprawę z tego, ile kilometrów będzie was dzielić.
- Pogadam z nim - odparłem wstając.
- Później. Teraz do niej.
- Ale...
- Bez ale - powiedział odchodząc. Popatrzyłem za nim i zrobiłem to co mówił. Zastanowiło mnie, czy Hail to słyszała, czy jednak nadal spała.
Rozmowa z Aleksandrem minęła spokojnie. Umówiliśmy się na rozmowy codziennie, Skype'a tak często jak to tylko możliwe. Śniadanie do pojawienia się Zaina przebiegało całkowicie normalnie. Później musiałem mu wytłumaczyć, że będę się pieprzył z kim chcę i jak chcę. Po tym krótkim wyjaśnieniu, wszystko wróciło do normy. Babacia ostatni raz nas wycałowała, dziadek uściskał, podobnie jak my wszyscy Aleksandra. W końcu wyszliśmy z posiadłości odprowadzeni do samego gościńca.
- Wszystko okey? - zapytała Hailey, biorąc mnie za rękę.
- Wracamy do Anglii - westchnąłem.
- Ale tam będzie super, tak jak tutaj, będziemy razem... - zacząła Marie.
- Będzie tam też mój ojciec - odparłem.
- Odzywał się, nie? - zapytał Dominic.
- Tak i w sumie to ochrona by mi się chyba przydała... Albo jemu.
- Lewis - szepnęła Hail.
- Wiem... przepraszam - objąłem ją ramieniem.
Nie chciałem o tym rozmawiać, ale w końcu odpowiedziałem wszystko. Od razu wszyscy znajdowali rzeczy, w których mogą pomóc. Zrobiło mi się od tego cieplej na serduszku, jednak nikt o tym nigdy się nie dowie. Zaproponowałem zajście do Megan przed odjazdem, na co pozytywnie wszyscy zareagowali. Nawiązał się niebezpieczny temat dzieci...
- Wiesz, co? Byłbyś dobrym ojcem Lewis - wyparował nagle Zain.
- Nie sądzę... Trzeba to sprawdzić - dodałem cicho do Hailey.
- Chociaż - ciągnął dalej brunet - po dzisiejszej nocy, to ja nie wiem, czy nim nie zostaniesz.
- Złamał ci ktoś kiedyś coś?
- Ty, nos.
- Zaraz zrobię to znowu - wyrwałem się Hailey i popędziłem za nim, który uciekał wrzeszcząc na całe gardło. Dzieciak.

Hailey?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz