Strony

wtorek, 13 czerwca 2017

Od Holly

- Holly! Wstawaj! - usłyszałam jakby przez mgłę i w tym samym czasie poczułam jak ktoś lekko terpie mnie w ramię.
- Jeszcze pięć minut - jęknęłam ledwo przytomna, odwracając się na drugi bok.
- Spóźnisz się na samolot!
Co? Jaki samolot? O czym jest mowa? Chwila....
- To dzisiaj?! To dzisiaj mamy lot do Anglii?! - krzyknęłam, momentalnie siadając.
- Tak, a jeżeli zaraz nie wstaniesz to się spóźnisz - westchnęła moja mama, ale i tak lekko się uśmiechnęła.
- Już lecę! - zawołałam, nie zwracając uwagi na to, że ma rodzicielka stała obok i wręcz wyskoczyłam z łóżka.
Zgarnęłam z krzesełka ubrania, które wczoraj sobie przyszykowałam i niemalże biegiem wyleciałam z pokoju. Odprowadził mnie oczywiście wesoły śmiech mamy. Po chwili znalazłam się już w łazience. Wzięłam szybki prysznic. Następnie umyłam twarz i zęby. Kolejno zabrałam się za ubranie się. Dzisiejszy strój składał się z dżinsowej koszulki i czarnych jeansów, które kończyły się trochę ponad kostkami. Szybko ubrałam wszystko. Podwinęłam rękawy koszulki tak, że sięgały mi troszkę za łokcie. Jeszcze tylko rozczesałam włosy, zostawiając je już rozpuszczone. Gotowe. Już na spokojnie wyszłam z łazienki. W między czasie odłożyłam piżamę do pokoju i ruszyłam do kuchni. Zjechałam po barierce od schodów. Zeskoczyłam na końcu na ziemię, ledwo co nie wpadając na tatę. Ten przyzwyczajony do mega zachowania jedynie zaśmiał się i pokręciłam niedowierzająco głową. Na mych ustach pojawił się szeroki uśmiech. Ramię w ramię ruszyliśmy do kuchni. Tam już czekało gotowe śniadanie. Dla mnie płatki zbożowe z mlekiem, a taty jajecznica. Usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy jeść. Szybko się z tym uwinęliśmy. Wyszliśmy przed dom. Po serii uścisków, płaczu i pożegnań w końcu wsiedliśmy z tatą do samochodu.
- Niczego nie zapomniałaś? - zapytał.
- Nie - odpowiedziałam od razu.
- Na pewno?
- Na sto procent.
- Czyli Abbys i Otto zostają w domu? - powiedział z małym uśmieszkiem.
Momentalnie wybiegłam z samochodu. Po kilku minutach wróciłam z dwoma transporterami dla zwierząt, w których siedziały me pupile. Do tej pory nie wiem jakim cudem uniosłam ten z Abbysem.
- Teraz możemy już jechać - powiedziałam z uśmiechem, gdy zapakowałam mych czworonożnych towarzyszy.
*Jakiś czas później. Przed lotniskiem w Londynie*
Wraz z Shaylin siedziałyśmy na ławce przed lotniskiem. U naszych stóp spoczywały transportery ze zwierzakami Obok znajdowały się także nasze bagaże. Czekałyśmy na kierowcę, którego załatwili moi rodzice, abyśmy jakoś mogły się dostać do akademii. Jednak no cóż. Spóźniał się on już dobre pół godziny. Jedyne co nam pozostało to czekać dalej. Rozglądałam się wokół próbując znaleźć sobie jakieś zajęcie. Mój wzrok zatrzymał się na rudowłosej przyjaciółce. Wpatrywała się jak zaczarowana w ekran telefonu i co chwilę coś pisała uśmiechając się.
- Z kim tak piszesz? Pewnie z chłopakiem! - zaśmiałam się i pchnęłam ją lekko ramieniem w ramię.
Ta przez chwilę tylko się uśmiechała, odpisując dalej. Jednak zaraz oderwała wzrok od ekranu telefonu i spojrzała na mnie.
- Nie wyobrażaj sobie za dużo. Żadnych chłopakiem. To tylko Magnus - powiedziała Shaylin nadal lekko się uśmiechając.
- Uuuu... Kręcicie ze sobą? - zaśmiałam się ponownie.
- Nie! Co ty gadasz?! - niemalże wykrzyczała Shay, robiąc zdziwioną minę.
- Pff... I tak wiem swoje - uśmiechając się szeroko.
Akurat gdy ma przyjaciółka miała zamiar się odezwać, usłyszałyśmy klakson samochodu. Od razu spojrzałyśmy w stronę ulicy. Przed nami stał czarny samochód, a jedno okno miał otwarte.
- Holly i Shaylin? - zapytał mężczyzna w podeszłym wieku.
- Tak, to my - odpowiedziałam od razu i wstałam.
- To zapraszam - uśmiechnął się i wysiadł z samochodu, aby zapakować nasz bagaże.
Po chwili byłyśmy już w drodze do akademii.
*Jakiś czas później. Akademia*
Powoli przemierzałam korytarze. Ledwo co dawałam radę przez ilość bagaży, które to takie lekkie nie były. Na szczęście nie musiałam dźwigać transporterów z psami. Te szły u moich stóp. Jakbym jeszcze ich miałabym nieść. Wystarczy jedno słowo. Masakra. Spojrzałam jeszcze raz na numerek pokoju przy zawieszce od kluczy. Sześćdziesiąt dziewięć. Następnie rozejrzałam się wokół. Po chwili zauważyłam go. Znajdował się on kilka pokoi ode mnie. Już trochę szybciej podeszłam do niego. Odłożyłam część bagaży na bok i otworzyłam drzwi od mego nowego miejsca zamieszkania. Było ono całkiem przytulne. Wniosłam wszystko do środka i postawiłam obok łóżka. Oczywiście na początku wyciągnęłam wszystkie niezbędne rzeczy dla mych pupili i nakarmiłam ich. Następny był niezbędny dla mnie przedmiot. Ukochany aparat. Z uśmiechem na twarzy wzięłam go do rąk. Od razu postanowiłam porobić zdjęcia w nowym otoczeniu. Wraz z wyżej wymienionym przedmiotem wyszłam z pokoju, który to zaraz zamknęłam na klucz. Wyszłam z budynku mieszkalnego, stawając na dworze. Wzięłam głęboki wdech i ciężko wypuściłam powietrze. Rozejrzałam się za obiektem, który mogłabym sfotografować.
Mój wzrok zatrzymał się na pewnym brązowowłosym chłopaku. Tak! On się będzie nadawał! Od razu przystawiłam aparat do twarzy. Włączyłam go i zaczęłam wszystko ustawiać. Na końcu jeszcze wybrałam w jakim stopniu zdjęcie ma być przybliżone. Kliknęłam na przycisk. Zdjęcie zrobione. Odsunęłam go lekko przed siebie. Świetne. Bez zastanowienia podbiegłam do chłopaka. Zaczęłam mu robić mnóstwo zdjęć, a ten tylko starał się zakryć. Jednak mi to nie przeszkadzało. Po chwili położył ręce na me ramiona i ustawił tak, że staliśmy przodem do siebie.
- Co ty robisz? - zapytał marszcząc brwi.
- Robię ci zdjęcia - zaśmiałam się wesoło.

<Jakiś chłopak?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz