- Jeszcze pięć minut - jęknęłam ledwo przytomna, odwracając się na drugi bok.
- Spóźnisz się na samolot!
Co? Jaki samolot? O czym jest mowa? Chwila....
- To dzisiaj?! To dzisiaj mamy lot do Anglii?! - krzyknęłam, momentalnie siadając.
- Tak, a jeżeli zaraz nie wstaniesz to się spóźnisz - westchnęła moja mama, ale i tak lekko się uśmiechnęła.
- Już lecę! - zawołałam, nie zwracając uwagi na to, że ma rodzicielka stała obok i wręcz wyskoczyłam z łóżka.

- Niczego nie zapomniałaś? - zapytał.
- Nie - odpowiedziałam od razu.
- Na pewno?
- Na sto procent.
- Czyli Abbys i Otto zostają w domu? - powiedział z małym uśmieszkiem.
Momentalnie wybiegłam z samochodu. Po kilku minutach wróciłam z dwoma transporterami dla zwierząt, w których siedziały me pupile. Do tej pory nie wiem jakim cudem uniosłam ten z Abbysem.
- Teraz możemy już jechać - powiedziałam z uśmiechem, gdy zapakowałam mych czworonożnych towarzyszy.
*Jakiś czas później. Przed lotniskiem w Londynie*

- Z kim tak piszesz? Pewnie z chłopakiem! - zaśmiałam się i pchnęłam ją lekko ramieniem w ramię.
Ta przez chwilę tylko się uśmiechała, odpisując dalej. Jednak zaraz oderwała wzrok od ekranu telefonu i spojrzała na mnie.
- Nie wyobrażaj sobie za dużo. Żadnych chłopakiem. To tylko Magnus - powiedziała Shaylin nadal lekko się uśmiechając.
- Uuuu... Kręcicie ze sobą? - zaśmiałam się ponownie.
- Nie! Co ty gadasz?! - niemalże wykrzyczała Shay, robiąc zdziwioną minę.
- Pff... I tak wiem swoje - uśmiechając się szeroko.
Akurat gdy ma przyjaciółka miała zamiar się odezwać, usłyszałyśmy klakson samochodu. Od razu spojrzałyśmy w stronę ulicy. Przed nami stał czarny samochód, a jedno okno miał otwarte.
- Holly i Shaylin? - zapytał mężczyzna w podeszłym wieku.
- Tak, to my - odpowiedziałam od razu i wstałam.
- To zapraszam - uśmiechnął się i wysiadł z samochodu, aby zapakować nasz bagaże.
Po chwili byłyśmy już w drodze do akademii.
*Jakiś czas później. Akademia*
Powoli przemierzałam korytarze. Ledwo co dawałam radę przez ilość bagaży, które to takie lekkie nie były. Na szczęście nie musiałam dźwigać transporterów z psami. Te szły u moich stóp. Jakbym jeszcze ich miałabym nieść. Wystarczy jedno słowo. Masakra. Spojrzałam jeszcze raz na numerek pokoju przy zawieszce od kluczy. Sześćdziesiąt dziewięć. Następnie rozejrzałam się wokół. Po chwili zauważyłam go. Znajdował się on kilka pokoi ode mnie. Już trochę szybciej podeszłam do niego. Odłożyłam część bagaży na bok i otworzyłam drzwi od mego nowego miejsca zamieszkania. Było ono całkiem przytulne. Wniosłam wszystko do środka i postawiłam obok łóżka. Oczywiście na początku wyciągnęłam wszystkie niezbędne rzeczy dla mych pupili i nakarmiłam ich. Następny był niezbędny dla mnie przedmiot. Ukochany aparat. Z uśmiechem na twarzy wzięłam go do rąk. Od razu postanowiłam porobić zdjęcia w nowym otoczeniu. Wraz z wyżej wymienionym przedmiotem wyszłam z pokoju, który to zaraz zamknęłam na klucz. Wyszłam z budynku mieszkalnego, stawając na dworze. Wzięłam głęboki wdech i ciężko wypuściłam powietrze. Rozejrzałam się za obiektem, który mogłabym sfotografować.

- Co ty robisz? - zapytał marszcząc brwi.
- Robię ci zdjęcia - zaśmiałam się wesoło.
<Jakiś chłopak?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz