Strony

poniedziałek, 26 czerwca 2017

Od Hailey cd. Lewisa

Uzależnienie to stan niezwykle ciężki. Coraz bardziej czuję jak bardzo. Skrzyżowałam ręce na piersi, spoglądając kątem oka na chłopaków. Zain wychwycił to od razu, momentalnie poważniejąc. Uniosłam brew jako upewnienie, że może unikać mnie ile tylko chce, ale koniec końców, dopadnę go i dowiem się prawdy. Chłopak rozejrzał się nerwowo i odwrócił, wracając do akademika. Przeniosłam spojrzenie na James`a.
-Ja nic nie wiem - uniósł ręce do góry i zawrócił. Nawet nie wiedział o co chciałam zapytać. Oni naprawdę myśleli, że od razu po wyjeździe Lewisa, zamierzam męczyć ich pytaniami na temat co się dzieje. Gdyby tak było, dorwałabym któregoś wcześniej. Chociaż podsumowując tak faktycznie się stało, ale aby utrzymać dyskrecje i piękne chwile, nie zamierzałam się męczyć z nimi. Za to teraz mam dużo czasu aby zrealizować to co zamierzam. Dowiem się jak najwięcej. A moja natura nie przywykła do odpuszczania. I wszyscy doskonale to wiedzą. Dlatego też szybki odwrót to najlepsze co mogli zrobić. Westchnęłam, chowając ręce w tylnych kieszeniach spodenek i wróciłam do pokoju, czekając tylko na moment kolacji - najlepszej chwili i pierwszej próby przesłuchania.
Przez większość czasu siedziałam cicho, wsłuchując się w rozmowy reszty. Po niedługim czasie, kolacja się skończyła i wszyscy mieli wrócić do pokoi. Mieli, ale czy wrócili...
-Siedź tu - odezwałam się obojętnym tonem, gdy Zain zamierzał odejść. Spojrzał na mnie, nie wiedząc czy lepszym wyjściem jest ucieczka, wymówka, która i tak się pojawi, a może zostanie i zwykły brak odzewu z jego strony. Uniosłam oczy znad książki, odkładając ją na blat, chwyciłam za kubek herbaty i wzięłam łyk.
-Ale ja muszę... - zaczął niepewnie.
-Siedzisz tu i ze mną rozmawiasz - wyprostowałam się - Obydwoje wiemy, że wiesz i nie próbuj się wykręcać. O co chodzi? - zmierzył mnie spojrzeniem, oceniając swoje możliwości. Jak tak, mówienie przychodziło mu niezwykle łatwo, ale teraz jakby przywdział maskę niepewności i zamknięcia.
-A o co może chodzić? - wzruszył ramionami, stukając palcami o blat stołu.
-O Lewisa. Wytłumacz mi jego zachowanie, ten cały wyjazd, wieczór kiedy piliście...
-A skąd to wiesz? - przerwał mi, mrużąc oczy.
-Kobieta zawsze wyczuje alkohol, nie ważne jak bardzo staralibyście się to ukryć. Poza tym, znam Brooke i nie zdziw się, rozmawiam z nią - powiedziałam wszystko na jednym wdechu - Ale nie zmieniaj tematu... Nie pijecie we dwójkę bez powodu i bez odwalenia żadnej, głupiej czy nawet idiotycznej rzeczy. Chcę wiedzieć co się dzieje - pokręcił głową, zaciskając usta.
-Tłumaczę ci, że nic. Może jedzie do rodziny...? Albo próbuje odpocząć od tych waszych upojnych nocek - wyszczerzył się.
-Nie wmówisz mi, że jedzie do rodziny, bo jego babka go nie lubi. A tak właściwie, nie powinno cię interesować co robimy w nocy - uniosłam się, nieco odrobinę za głośno wypowiadając ostatnie zdanie. Obejrzałam się powoli za siebie.
-A mówią, że to nie jestem subtelny - Zain roześmiał się. Posłałam mu piorunujące spojrzenie.
-Zamknij się. To przez ciebie.
-Okey, już nic nie mówię. Mogę iść? - uśmiechnął się, podpierając rękoma o blat stolika.
-Jak ty mnie czasem denerwujesz - schowałam twarz w dłoniach, tym razem szepcząc by nie zwrócić niepotrzebnej uwagi - Nie, siedź tu. Nic mi jeszcze nie powiedziałeś - zmarszczyłam czoło.
-I ci nic nie powiem, bo nie mam co do powiedzenia - spiął ramiona. Zmierzyłam go smutnym spojrzeniem - Hailey... Lewis to odpowiedzialny mężczyzna, który sobie poradzi i nie potrzebuje anioła stróża na każdym kroku. Skoro pojechał to musi mieć ku temu powody i jeśli nie powiedział nikomu to znaczy, że nikt nie powinien się wtrącać - pochylił się do przodu w moim kierunku, unosząc kąciki ust. Chciałabym mu wierzyć. Byłoby prościej.
-Każdy potrzebuje wparcia. Nie ważne jak bardzo sobie radzi - spuściłam spojrzenie, rysując palcem na gładkiej powierzchni kubka - I nie powiedział to nikomu, tylko tobie - mruknęłam. To też mnie bolało. Dlaczego Zain wiedział więcej ode mnie. Nie chcę się wtrącać, ale chyba miałam prawo być poinformowana. Dlaczego oni mi tego zabraniali. Czułam się jak dziecko wśród dorosłych, przed którym ukrywali niespodziankę, o której może się domyślać. A domyślanie jest najgorszą rzeczą w niewiadomej sytuacji.
-Mogę cię zapewnić, że świetnie sobie poradzi - położył rękę na moim ramieniu. Jednak moja mina nie wyglądała przekonywająco, jak ja sama nie byłam pewna.
-Ale Zain... - usiadłam na skraju krzesła.
-Co tam mówisz? - krzyknął w kierunku wyjścia - Już idę. Wybacz, ale wołają mnie. Muszę iść - pokiwał głową i szybko ulotnił się ze stołówki.
-A...ale... - nie zdążyłam dokończyć. Opuściłam ramiona, garbiąc się nad stolikiem i wpatrując w okno. Piękny dzień. Słoneczny, chodź zapowiadało się na deszcz. I co ja mam zrobić? Nie zaznam spokoju przez te pięć dni jeśli prędzej nie dowiem się. Tym razem mu się udało, ale za drugim nie będzie tak łatwo.
Tego pierwszego dnia, naprzykrzyłam mu się całkowicie. Nie wiedziałam, że Zain potrafi się irytować, ale gdy po raz piąty spytałam o to samo, wyszedł z pokoju i zniknął na cały wieczór nie wiadomo gdzie. Rozmawiałam z Brooke, bardziej po znajomości niżeli w nadziei, że może ona coś wiedzieć. Marne szanse i nadzieja. James nawet nie zamierzał się wtrącać, a Marie jedynie się przysłuchiwała. Został mi jedynie Zain. Bawiłam się z Dravą na łóżku przykrywając ją kołdrą i odkrywając. Nigdy tego nie lubiła i zabawnie się wkurzała, odwracając się na grzbiet z powrotem. Za to Missiouri zazdrosny o pozycję psa, piszczał i podgryzał moje ręce. Jak nie facet to lis. I ten, i ten taki sam. Położyłam się z uśmiechem wtulając w rudawą sierść Missi`ego, który najpierw ogryzł mnie w nos, a potem zaczął lizać po policzku. W końcu ułożył się pomiędzy moje ręce i zasnął. W przeciwieństwie do mnie. Otworzyłam oczy, błądząc spojrzeniem po pokoju. Nie mogłam spać. Ciągle męczyły mnie te same pytania. I brak odpowiedzi. Bo jak nie skupiałam się na tym to moje myśli wciąż krążyły wokół Lewisa. Dlaczego nie ma go tu przy mnie? Brakuje mi jego zapachu, dotyku, niebieskiego spojrzenia i samej obecności. Przewróciłam się na plecy, bawiąc włosami. Nie wiem ile tak leżałam, ale poranek był trudny. Nawet jeśli mogłam leżeć do południa, nie dałabym rady. Czy to odespać nieprzespane godziny albo po prostu nie ruszać się z miejsca. Chociaż była jedna rzecz co mnie zmotywowała. Wyszłam z pokoju, podchodząc pod numer 19. Otworzyłam drzwi i niesłyszalnie podeszłam do rzeczy Zaina. Jakakolwiek informacja zawsze mile widziana? Gdy Sharika miauknęła pod moimi nogami niemal byłam pewna, że się obudził. Albo nie?
-Tam niczego nie znajdziesz... - usłyszałam po chwili ciszy ciche mruknięcie chłopaka. I tak nie było sensu się ukrywać. Skrzywiłam się, robiąc płaczącą minę i usiadłam na łóżku obok - Powiedz mi. Proszę - przeciągnęłam, mierząc go spojrzeniem. Pokręcił głową i nakrył ją poduszką. Drugie podejście - Zain... cudowny człowieku. Ja cię już nie proszę, ja cię błagam - potrząsnęłam go za ramię, ale on mnie ignorował. Oparłam głowę, głaszcząc szarawe futro kotki - To nie tak, że ja się chcę wtrącić, ale po prostu się cholernie martwię. Tylko powiedz mi. Obiecuję, że grzecznie będę siedzieć tutaj i zostawię cię w spokoju - podniosłam się gdy odwrócił się w moją stronę, zdjął poduszkę z twarzy i spojrzał na mnie wzrokiem jakbym go co najmniej prześladowała. Uśmiechnął się i zamrugał oczami.
-Dobrze, powiem ci - pochylił się. Przysunęłam się bliżej - Daj sobie spokój - oberwał poduszką po tych słowach.
-Cholero jedna... - wstałam. Jak mam wyciągnąć od niego cokolwiek skoro on za nic nie chce cokolwiek powiedzieć. Jedynym wyjściem jest podd... - Wiesz co... muszę ci coś powiedzieć - na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Wystarczyło jedno zdanie.
-Nie zrobisz tego... - wzruszyłam ramionami.
-Może zrobię, może nie... Kto wie...
-Okey... - przerwał - Lewis ma problemy - nic więcej nie powiedział. Być może widział, że moja mina drastycznie się zmieniła. Problemy? Przecież mówił, że żebra nie bolą już go tak bardzo. Raczej nie kłamał... a jeśli to co innego... - Zatrzymał się u kuzynki w Niemczech...
-Gdzie? - wtrąciłam się nerwowym tonem. Przewrócił oczami - To nie jest zdrada przyjaciela - musiałam coś powiedzieć.
-9 Habsburgerstraße m.14 - tylko zapamiętaj to Hailey. Ruszyłam się z miejsca w zamiarze wyjścia. Byłam pewna, że więcej mi nie powie. Nie było nawet mowy. A ja już doskonale wiedziałam co zrobię.
-A ty dokąd? - spytał. Zatrzymałam się, próbując wymyślić coś skutecznego. Ostatecznie zrezygnowałam - Nie ma mowy. Nie polecisz do Niemiec - wstał.
-A dlaczego nie? - skrzyżowałam ręce.
-Nie powiedziałem ci po to żebyś teraz nagle, nie wiadomo skąd, pojawiła się przed nim i oczekiwała wyjaśnień.
-Każdy zrobiłby to samo - stanął obok mnie - Anglia - uniósł rękę do góry - Niemcy - drugą na dół - Kilometry. Wiesz co oznacza pojęcie słowa "lecę sam"?
-Nikt mnie tutaj nie zatrzyma. Mam dwadzieścia jeden lat, dowiaduję się od osoby drugiej, że mój partner ma problemy i mam udawać, że wszystko jest w porządku? I to w dodatku wtedy kiedy wiem tylko jedną trzecią informacji!?
-Obiecaj, że tam nie polecisz - westchnęłam, zagryzając wargę. Oczywiście, że tam polecę.
-No dobrze, obiecuję - za to kłamstwo się co najmniej obrazi.
Jednak trudniejsze niż myślałam było wymknięcie się niepostrzeżenie z akademika. Byłam pilnowana bardziej niż czteroletnie dziecko. Nawet ci, którzy nie wiedzieli czemu nałożono na mnie całodobową kontrolę, pilnowali bym sama nawet nie poszła do toalety. Jedyna szansa pojawiła się dopiero wieczorem przed kolacją. Wzięłam na szybko zapakowaną torbę, zapisując adres na telefonie. Gdy wychodziłam z terenu akademii, omal nie wpadłam pod metaliczne BMW. Rzuciłam kierowcy tylko złowrogie spojrzenie. Pora obrać cel. Mam nadzieję, że nie zgubię się w Niemczech.
Droga była długa. Przynajmniej najdłuższa w moim życiu. Nigdy nie byłam w tym kraju, język znałam ledwo co i nawet adres nie mówił mi kompletnie nic. Całe szczęście, że ich angielski jeszcze w jakimś stopniu był zrozumiały. Stanęłam przed budynkiem, początkowo się wahając co do podejścia. Wszystko się zgadzało i byłam niemal pewna, że to ten, ale nie miałam pojęcia co mnie czeka w środku. Nie znałam tych ludzi i nigdy wcześniej nie miałam z nimi kontaktu. Głęboki oddech i po pierwszym stuknięciu w drzwi, otworzyła mi młoda dziewczyna. Zmierzyłam ją spojrzeniem, czekając na jej reakcję?
-Słucham? - odparła czystym niemieckim.
-Jesteś kuzynką Lewisa - chyba bardziej chciałam siebie zapewnić niż spytać się jej. Zrozumiała, że musi się przestawić na angielski, inaczej nie dogadamy się w żaden sposób.
-Tak - odpowiedziała - Wejdź - stanęłam w przejściu nie do końca przekonana czy to dobry pomysł tu przyjeżdżać. Oczywiście, że nie! Hailey, jak mogłaś zadać takie głupie pytanie.
-Jestem Hailey - podałam jej rękę, zauważając drugą, która wyszła z kuchni.
-Sophie, a to moja dziewczyna, Mia - poczułam ulgę. Była do kogoś bardzo podobna - Lewis nie mówił, że oczekuje gości.
-On nie wie, że tu jestem - nie wymyślałam nic, bo nie widziałam sensu w kręceniu wokół prawdy - To dosyć skomplikowane, zawiła przygoda - uśmiechnęłam się - Jest tu może? - dziewczyna pokręciła głową.
-Nie. Niemal całymi dniami znika w szpitalu, ale nie chwalił się dlaczego i w jakim celu - odpowiedziała. Czy wszyscy Niemcy są tacy opanowani i spokojni? Bo ja w tamtym momencie miałam ochotę usiąść i już nie wstać. Jeśli on jechał do szpitala aż w Niemczech to wiadomo, że dzieje się coś poważnego. Czyli jednak nie okazało się błędem przyjechanie aż tutaj, bo działo się coś poważniejszego niż sądziłam. I mi nic nie powiedział.
-Mogłabym prosić o trochę wody? - Mia kiwnęła głową i zniknęła w kuchni - Ten szpital? Gdzie on jest? - zapytałam.
-W centrum, całkiem niedaleko - dziewczyna podała mi szklankę wody. Podziękowałam jej uśmiechem i wzięłam łyk. Zamierzałam iść do tego szpitala i poważnie sobie z Lewisem porozmawiać. Chyba winien mi jest wyjaśnień od dłuższego czasu.

Lewis?
Ominęłam wątek ze szpitalem, bo... bo za długie już jest. Wybaczysz? ♥

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz