Strony

środa, 14 czerwca 2017

Od Alexandra C.D. Holly

6 rano to najgorsza godzina na świecie. Niechętnie uniosłem powieki, jednak oczy tak bardzo mi się kleiły, że otaczający mnie świat był zamazany. Queen pacnęła mnie swoim mokrym nosem, w nos. Postanowiłem jednak wstać. Co mi szkodzi. Wiem że jest sobota, ale Despero El Diablo nie lubi czekać na jedzenie. Uśmiechnąłem się pod nosem. Program dla Demensa jeszcze nie wypalił. Zaproponowałem Alice, by na wakacje zabrała konia ze sobą. Nie chciała jednak nigdzie jechać, a mi jeszcze nie udało się przekonać jej do wyjazdu do Niemiec na spotkanie z moją kochaną rodzinką. Ona uznała że zrobi za dużo problemów. Nonsens. Ale ta blondynka potrafi być naprawdę uparta, jak czegoś nie chce. Ubrałem biały T-shirt i zwyczajne jeansy. Nie musiałem specjalnie układać włosów, w przeciwieństwie do mojej znajomej - Heather Downriver - oraz jej koleżanki - Graciany Cruciato. Z pokoju zabrałem jeszcze tylko kilka kostek cukru dla konia nowego chłopaka który okazał się znajomym moim i H, z Nowego Jorku. Charles Turner-Lewis. Zamknąłem pokój na klucz i zbiegłem po schodach na sam dół. Po drodze nie napotkałem na żadną znajomą mi twarz. W stajni powitały mnie cztery przyjazne rżenia. Shogetten, Pusheen, Revolution i mój najdroższy Diablo. W ostatnich kilku dniach, stałem się dla nich przyjacielem i lekarzem. Pusiowi zaszkodziły cukierki jakimi nakarmiła go mała dziewczynka, siostra jednego z uczniów, Diablo okulał przez nieudany skok przez okser... A reszta póki co ma się dobrze. Tylko samotnie. Wszyscy snują plany na wakacje lub już gdzieś wyjechali. Inni włóczą się po Londynie i zaczepiają ochroniarzy. Jeszcze inni przyjeżdżają do Morgan na tych kilka ostatnich dni. Dotarłem do boksu mojego czarnego księcia. Koń pozwolił pogłaskać się po chrapach i przekupić kostkami cukru. No tak. To niezbędny składnik diety mojego rumaka. Na później zachowałem marchew. Odsunąłem zasuwę z głośnym piskiem. Przydałoby się ją naoliwić bo dźwięk jest nie do zniesienia. Wyczyściłem mojego podopiecznego i wyprowadziłem go z boksu. Przypiąłem go do metalowego kółka obok mieszkanka Diablo. To moment na marchew. Tylko ona sprawi że mój koń da sobie zapleść grzywę i osiodłać się. Przygotowałem siodło i ogłowie bez wędzidła. A dokładniej to same lejce. Przypnę je do kantaru i dzięki temu nie trzeba będzie się
męczyć z tym diabłem. Podałem mu marchew.
-Bierz i jedz - mruknąłem pod nosem.
Koń polizał wargami warzywo i dopiero po kilku minutach przyjął mój dar. Zadowolony osiodłałem go i zaplotłem mu grzywę w koreczki. Ogona wolę nie ryzykować. Diablo kopie każdego kto znajdzie się z tyłu.  Krytycznym okiem oceniłem moje dzieło. Obleci. Odpiąłem konia od rozpinki i wyprowadziłem przed ogromny budynek stajni Morgan University. W oddali zauważyłem nikogo innego jak Heather. Prowadziła Pusheen'a w stronę zakrytej hali. Pewnie chce poćwiczyć z nim ujeżdżenie. Ja sam pragnąłem przeprowadzić Despero El Diablo przez tor do cross'u. Dawno nie odwiedzaliśmy tego miejsca, a jemu dobrze zrobi jak odświeży sobie nieco pamięć. Wsiadłem na jego grzbiet. Nie robił żadnych scen typu cofanie się do tyłu. To kompletnie nie w stylu tego konia jakiego do tej pory znałem. Popędziłem go
do kłusa. Leśne ścieżki zdążyłem już bardzo dobrze poznać. Nie powinienem mieć problemu ze znalezieniem toru cross'owego. Heather pokazywała mi go już chyba jakieś piętnaście razy podczas gdy noga Diablo dochodziła do siebie. Musiałem pokonywać tor na Silvanie. Prześlicznym gniadoszu należącym do stajni. Ośmiolatek powalił mnie swoimi umiejętnościami skokowymi. Spędziłem z nim zaledwie tydzień a już bym go kupił. Diablo parsknął jakby umiał czytać w moich myślach i chciał powiedzieć Nawet o tym nie myśl! co wywołało u mnie napad śmiechu. Po pewnym wachaniu odnalazłem odpowiednią ścieżkę. Teraz pozwoliłem rumakowi na galop, jednak niezbyt szybki. Nie moźe się zmęczyć na początku toru. Pierwsza przeszkoda pozostała w tyle. Zaskoczyła mnie dobra forma Diablo. Następne przeszkody zostały pokonane równie lekko i z pełną gracją. Gdyby zawsze tak robił to może zostałby jakimś światowej sławy skoczkiem. Poklepałem go po szyi żeby poczuł się zaszczycony. Może da mu to więcej motywacji do dalszych postępów w tej specjalizacji. Naszym obecnym kierunkiem była stajnia, a następnie padok. Diablo zasłużył sobie na aktywny wypoczynek pośród innych koni. Jeśli zmęczył się wystarczająco to nikomu nic się nie stanie.
*Kilka godzin później, pora obiadowa, na stołówce*
Wrzawa jaka rozlegała się dookoła naszego stolika była wprost nie do wytrzymania. Głodni uczniowie, zamiast jeść to gadali jak najęci i nie dało się ich powstrzymać.
-Długo tu nie pociągnę - stwierdziłem.
Dot, czyli inaczej Charles, długał widelcem w sphagetti. Chyba nie był bardzo głodny. Graciana gdzieś zniknęła wśród innych uczniów, a Heather ochoczo prowadziła rozmowę z napotkanym Hiszpanem. Dom wariatów. Bardzo malutki.
-To stąd wyjdź - odparł Charles przerywając swoje fascynujące zajęcie - Nikt ci nie broni, Alex.
H tylko przytaknęła. Zapewne nawet nie wie o co mi chodziło. Prychnąłem.
-Wasze towarzystwo jest cudowne - powiedziałem na odchodne.
Byłoby cudem gdybym tam został i usiłował nadal prowadzić rozmowę z czekoladowowłosym chłopakiem. Nie należał do tych towarzyskich, tak samo jak Graciana. No a ja po prostu chciałem się czymś zająć. To chyba nie jest zabronione w dzisiejszych czasach? Kopnąłem w żwirek. Pół godzini wlokłam się różnymi korytarzami. W końcu zauważyłem jak  Charles tłumaczy coś pewnej blondynce.
-Hej... - zagadnąłem.
Charles przerwał swój wywód. Puścił dziewczynę, a ta posłała światu promienny uśmiech. To na pewno jest nowa dziewczyna.
-Hej - uśmiechała się nadal - Jestem Holly Shaunee Apostoleanu. A wy? Rozumiem że się znacie.
-Ja jestem Alexander Fortesquieu, a to mój ukochany przyjaciel, Charles Turner-Lewis - także się uśmiechnąłem.
Oh, jak to dobrze uczepić się na Arlesie. Będzie taki wkurzony.

Holly? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz