męczyć z tym diabłem. Podałem mu marchew.
-Bierz i jedz - mruknąłem pod nosem.
Koń polizał wargami warzywo i dopiero po kilku minutach przyjął mój dar. Zadowolony osiodłałem go i zaplotłem mu grzywę w koreczki. Ogona wolę nie ryzykować. Diablo kopie każdego kto znajdzie się z tyłu. Krytycznym okiem oceniłem moje dzieło. Obleci. Odpiąłem konia od rozpinki i wyprowadziłem przed ogromny budynek stajni Morgan University. W oddali zauważyłem nikogo innego jak Heather. Prowadziła Pusheen'a w stronę zakrytej hali. Pewnie chce poćwiczyć z nim ujeżdżenie. Ja sam pragnąłem przeprowadzić Despero El Diablo przez tor do cross'u. Dawno nie odwiedzaliśmy tego miejsca, a jemu dobrze zrobi jak odświeży sobie nieco pamięć. Wsiadłem na jego grzbiet. Nie robił żadnych scen typu cofanie się do tyłu. To kompletnie nie w stylu tego konia jakiego do tej pory znałem. Popędziłem go
do kłusa. Leśne ścieżki zdążyłem już bardzo dobrze poznać. Nie powinienem mieć problemu ze znalezieniem toru cross'owego. Heather pokazywała mi go już chyba jakieś piętnaście razy podczas gdy noga Diablo dochodziła do siebie. Musiałem pokonywać tor na Silvanie. Prześlicznym gniadoszu należącym do stajni. Ośmiolatek powalił mnie swoimi umiejętnościami skokowymi. Spędziłem z nim zaledwie tydzień a już bym go kupił. Diablo parsknął jakby umiał czytać w moich myślach i chciał powiedzieć Nawet o tym nie myśl! co wywołało u mnie napad śmiechu. Po pewnym wachaniu odnalazłem odpowiednią ścieżkę. Teraz pozwoliłem rumakowi na galop, jednak niezbyt szybki. Nie moźe się zmęczyć na początku toru. Pierwsza przeszkoda pozostała w tyle. Zaskoczyła mnie dobra forma Diablo. Następne przeszkody zostały pokonane równie lekko i z pełną gracją. Gdyby zawsze tak robił to może zostałby jakimś światowej sławy skoczkiem. Poklepałem go po szyi żeby poczuł się zaszczycony. Może da mu to więcej motywacji do dalszych postępów w tej specjalizacji. Naszym obecnym kierunkiem była stajnia, a następnie padok. Diablo zasłużył sobie na aktywny wypoczynek pośród innych koni. Jeśli zmęczył się wystarczająco to nikomu nic się nie stanie.
*Kilka godzin później, pora obiadowa, na stołówce*
Wrzawa jaka rozlegała się dookoła naszego stolika była wprost nie do wytrzymania. Głodni uczniowie, zamiast jeść to gadali jak najęci i nie dało się ich powstrzymać.
-Długo tu nie pociągnę - stwierdziłem.
Dot, czyli inaczej Charles, długał widelcem w sphagetti. Chyba nie był bardzo głodny. Graciana gdzieś zniknęła wśród innych uczniów, a Heather ochoczo prowadziła rozmowę z napotkanym Hiszpanem. Dom wariatów. Bardzo malutki.
-To stąd wyjdź - odparł Charles przerywając swoje fascynujące zajęcie - Nikt ci nie broni, Alex.
H tylko przytaknęła. Zapewne nawet nie wie o co mi chodziło. Prychnąłem.
-Wasze towarzystwo jest cudowne - powiedziałem na odchodne.
Byłoby cudem gdybym tam został i usiłował nadal prowadzić rozmowę z czekoladowowłosym chłopakiem. Nie należał do tych towarzyskich, tak samo jak Graciana. No a ja po prostu chciałem się czymś zająć. To chyba nie jest zabronione w dzisiejszych czasach? Kopnąłem w żwirek. Pół godzini wlokłam się różnymi korytarzami. W końcu zauważyłem jak Charles tłumaczy coś pewnej blondynce.
-Hej... - zagadnąłem.
Charles przerwał swój wywód. Puścił dziewczynę, a ta posłała światu promienny uśmiech. To na pewno jest nowa dziewczyna.
-Hej - uśmiechała się nadal - Jestem Holly Shaunee Apostoleanu. A wy? Rozumiem że się znacie.
-Ja jestem Alexander Fortesquieu, a to mój ukochany przyjaciel, Charles Turner-Lewis - także się uśmiechnąłem.
Oh, jak to dobrze uczepić się na Arlesie. Będzie taki wkurzony.
Holly?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz