Strony

poniedziałek, 29 maja 2017

Od Hailey cd. Lewisa

Co niby miałam mu powiedzieć? Że niby już wszytko jest dobrze? Że ten wieczór zniknął tak jak przekartkowana strona w książce? Prawda była bolesna, ale ja nie kłamię. To co się stało, to uczucie, które wystąpiło utkwi w mojej głowie i będzie zadręczać, zatruwać mój umysł. Nie widziałam wyjścia z sytuacji. Chyba pierwszy raz od jakiegoś czasu poczułam się zamknięta w czterech ścianach ciasnego pokoju, który z każdą chwilą się zmniejszał coraz bardziej. Ale co z tego skoro i tak nie potrafię tego zatrzymać. Tak jakby koło zaczęło się toczyć, coraz szybciej i szybciej.
Stanęłam na korytarzu, odczuwając nadal dotyk przyjemnie chłodnej dłoni chłopaka na swojej rozgrzanej od niewyspania twarzy. Oparłam głowę o ścianę i zamknęłam oczy. Przecież i tak nie wyjdę ze szpitala. Tak na prawdę to już nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Chciałabym aby ta sytuacja naprawiła się sama. Albo żeby wcale nie wystąpiła.
-Wszystko w porządku? - spojrzałam na przechodzącą, starszą kobietę, która spojrzała w moje oczy z nieukrywaną troską.
-Tak, tak... - nie, nic nie jest w porządku. I o to właśnie chodzi, że cholera jasna, nic. A dlaczego? Bo czuję jak grunt wali mi się pod nogami.
Kobieta minęła mnie z uśmiechem, znikając w drugiej sali. Dopiero teraz poczułam smakowity zapach jedzenia niosący się za nią. Nie jadłam nic z prawdziwego zdarzenia od 12 godzin. I tak jak zazwyczaj nie czułam wielkiej potrzeby spożywania, tak teraz mój organizm domagał się chociaż odrobiny czegoś porządnego. Puki co wlałam w siebie chyba z tonę kofeiny, a i tak wydawało mi się, że moja głowa mało ogarnia z życia.
Odepchnęłam się dłońmi od ściany, zamierzając wrócić do sali. Co jak co, ale zostawianie tej dwójki samej w sali, a w szczególności sprawnego Zaina, mogło okazać się niezbyt dobrym pomysłem. Chociaż w gruncie rzeczy, chłopak byłby całkiem dobrą opiekunką.
Zatrzymałam się przy drzwiach, słysząc przerywany dźwięk głosu Lewisa. Bardzo niewyraźnie, lecz na tyle dobrze by wiedzieć i domyślić się słów. A przynajmniej ostatnich. Były ciepłe i szczere jak nigdy dotąd, więc czemu tak bolały? Może nie bolały. To było złe określenie. Ukuły z nieznanych powodów.
Oparłam się o drzwi, opatulając dłońmi ręce. Nie wiem, czy w tym momencie Lewis oczekiwał jakiejś reakcji z mojej strony, słów czy kiwnięcia głową. Gdyby chociaż były warunki do rozmowy...
-Irlandia jest wspaniała - to miało być dyskretne pytanie Zaina do mnie aby wyręczyć przyjaciela. Przeniosłam na niego swoje spojrzenie. Nie, nie wciągniecie mnie w to - I w dodatku są tam fajne ogrody obok domu dziadków... - co za prowokacja - A wiadomo, że ktoś cię musi bronić gdy Dominic całkiem przypadkiem będzie musiał się odwrócić...
-Zain, chodź na chwilę - posłałam spojrzenie Lewisowi, który przez chwilę podniósł powieki do góry. Uniosłam delikatnie kąciki ust i wyszłam na korytarz - Co wy znowu wymyśliliście?
-Przyjacielską odskocznię - czy słowo przyjacielska miała być jakąś sugestią? Przewróciłam oczami, wbijając w niego spojrzenie - Oj Hail! Boże drogi, przecież nie możecie chodzić spięci przez cały czas i dłużej... Tyle cię kosztuje pojechać cieśninę obok? - i tak wiedziałam, że stanie po jego stronie. Nie mogło być inaczej.
-Tak - pokiwałam głową, unosząc delikatnie głos - Bo niby czego mam się spodziewać? - nie chciałam zbytnio go wtajemniczać. Starczy, że dowiaduje się od Lewisa tyle ile trzeba.
-A czego ty chcesz tak właściwie? - i tu padło kluczowe pytanie. I cholera, czemu potrafi być tak przenikliwy.
-Nie wiem... zrozumcie wszyscy, że tak na prawdę to też nie ode mnie zależy...
-Więc czemu to odtrącasz?
-Dlaczego pytasz mnie czego ja oczekuję? Czyli, że angażowanie się w cokolwiek zależy tylko ode mnie? - to już był ton obronny. Starałam się postawić, ale znajdywanie stosownych argumentów nie było proste. Po raz pierwszy.
-A zależy? - poczułam jak powoli wycofuję się z konwersacji. Niezauważalny krok w tył i zmierzenie chłopaka wzrokiem - Możesz myśleć nad tym cały dzień, tydzień, a nawet rok, ale...
-Zależy! Ale zrozum, że nie jestem też kompletną suką żeby wpychać się tam gdzie mnie nie chcą. Nie będę robić nic na siłę - pokręciłam głową, siadając na krzesełku pod ścianą i wzięłam głęboki wdech. Chyba cały szpital słyszał mój zachrypnięty głos. Zain podszedł bliżej, uniósł kąciki ust w zadowolonym uśmiechu i wyciągnął telefon, wybierając numer kolejnej osoby z listy. Co za menda...
-To jak? Jedziesz? - zapytał, niezbyt już zwracając uwagę na mnie.
-Nie powiem ci - warknęłam, odpychając go i wróciłam na salę. Puściły mi emocje. I robią to z pewnością zbyt często. Obeszłam łóżko Lewisa dookoła, uprzednio zastanawiając się czy to nie jest kolejny nieprzemyślany ruch z mojej strony. Chłopak otworzył oczy, a jego brwi opadły gdy usiadłam obok, poprawiając sobie poduszkę pod plecami.
-Posuń tyłek trochę - przykryłam swoje nogi białą pościelą.
-Gdzie Zain? - spytał i skrzywił się pod wpływem ruchu. Gestem kazałam mu zostać w miejscu. Aż takiego grubego tyłka to nie mam.
-Poszedł męczyć resztę delikwentów - odparłam i na moment ucichłam, bawiąc się końcówką białej kołdry - Ty i ja chyba mu jednak nie wystarczymy - odwróciłam głowę i poprawiłam mu kosmyk włosów opadający na czoło. Tak więc... witaj Irlandio.

Lewis?
No dobrze...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz