- Jedziesz ze mną na przejażdżkę czy nie?- spytałam, nadzwyczaj spokojnym tonem
- Twój ton głosu mi nie pasuje, więc boję się gdziekolwiek jechać- powiedział od razu- A jak znów wyląduję w jeziorze?- spytał
- Jezioro jest kilkanaście kilometrów stąd- westchnęłam i udałam się w kierunku schodów- Jak nie to nie. Siedź tu w takim razie, aż ci oczy wygniją- odparłam i zeszłam na dół
Wyszłam z domu i ruszyłam w stronę stajni. Drzwi były uchylone i bez problemu weszłam do środka. Na samym początku była siodlarnia. Wzięłam sprzęt Oriona, siedmioletniego, kasztanowatego wałacha, na którym jeździłam jeszcze nim dostałam Tikani. Wychodząc, ze sprzętem na rękach, z pomieszczenia w głównych drzwiach stajni dostrzegłam sylwetkę Zaina. Podszedł do mnie, rozglądając się czy przypadkiem gdzieś pod sufitem nie wisi jakaś cegła, która mogła by mu spaść na głowę i zniszczyć fryzurę. Wstrząs mózgu, utratę przytomności czy tego typu rzeczy odstawmy na drugi plan.
- O widzę, że się zdecydowałeś- powiedziałam z teatralnym zdziwieniem
- Nie, wiesz przemówił do mnie fakt, że oczy mogą mi wygnić- przewrócił nimi i wszedł do siodlarni, a potem wrócił znów do mnie z zapytaniem którego konia sprzęt może wziąć. Zastanowiłam się nad tym chwilę. Skoro umie poradzić sobie z Morrigan to z Ambar, sześcioletnią, wybuchową klaczą na pewno sobie poradzi. Orion i Ambar swoje boksy miały umiejscowione obok siebie więc nie musieliśmy za dużo wędrować. Wałach parsknął z podekscytowania. Klacz w boksie obok stała spokojnie. Konie były wyczyszczone na błysk więc mogliśmy podarować sobie ich czyszczenie. Raz dwa osiodłałam kasztana i wyszłam przed boks czekając na Zaina, który dopinał popręg.
- Kare konie ciebie prześladują. To znak- powiedziałam gdy chłopak mnie wyminął z nową towarzyszką
- Specjalnie to zaplanowałaś. Teraz tylko powiedz mi, że ma podobny charakter do Mori- westchnął i wsiadł na klacz przed stajnią
- Niee- powiedziałam przeciągle i ruszyłam wałacha za stajnię gdzie zaczynała się leśna ścieżka
Zain nawet tego nie skomentował, ale skomentuje to jak Ambar wpadnie na jakiś cudowny pomysł albo postanowi rozpędzić się w galopie. Za jakiś kilometr powinno pojawić się rozwidlenie, a wtedy zacznie się moja zemsta. Powinnam moje genialne pomysły gdzieś spisywać. Jechaliśmy żwawym stępem przez większość drogi. Dopiero potem przeszliśmy do kłusa. Orion w porównaniu do Ambar szedł spokojnym i płynnym krokiem jakby unosząc się nad drogą. Klacz z chęcią przeszłaby do galopu, a na otwartej przestrzeni nikt nie powstrzymałby jej przed cwałem. Zain musiał włożyć dużo energii, aby samica szła spokojniejszym krokiem. Dotarliśmy w końcu do rozwidlenia dróg. Zatrzymałam konia, a Ambar pod Zainem niechętnie to zrobiła. Za to zaczęła przestępywać z nogi na nogę nie mogąc doczekać się dalszej jazdy. Lekki luz na pysku u klaczy oznaczał: Jedź dalej! O czym chłopak się przekonał. Zsiadłam z Oriona pod pretekstem poprawienia siodła, które się przesunęło podczas jazdy. Kara klacz wierzgała łbem. Z tego co wiedziałam, kiedyś chodziła w pokazach, ale przez jej temperament i wybuchowość przeszła na zaskakująco szybką emeryturę.
- Możesz jechać dalej prosto. Za niecałe pół kilometra powinieneś dojechać do leśniczówki- powiedziałam i odpięłam popręg
Zain wbił we mnie niepewne spojrzenie i w tym momencie Ambar podskoczyła w miejscu i przeszła kilka kroków do przodu.
- Dogonię ciebie. Ona długo tam nie będzie stała- wytłumaczyłam i wskazałam na klacz
Zain westchnął i ruszył stępem, ale potem jednak zdecydował się na szybki kłus. Gdy chłopak na klaczy oddalił się na odpowiednią odległość, znów zapięłam popręg i wsiadłam na konia, kierując się w prawo, a nie prosto. Za jakieś 10 minut powinnam znów być w domu, a wtedy Zain zadzwoni i biedaczek będzie musiał wracać dłuższą drogą. Przeszłam do galopu i szybciej niż przewidywałam znalazłam się w domu. Na sierści Oriona pojawiła się cieniutka warstwa potu. Wprowadziłam go do boksu i zaczęłam ściągać siodło oraz ogłowie. Nagle zadzwonił telefon. Zerknęłam na wyświetlacz telefonu. Jak się spodziewałam - dzwonił Zain.
B: Tak?~ zaczęłam spokojnym tonem
Z: Gdzie ty jesteś?~ w jego głosie dało się usłyszeć irytacje
B: Czekaj, czekaj. Gdzie ty pojechałeś?~ spytałam i starałam się udawać zdziwioną oraz nie wybuchnąć przy tym śmiechem
Z: Prosto. Pojechałem prosto~ wytłumaczył
B: O matko! Mówiłam ci, że masz jechać w prawo~ westchnęłam, ale wiedziałam, że Zain domyślił się, że go wkręcam~ Wrócisz sam czy...
Z: Dam radę. Nie mam tak złej orientacji w terenie~ burknął i rozłączył się
Schowałam telefon do kieszeni i wzięłam sprzęt wałacha idąc do siodlarni. Trochę mu zajmie powrót. Miałam jednak nadzieję, że trafi i nie będę musiała bawić się w ratownika. Usiadłam na jednym z krzeseł, które znajdowało się na tarasie i czekałam na przyjazd chłopaka, który postanowił się zjawić dużo później niż się spodziewałam. Prowadził klacz niezadowolony i jego buty jak i część spodni były mokre oraz od błota. Zeszłam i podeszłam do chłopaka, który wręczył mi wodze Ambar.
- Ten diabeł najpierw zrzucił mnie w kałużę, a potem jeszcze do błota- wytłumaczył
Nie mogłam powstrzymać śmiechu. Zgubione klucze to przy tym nic. No, ale cóż miałam w zwyczaju uderzać ze zdwojoną siłą.
- Idę się przebrać- powiedział stanowczo i wszedł na taras
Gdy znikał w drzwiach widziałam na jego twarzy lekki uśmiech. Zain zdecydowanie nie umie się obrażać.
Zain?
Wybacz ten ostatni raz musiałam zrobić z niego sierotę XD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz