Postaliśmy chwilę w kolejce na młota. Przesuwała się w mozolnym tempie. Nareszcie nasza kolej
- Panie przodem - wyciągnąłem rękę w stronę siedzenia. Usadowiliśmy się jeden z panów z obsługi zajął się zabezpieczaniem nas
- Tutaj niech pani mocniej zapnie kolegę bo jeszcze wypadnie - June zwróciła się do starszego pana, który spojrzał na nas ze zniecierpliwieniem. Zaśmiałem się na uwagę dziewczyny. W końcu wszyscy w naszej grupie byli zapięci i zabezpieczeni, maszyna ruszyła. Zabawa trwała niecałe pięć minut. Faktycznie w pewnym momencie poczułem smak jedzenia z baru ale nie zwymiotowałem.
- To co wracamy? - spytała June gdy byliśmy już na ziemi
- Okej możemy wracać ale pod jednym warunkiem - spojrzałem na nią z powagą
- No niby jakim? - spojrzała na mnie spode łba
- Jak wrócimy to pojedziesz ze mną w teren
- Nie mogę mam spotkanie z poduszką i łóżkiem tak więc odpada
- Eh no to wrócisz na piechotę - machnąłem w powietrzu ręką
- To szantaż? - spytała z uśmiechem
- Może i szantaż ważne aby był skuteczny - zaśmiałem się
- Wsiądę na konia ale teren odpada
- Negocjujesz tak? - westchnąłem - Okej co dalej
- Zmierzymy się na czworoboku
- Trenujesz ujeżdżenie?
- Tak - uśmiechnęła się
- No to mam lepszy pomysł zmierzymy się na parkurze. Zarówno mój jak i pewnie twój koń nie lubi skakać
- Okej ale przegrany poniesie karę
- Zgadzam się - podaliśmy sobie dłonie na znak przyjęcia wyzwania
- Ale ja układam przeszkody - wyszczerzyła się dziewczyna
- Jak to?
- Kto pierwszy ten lepszy
- Niech ci będzie - przyznałem i oboje ruszyliśmy do auta. Po półtorej godzinie byliśmy z powrotem w szkole. Ruszyliśmy prosto do stajni. Sprawdziliśmy czy nikt nie ma w najbliższym czasie lekcji na parkurze. Gdy już byliśmy pewni że przez najbliższe dwie godziny mniejszy parkur jest wolny June zaczęła rysować na kartce tor. Po chwili skończyła. Liczył on osiem przeszkód. Wszystkie miały nie więcej niż 100 cm wysokości. w końcu nie byliśmy w tej dyscyplinie mistrzami. Pomogłem jej ustawić tak jak chciała przeszkody.
- Dobra idę się przebrać - powiedziała June - za piętnaście minut w stajni
- Tak jest - powiedziałem i ruszyliśmy do internatu.
Wyciągnąłem z szafy szare bryczesy ale po chwili zmieniłem je na białe. Zaśmiałem się sam z siebie. W końcu to konkurs. Konkurs to konkurs trzeba się odwalić. Ubrałem do tego białą, zapinaną koszulę. Zrezygnowałem jedynie z marynarki. Nie miałem krótkiej marynarki skokowej a skakać we fraku nie chciałem. Ruszyłem do stajni. Niektórzy dziwnie się na mnie patrzyli wcale i się nie dziwię. Gdy dotarłem do stajni June czyściła swojego konia gdy na mnie spojrzała wybuchnęła śmiechem
- Nie śmiej się - powiedziałem z uśmiechem - To konkurs ja dostanę więcej punktów za styl
- Alar nikt nas nie ocenia ale okej - nie mogła powstrzymać śmiechu - Mam nadzieję że wpadniesz w tą kałuże, która jest na parkurze.
W ciszy wyczyściliśmy i osiodłaliśmy nasze rumaki.
- Ty pierwszy - powiedziała do mnie June gdy już siedzieliśmy na koniach i dojeżdżaliśmy do parkuru
- Okej - skomentowałem.
Po rozstępowaniu koni i kilku próbnych skokach byliśmy gotowi. Ustawiłem się w miejscu, które było naszym startem i ruszyłem. Mitro już od pierwszego skoku na rozprężalni był niespokojny. Wiedziałem, że mu się to nie podoba ale jest koniem wszechstronnym musi umieć skakać. Chociaż przez te kilka przeszkód. Najechał na pierwszą przeszkodę i zrzucił. Zaśmiałem się pod nosem wiedząc że June też się śmieje. Na moje szczęście nie wyłamał się przed żadnym skokiem. W rezultacie mieliśmy trzy zrzutki na osiem co dawało w sumie 12 pkt karnych
- Twoja kolej June - zaśmiałem się dojeżdżając do dziewczyny
- No muszę przyznać całkiem nieźle ci poszło - uśmiechnęła się i ruszyła do linii startu.
June? Pozostawiam Ci decyzję co do wygranej i kary xd
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz