Strony

środa, 3 maja 2017

Od Abigail do James'a

Kolejny nudny dzień spędzony w Morgan. Powinnam dostać order niepowodzeń. Co się okazało? Mikel wyjechał. Fajnie, fajnie. Siedziałam w boksie Hermesa i głaskałam go po kasztanowatych, aksamitnych chrapach. Odkąd tu jestem, nic nie idzie po mojej myśli. No może oprócz codziennych spotkań i przejażdżek z Casey i Intencion'em. Chyba zaczynamy się coraz lepiej dogadywać. Ostatnio zrobiłyśmy sobie trening dresażu.  Układ nie był trudny, figury podstawowe. Mój wierzchowiec chyba już się przyzwyczaił do tutejszej atmosfery. Sąsiadujące z nim konie, witały go po codziennych treningach. Eliminat już kilka razy usiłował zagryźć Nerve. Szczurzyca stała się mniej aktywna i już wiedziałam że niewiele życia jej zostało. Do Morgan University przyjeżdżali nowi uczniowie, na korytarzach odbywały się niemałe kłótnie. Ostatnio nawet nie miałam czasu pogadać z Hermesem. Nauczyciele nie szczędzili nam prac domowych i sprawdzianów. Już kilka razy miałam ochotę spalić wszystkie podręczniki. Na domiar złego,  Casey wczoraj wyjawiła mi że chce wyjechać z akademii gdzieś do Ameryki. Co wtedy? Zostanę sama!
-Dobrze że mam ciebie, koniku - powiedziałam cicho.
Już kilka razy pani Meghan przyłapała mnie na gadaniu z Hermesem. Uważała mnie za jakąś dziwaczkę. Podskoczyłam w miejscu kiedy usłyszałam jak na betonowej posadzce rozbrzmiewają echem kroki. A niech to. Pośpiesznie kucnęłam przy drzwiach boksu Hermesa. Do stajni wszedł czarnowłosy chłopak z karnym koniem arabskim. Jeden ze stajennych pokazał mu pusty boks po koniu Mikel'a. Tuż obok boksu mojego rumaka. Chłopak wprowadził swojego konia. Czekałam tak pół godziny, słuchając jak cały czas mówi coś do - jak się okazało - Maximusa. Podobno znalazł tu starą znajomą, bla, bla, bla. Marzyłam o tym żeby wreszcie sobie poszedł. Jednak niespecjalnie się na to zapowiadało. Po prostu podniosłam się i otrzepałam. Może mnie nie zauważy, albo uzna że tylko spałam w boksie Hermesa. Na pożegnanie pogłaskałam Hermesa po szyi i ostrożnie opuściłam jego boks.
-Hej! Co tu robisz? - usłyszałam czarnowłosego.
Zatrzymałam się jak oparzona. Odwróciłam się w jego kierunku.
-Przyszłam do konia - wzruszyłam ramionami.
Chłopak nie próbował mnie już zatrzymywać. Westchnęłam z ulgą i przebiegłam przez parking dla samochodów. Po drodze minęłam kilka osób. Kiedy dotrałam do pokoju, zabrałam się za zadania domowe i przestałam myśleć o nowym czarnowłosym w naszej akademii. Czemu przydzielono mu akurat ten boks?
***
Eliminat obudził mnie liźnięciem.
-Fuuuuu! - zrzuciłam go z siebie.
Zasnęłam nad historią. Sprawdziłam telefon. Dochodziła pora kolacji. Odrzuciłam od siebie wspomnienia ze stajni i udałam się na stołówkę. Dziś klopsy. Wzdrygnęłam się i zabrałam jedynie kanapkę z sałatą. Do tego sok pomarańczowy. Zaczęłam szukać znajomej mi twarzy. W końcu ją dostrzegłam. Casey siedziała z jakimś chłopakiem. Westchnęłam ciężko i smętnie udałam się do małego stolika w kącie sali.
-Można? - zapytał jakiś chłopak.
Po chwili go skojarzyłam. To jego koń nazywa się Maximus.
-Jasne - powiedziałam szybko.
I tak nie mam z kim siedzieć... Ciekawe czemu Casey wybrała towarzystwo tego chłopaka. Wiem że ma on tu siostrę i nazywa się Erik. Blondynka ostatnio często na niego wpadała. W milczeniu jadłam w towarzystwie czarnowłosego.
-Jestem James. Mojego konia już znasz - przerwał ciszę - W końcu na pewno słyszałaś.
Kiwnęłam głową.
-Abigail - odparłam - Mój koń to Hermes. Maximus dostał boks po koniu mojego.... Znajomego z Morgan.
Chłopak nie odezwał się. Jednak przez chwilę miałam wrażenie, że chce coś powiedzieć.

<James?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz