Strony

poniedziałek, 10 kwietnia 2017

Od Łucji do Chloe

Poranki bywają ciężkie.
To pora dnia, należąca do tych, w których najmniej chce się nam żyć, nie wspominając już o poniedziałkowym poranku. To nie jest jak w filmach, że delikatne promienie słońca, muskają twarz, dając jej przyjemne ciepło. Po prostu jasne światło jebie ci po oczach, a ty nawet nie wiesz, z której to strony.
Ostatkiem sił przekręciłam się na drugi bok, jednak po usłyszeniu budzika, byłam zmuszona podnieść się z łóżka. Siedząc tak na posłaniu, zaczęłam zastanawiać się, co by się stało gdybym odpuściła dzisiejsze zajęcia. Szybko jednak odrzuciłam ten pomysł, bo mam już wystarczająco dużo zaległości, a kolejny dzień nieobecności mógłby zainteresować właścicieli, przysparzając mi więcej problemów.
Zwlekałam się z łóżka i spokojnym krokiem podreptałam do szafy, wyjmując z niej pierwsze lepsze bryczesy, jasną koszulkę i lekką, zwiewną kurtkę. Ubrałam się i po odprawieniu porannej toalety, wyszłam z pokoju, po drodze łapiąc jedynie telefon. Zbiegłam po schodach, mijając kilka znajomych osób i prawie wpadłam po drodze na panią Ruby.
- Gdzie tak biegniesz Lucy? - Uśmiechnęła się życzliwie.
- Dzień dobry. Na trening - odpowiedziałam łapiąc oddech. Kobieta podwinęła rękaw długiego swetra i zerknęła na srebrny zegarek, widniejący na jej nadgarstku.
- Masz jeszcze godzinę - odparła lekko zdziwiona.
- Tak, ale muszę wcześniej wyczyścić Omegę, a sądząc po wczorajszej pogodzie, na pewno jest cała w błocie. - Wzruszyłam ramionami.
- Dobrze - zaśmiała się - nie będę cię zatrzymywać. Powodzenia!
- Dziękuję bardzo. - Odwzajemniłam choć trochę jej uśmiech i skierowałam się do drzwi. Nacisnęłam na klamkę i pchnęłam je wychodząc na świeże powietrze. Zimny wiatr omiótł moje ciało, powodując nieprzyjemny dreszcz. Objęłam się rękoma, pocierając ramiona i szybko pokonałem dystans, dzielący mnie od stajni. Złapałam uwiąz, wiszący obok boksu mojej klaczy i skierowałam się w stronę wyjścia na padok. Omega na szczęście stała blisko furtki, jednak od razu zauważyłam sporą ilość błota na jej pęcinach i pełno piasku na jej grzbiecie.
- Co ty robiłaś, że jesteś taka brudna? - westchnęłam podchodząc bliżej niej.
Klacz zarżała cicho, nadstawiajac głowę, by założyć jej kantar, co zrobiłam od razu, bo znając ja mogłaby się szybko rozmyślić. Przypięłam jej uwiąz i zaprowadziłam do stajni, a następnie do boksu, po czym skierowałam się do stajni po zgrzebła Omegi.
Wyczyszczenie jej nie należało do najprostszych czynności, dlatego wolałam przyjść tu wcześniej. Sam fakt, że była dość brudna był ciężką sprawą, a to, że uwielbia kręcić się po boksie, jednocześnie depczac moje stopy jest już codziennością.
- Błagam cię, jak nie wystoisz chociaż chwili w miejscu, będę zmuszona cię przywiązać - jęknęłam, mając nadzieję, że choć trochę to na nią podziała.
Cholera, jaki ja mam teraz trening?
Nawet się nad tym nie zastanawiałam, po prostu wiedziałam, o której godzinie się odbędzie.. kurde, nie będę wracać do mojego pokoju, żeby sprawdzić głupi plan. Może zaraz spotkam kogoś z mojej grupy i się zapytam.
Poniedziałek rano, poniedziałek rano, poniedziałek rano.
Ujeżdżenie! Tak, na pewno ujeżdżenie. Oho, mam nadzieję, że Omega dzisiaj się postara i tym razem nie zacznie strzelać baranków w trakcie jazdy. Zdjęłam gumkę z nadgarstka i związałam włosy w luźną kitkęi zabrałam się za szczotkowanie.
~~*~~*~~
Poranne treningi zawsze są dużo lżejsze, muszą nas rozbudzić i jednocześnie uchronić przed możliwymi kontuzjami. Mimo, że nie zmęczyłam się zbytnio i tak postanowiłam, że po powrocie do pokoju wezmę szybki prysznic. Odprowadziłam Omegę do boksu, rozsiodłałam i odniosłam cały sprzęt do siodlarni, gdzie w końcu będę musiała zrobić porządek z moimi rzeczami, bo walają się dosłownie wszędzie. Wychodząc z pomieszczenia coś, a raczej ktoś pokrzyżował moje plany z szybkim powrotem do pokoju. Ciche i lekko przestraszone szczekanie rozniosło się po całej stajni, a obok jednego z boksu zauważyłam niewielkiego, biało-czarnego pieska. Był bardzo uroczy, jednak wyglądał jakby się czegoś bał.
- Hej maluchu. - Uśmiechnęłam się, powoli podchodząc do pieska, nie chcąc bardziej go przestraszyć. - Co ty tu robisz sam?
Pies spojrzał w moją stronę i trzymając lekki dystans, zbliżył się odrobinę. Klęknęłam na zimnej podłodze, wyciągając dłoń w jego stronę. Chwilę trwało, zanim przyzwyczaił się do mojej obecności, jednak po kilku minutach, pozwolił się pogłaskać.
- Zgubiłeś się? - Spytałam, drapiąc go po boku.
Psiak przekręcił się na plecy, prosząc o kolejne pieszczoty, w formie drapania po brzuszku.
- Ojć, przepraszam cię bardzo, jednak jesteś dziewczynką - zaśmiałam się, głaszcząc ją ostatni raz i podniosłam się.
Suczka zaczęła kręcić się w koło, jakby szukając kogoś i domyśliłem się, że może być tutaj po raz pierwszy.
- Chodź, znajdziemy twojego właściciela. - Uśmiechnęłam się, biorąc psiaka na ręce.
Żwawym krokiem wyszłyśmy ze stajni i skierowałyśmy w stronę akademika. Suczka pilnie się rozgladała, jednak nic nie wskazywało na to, że wie gdzie się teraz znajduje.
- Chyba jesteś tu nowa, co? - Podrapałam ją za uchem, po czym otworzyłam drzwi wejściowe. W środku panowało małe zamieszanie, w sumie jak zawsze w porze jakiegokolwiek posiłku. Zauważyłam również kilka walizek obok sekretariatu, co oznaczało przyjazd nowego ucznia. Suczka wyrwała mi się i pobiegła do bagaży, dokładnie je obwąchując.
Po chwili z pomieszczenia wyszła pani Ruby z jakąś dziewczyną, której do tej pory jeszcze tu nie widziałam.

Chloe?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz