Strony

wtorek, 4 kwietnia 2017

Od Lewisa C.D. Olivii

-Wiesz, o szesnastej jest trening i... - zacząłem, ale po chwili zamilkłem. Trening. Szkoła. Ratuj dobre imię rodziny. Lewis odpowiedz sobie na jedno ważne pytanie... czy ty tego chciałeś? Czy to twoje życie? Zawsze byłem sobą, nigdy nie robiłem tego, czego ode mnie oczekiwano, wolałem jeździć kilka dni po opustoszałych równaniach niż gnić na jakiś spotkaniach ze znajomymi moich rodziców. To ich życie, ja mam swoje. Trzeba je umieć wykorzystać... tylko umiejętnie. - Właściwie to... daj mi to pudło - zebrałem je i pomaszerowałem do stajennego. - Beniamin, czy będzie problem z przechowaniem tutaj przez jakiś czas?
- Z tobą zawsze są problemy... zostaw.
- Dziękuję - mruknąłem, po czym wróciłem do Olivii. Patrzyła na mnie zdziwiona, miała rozchylone usta, jakby miała coś powiedzieć... albo nie zdążyła powiedzieć. - To co, jedziemy?
- A trening?
- Na wszystko są sposoby - odparłem i na chwilę, ułamek sekundy, uśmiechnąłem się. Jednak po chwili czując niebezpieczeństwo tej sytuacji, powróciłem do codziennego, ponurego wyrazu twarzy. - Wystarczy uprzedzić. Większość trenerów nie robi problemów, szczególnie jeśli sami wychodzimy z inicjatywą, co oczywiście trzeba zręcznie uargumentować. Zostaw to mnie.
- Ty i zręczne argumentowanie? - prychnęła.
- Pewnie cię to zdziwi, ale potrafię mówić tak, że wychodzi na moje. Niektórzy nazywają to darem przekonywania, ale oczywiście mogą to być tylko plotki.
- Najpewniej tak.
- Oczywiście możesz pójść ty, która nawet nie wie, z kim porozmawiać, ale nie sądzę, że coś zdziałasz, dlatego poniekąd cię ratuję.
- Słucham?
- To ty sobie posłuchaj, a ja nam załatwię wyjście - po tych słowach obróciłem się na pięcie i dość szybkim krokiem wyszedłem ze stajni w stronę akademii. Tak jak myślałem, pani Blue, jak zwykle, długo przed treningiem, szła przyszykować swojego wierzchowca. Podszedłem do niej. - Dzień dobry.
- Dzień dobry. O co chodzi Lewis? - zapytała wdzięcznym głosem, którego nie da się pomylić z żadnym innym.
- Bo widzi pani, przypadkowo spotkałem nową dziewczynę w akademii i zostałem poproszony o oprowadzenie jej po okolicy... właśnie przyjechał jej koń i zamierzamy pozwolić jemu jak i Santiago rozprostować nogi...
- Dziś mam z tobą trening, tak?
- Tak, a nie chcę się zniżać do poziomu uciekania z zajęć. Zresztą widziała pani już jak jeżdżę, jeden trening nadrobimy przy najbliższej okazji i możemy pościgać się przy oprowadzaniu - uśmiechnąłem się. - To możemy?
- Niech będzie, ale tylko raz. Dobrze?
- Oczywiście. Dziękuję - odparłem i wróciłem do czekającej Olivii. Ku mojemu olbrzymiemu zaskoczeniu, nasze konie stały już właściwie gotowe do drogi.
- Co tak długo? - westchnęła dziewczyna.
- Na pewno nie długo - odparłem. - Kto?
- Ja.
- Nie wierzę. To krwiożercza bestia, a nie koń. Nie pozwoliłby.
- Widać jestem wyjątkowa - uśmiechnęła się, odpowiedziałem jej przekręceniem oczu. - No co?
- Ależ nic - prychnąłem. - Podziwiam twój samozachwyt... ale i tak nie wierzę.
- Nie będę płakać z tego powodu - odparła, po czym usadowiła się w siodle. Podszedłem do Santiago i powoli przesunąłem dłonią po jego szyi. Uśmiechnąłem się, patrząc w jego piękne, ciemne oczy, w których można się zatracić. Kiedyś o tym marzyłem, ale to było dawno temu, trochę się zmieniło... powiedzmy. Delikatnie wsunąłem dłoń pod sam koniec nachrapnika i tak ruszyliśmy do wyjścia. Dopiero na zewnątrz, jednym zwinnym skokiem dosiadłem go.
- To gdzie chciałabyś jechać? - zapytałem, kiedy zrównała się ze mną Olivia.
- A jaki mam wybór?
- Jak dla mnie niewielki. Albo miejsca związane z trenigami, czyli parkur, czworobok i takie tam inne lub ogólny objazd po łączkach, wśród średnio dzikiej natury.
- Dlaczego to niewielki wybór?
- Byłem w kilku miejscach na świecie. Po równaniach Andaluzji, Szkocji, Wenezueli czy bezkresnej Syberii, to to straszliwie ograniczone miejsce. Jednak nie należę do ludzi, którzy lubią narzekać, raczej...
- Do ludzi niczego nie lubiących.
- Nie. Po prostu zazwyczaj nie widzę potrzeby do wdawania się w dyskusję z osobami, które mnie denerwują, przez wygłaszanie moich poglądów. W końcu one i tak nikogo nie obchodzą - patrzyła na mnie przymrużonymi oczami, jakby chciała mnie przewiercić na wylot. Niestety, to nie będzie proste. - To dokąd?

Olivia?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz