Zrównałem się z dziewczyną, podśpiewując sobie usłyszaną gdzieś z dali piosenkę. Popatrzyła na mnie kątem oka, mierząc mnie chłodnym spojrzeniem. Uśmiechnąłem się, puszczając do niej oczko. Zostałem jedynie porażony myślą, widniejącą na jej twarzy i mówiącą co ja robię w takim towarzystwie?.
Weszliśmy do stajni, przykuwając uwagę niektórych kopytnych.
-Nie jesteś zbyt rozmowna - zacząłem, spoglądając w stronę boksu Morrigan. Jest cicho. Za cicho.
Brooke westchnęła, zapewne przewracając oczami i wzruszyła ramionami. Czyżby kolejna krótka odpowiedź?
-Nigdy nie byłam zbyt wygadana w przeciwieństwie do moich rówieśników - zmierzyła mnie spojrzeniem- Po prostu większość przemyśleń zostawiam sobie. Nie potrzebnie wywodzić się na każdy temat - stanęła obok białej arabki, która wychyliła głowę zza boksu i dotknęła chrapami dłoni dziewczyny. Brooke ucałowała swojego wierzchowca w chrapy.
-Naucz mnie tej sztuki rozmawiania z ludźmi - oparłem się ramieniem obok i spojrzałem w oczy konia, który przeniósł spojrzenie na mnie.
-Obawiam się, że nie ma już ratunku- pokręciła głową. Jej kąciki ust delikatnie się podniosły. Było to ledwo widoczne, bo odwróciła od razu głowę, otwierając boks i wchodząc do środka.
Uniosłem brwi, kręcąc głową, jednak nie zaprzeczając. Cóż, być może w pewnym sensie ma rację.
*Poniedziałek, godzina 13:20* (przeniosłam nas w czasie, bo totalnie brak pomysłu xd)
Dziesięć minut do końca lekcji. Moje oczy nieustannie wpatrywały się w zegarek wiszący na ścianie, co nie uszło uwadze Pana Marka, który od przeszła piętnastu minut spoglądał na mnie spojrzeniem nauczyciela oczekującego jeszcze chwilę uwagi na koniec. Jednak z drugiej strony doskonale rozumiał chęć wyjścia z klasy i udania się na spoczynek. Poniedziałek. Prócz treningów i lekcji zajęcia dodatkowe. Nie byłbym sobą gdybym nie wybrał sobie kółka muzycznego i artystycznego. Bo przecież mój "artyzm" przewyższa każdego znanego malarza.
Zakończenie lekcji przyszło w miarę szybko. Nie zastanawiając się ani chwili czy aby pozostać jeszcze przez minutę, ulotniłem się z sali w stronę swojego pokoju. Plan na dziś? Nic specjalnego. Zjeść obiad, trening, zajęcia i spać. Naturalnie przed spaniem są jeszcze inne ciekawe zajęcia, które zapewne zajmą mi połowę nocy, kolejnej jak zresztą, nieprzespanej.
-Kici kici, gdzie się podziałaś cukiereczku - rzuciłem kurtkę na łóżko, przeczesując sobie włosy. Kotka podleciała mi pod nogi, przez co o mało jej nie poturbowałem. Takie małe, a już czyha na twoje życie.
-Mamy problem... - wziąłem zwierzaka na ręce, patrząc na pustą szafę, gdzie powinna znajdować się chociażby sucha karma - Chyba będziesz musiała przejść jednodniową głodówkę - pogłaskałem ją po główce, siadając na podłodze i patrząc na uszykowane rano rzeczy do konnej jazdy. Kotka skuliła się pomiędzy moimi nogami. W ramach wspólnoty pocierpię i również nie pójdę na obiad. Jeden dzień nie zaszkodzi. Być może wieczorem uda mi się skoczyć po kryjomu na miasto.
*15:50, a Zain nadal nie gotowy na trening. Jakżeby inaczej...?*
Ledwo co zdążyłem się ubrać. Wypadłem z pokoju jak poparzony, zapominając nawet o zamknięciu go na klucz, który zapewne został w środku. O ile uda mi się w dziesięć minut oporządzić tego karego diabła to jest szansa, że te pierwsze zajęcia nie staną się moją jedną z życiowych porażek. Otworzyłem boks Mori, która obojętnie na wszystko co się dookoła niej działo, wlepiała spojrzenie w dal. Nerwowo spojrzałem na zegarek. Siedem minut. Siedem!? Niepunktualność widocznie była cechą, z którą jest mi dane się zmierzyć.
*16:00, zdążyłem i nawet nie było tak źle*
-Równo szesnasta! - krzyknąłem z daleka do trenerki, która popatrzyła na zegarek z delikatnym uśmiechem- Wiem, wiem... ale przynajmniej jestem w pełni przygotowany - zatrzymałem klacz przy kobiecie, poprawiając strzemiona.
-Dzisiaj jesteśmy podzieleni na dwójki. Twoja para już pewnie czeka - blondynka poklepała Morrigan po szyi.
Spojrzałem w stronę Brooke, uśmiechając się pod nosem.
-Zgadnij z kim jesteś w parze - podjechałem stępem. Dziewczyna spojrzała na mnie, unosząc jedną brew do góry.
-Dostąpił mnie zaszczyt - w jej głosie dało się słyszeć cień rozbawienia.
-A owszem. Jestem idealnym partnerem do treningów - uśmiechnąłem się szeroko, poprawiając wodze w dłoni.
Brooke?
Chyba nie jest tak źle xd
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz