Patrzyłam jeszcze chwile na szczeniaka po czym usiadłam obok Yelnii
- Jest bardzo symoatyczny, ale niestety... mam alergię na piseki. - oznajmiłam patrząc się na sprzęt jeździecki dziewczyny.
- Ojej to kiepsko. - Ylenia spojrzała na mnie ze współczuciem w oczach jedczocześnie odwieszając ogłowie na wieszak.
- Wezmę tabletkę... i moze nie będzie tak źle. - Uśmiechnęłam się lekko
Wyjęłam z torebki pojemniczek z proszkami i położyłam dwa na język. Na
szczęście nigdy nie miałam problemów z połykaniem tabletek. Wstałam i
przeciągnęłam się wyciągając ramiona w górę i ziewając przy tym.
We dwójkę pójdzie nam zapewne znacznief szybciej, pozatym nie wszyscy
tak jak ja lubią rozpakowywać bagaże, więc Yelnia mogłaby się nudzić, a
tak mogłyśmy porozmawiać i lepiej się poznać. Bardzo fajnie mi się z nią
rozmawiało, ale wciąż jestem troszkę nieśmiała, bo jednak potrzebuję
czasu by sie na kogoś otworzyć. Okazało się, że mamy trochę wspólnego.
Obydwie nie lubimy kawy, obydwie lubimy fotografię oraz czytać książki.
Przy okazji pokazałam jej tamto zdjęcie przebiśniegów oraz opowiedziałam
o tym dlaczego mój wierzchowiec nosi imię królewicza trojańskiego,
którego tak lubiłam w mitologii, a który zginął z ręki Achillesa. W
końcu temat zszedł na sprawy rodzinne, gdzie dziewczyna opowiedziala mi o
swoich włoskich korzeniach.
- Moi rodizce się rozwiedli, ja zamieszkałam z ojcem... a mój starszy brat z matką i jej nowym mężem.
- Oh to słabo - Odparła kładąc mi rękę na ramieniu
- To nic wielkiego - uśmiechnęłam się - Mój tatuś jest świetny... tylko żałuje, że pogorszyły mi sie kontakty z bratem
- To nie twoja wina - Powiedziała to tym pocieszającym miękkim tonem
głosu, lecz po chwili jej twarz przyjeła zatroskany wyraz - O nie!
Zapomniałam zabrać owijek.
- Napewno? Sprawdź może jeszcze raz. - odprałam wzdychając.
Przeszukałyśmy wszystko dokładnie, ale owijek rzeczywiście nigdzie nie było.
(Ylenia?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz