Strony

niedziela, 19 marca 2017

Od Christopher'a Cd. Łucji

- To nic takiego. - Wzruszyłem ramionami jednocześnie łapiąc się za klatkę piersiową. Od razu po dotknięciu na mojej dłoni poczułem ciepłą maź, którą wytarłem w koszulkę, która i tak nie nadawała się już do niczego. W miejscu uderzenia przez Kinga była bowiem przecięta. Westchnąłem ciężko czując ból przy każdym najmniejszym oddechu. Tak naprawdę nie winiłem ogiera. Całą winę mógłbym zrzucić na psa, który rzucił się na ogrodzenie denerwując ogiera. A ja? Mogłem zareagować w momencie, kiedy zauważyłem psa, a koń był jeszcze spokojny. 
- Nie wydaje mi się - usłyszałem dziewczynę, która wyrwała mnie z moich rozmyślań. Na to zdanie wywróciłem tylko oczami i pokiwałem niedowierzająco głową. - Powinieneś iść do pielęgniarki. 
- Nic - mi - nie - jest - Powiedziałem dokładnie i powoli słowo po słowie. Nie czułem konieczności odwiedzenia owej kobiety. Bardziej martwiłem się stanem Demona, który zapewne stoi w boksie nadal roztrzęsiony tym, co się wydarzyło. 
- Okej, albo sam pójdziesz do pielęgniarki, albo ja ją tu przyprowadzę. - Uśmiechnęła się na co ja natomiast odpowiedziałem lekkim wybuchem śmiechu. 
- Dobrze, w porządku. Sam pójdę. - Powiedziałem szybko, by zyskać chwilę spokoju i po to, żebym sam zdecydował co zrobię, ale dziewczyna nie dawała za wygraną. 
- I tak wiem, że nie pójdziesz - prychnęła - Chętnie cię zaprowadzę. 
- Cóż za miłe przywitanie - odpowiedziałem niezbyt entuzjastycznie. 
- Całą przyjemność po mojej stronie - mruknęła, kierując się w stronę akademika - Idziesz?
- Już pędzę - Zaśmiałem się lekko sycząc z bólu. Zanim odszedłem zbyt daleko rzuciłem okiem na konia, przy którym widziałem dziewczynę. Dawno nie było takiej sytuacji, w której ucierpiałem w starciu z Kingiem. Po dzisiejszej sytuacji czuję, że będę musiał od nowa uspokajać ogiera, który już zdążył przyzwyczaić się do mojej obecności, a ja nie miałem problemu z dotknięciem go. Wiedziałem, że każdy dotyk mojej dłoni na ciele go drażni, ale moim celem było to, by udowodnić mu, że nie wszystko co czuje musi go boleć. Równocześnie przekonałem się, że czasem miło jest spotkać kogoś, kto upiera się przy swoim zdaniu i jednocześnie próbuje ci pomóc. Własnie taka była owa dziewczyna. Długie brąz włosy, czekoladowe oczy, a jej figura? Cóż, zapewne nie jedna dziewczyna właśnie taką by chciała mieć, ale ich marzenia pozostają i tak marzeniami. Swoją delikatną urodę podkreślała lekkim makijażem z tego co udało mi się wywnioskować. Z rozmyślania na temat dziewczyny wyrwało  
- A tak w ogóle, to jak masz na imię? - Zapytała kiedy starałem się ją wyprzedzić by otworzyć przed nią drzwi do akademika. Uśmiechnąłem się lekko i stając przed nią ukłoniłem się.
- Christopher, jednak jeśli wolisz, możesz śmiało mówić Chris. A ty? Zdradzisz mi swoje imię?
- Łucja. - Opowiedziała krótko.
- Czekaj, czekaj. Jak? - Skrzywiłem się.
- Lucy.- Zaśmiała się. - Mów mi Lucy, tak będzie ci łatwiej.
- Lusja. - Próbowałem powtórzyć po czym szybko poddałem się. - Poznałem kiedyś Lu... Lucy 
Rozglądałem się za wejściem do gabinetu pielęgniarki. Pierwszy dzień i już ze mną kłopoty. Kiedy znalazłem odpowiednie wejście zatrzymałem się przed drzwiami.
- Idziesz czy zostajesz? - Zapytałem patrząc pytającym wzrokiem na dziewczynę.
- Nieeee. - Odpowiedziała przeciągle lekko się krzywiąc co zauważyłem już wtedy kiedy zauważyła krew na bramie i na mojej koszulce. Zapewne bała się widoku krwi, cóż, nie każdy ma na tyle wytrzymałą psychikę by na nią patrzeć. Ja już widziałem jej tak dużo, że nie robiła na mnie większego wrażenia dlatego też nie widziałem potrzeby by od razu iść do pielęgniarki. Wkroczyłem do gabinetu. Po pewnym czasie wyszedłem na korytarz zarzucając na siebie kurtkę.
 Co najmniej 1/2 mojego torsu była owinięta szczelnie bandażem.
- Nie rozumiem o co tyle krzyku. - Sapnąłem prostując się. Spojrzałem na dziewczynę, która siedziała na kanapie w pobliżu gabinetu. - Zadowolona? - Rzekłem podchodząc do Łucji.
- Tak, ale jeszcze bardziej będę się cieszyć, gdy pójdziesz się położyć i odpoczniesz. - Uśmiechnęła się uroczo.
- Tylko jeśli będziesz mi towarzyszyć. - Puściłem oczko w jej stronę. - Odpocznę, ale później. Muszę jeszcze odwiedzić Kinga. - Westchnąłem. Widziałem na twarzy dziewczyny protest lecz moim błagalnym wzrokiem wstała i skierowała się w stronę drzwi by móc ruszyć w stronę stajni. Odwróciłem się na pięcie i również ruszyłem w tym kierunku.
- Nie powinnaś tam iść. - Rzuciłem szybko przypominając sobie wydarzenie, w którym to moja matka zginęła pod kopytami ogiera. Nie chciałem by Łucję również to spotkało.
- Daj spokój, nic mi nie będzie. Pójdę po prostu Omegi.
(...) Po pewnym czasie znalazłem się w stajni obok boksu mojego konia. Widziałem jak bardzo zwierzę jest wystraszone. Demon stał w boksie chowając łeb w jego kącie. Widziałem jak jego mięśnie drżą.
- Spokojnie... - Powiedziałem cichym głosem otwierając drzwi boksu i powolnym krokiem wszedłem do środka. Ogier podniósł szybko łeb patrząc na mnie.
Dotknąłem powoli jego szyi, na co zareagował szarpnięciem łba. Nie dawałem mu za wygraną opierając całą dłoń na jego ciele. Drugą ręką sięgnąłem po lonżę i odpiąłem ją. W tym czasie ogier zajęty był czymś innym i patrzył w oddal. Sam byłem ciekaw co tak bardzo zwróciło jego uwagę. Była to Łucja, która stała trzy boksy dalej po drugiej stronie stajni. Wykorzystując okazję wycofałem się i wyszedłem z boksu. Niestety kiedy go zamykałem drzwi wydobyły z siebie głośny trzask, na co koń od razu rzucił się w moją stronę. Zaczął się wspinać i uderzać przednimi kopytami w drzwi. Westchnąłem przejeżdżając dłonią po twarzy poprawiając włosy, które tym sposobem lekko podniosłem do góry.
Przewiesiłem lonże na haczyku przy ścianie boksu i odwróciłem się do dziewczyny.
- Miałaś być ze swoim koniem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz