Krople deszczu uderzały o szyby samochodu po czym pod
wpływem wiatru uciekały z niej spadając coraz niżej i niżej. Byłem zmęczony już
widokiem kropel i wycieraczki, która starała się walczyć z pogodą. Do tego
Baster nie dawał mi spokoju i wiercił się po całym samochodzie, tak samo jak ja
mając dość już tej jazdy. Natomiast zadziwiająco spokojny był Bres w
przyczepie. W sumie nie miałem zielonego pojęcia, czemu tak naprawdę zdecydowałem
się opuścić ciepły Teksas. Nie wiem. Po to, żeby tu moknąć? Mieliśmy o tyle
szczęście, że gdy tylko dojechaliśmy na miejsce przestało padać. W końcu. Było
parę minut po godzinie 18. Najpierw postanowiłem uwolnić Bresa z przyczepy.
Niestety, koniowóz kojarzył mu się z bramką startową na torze wyścigowym. Widziałem
co robili mu, by spróbować zrobić z niego idealnego konia wyścigowego, którym
zresztą był, ale nie był po to by być maszynką do pieniędzy. Nie mogłem znieść
tego co z nim się działo więc starałem się jak mogłem zarobić jak najwięcej by
tylko go wykupić. Takie konie do tanich nienależną, szczególnie z tak dobrym
rodowodem. Podwoiłem liczbę swoich koncertów, miałem dość, podupadłem na
zdrowiu, ale dla Bresa zrobił bym wszystko. Kiedy udało mi się go kupić
musiałem się zająć tym, by odzyskał zaufanie do człowieka na co razem bardzo ciężko
pracowaliśmy. Nie chciałem zamykać go od razu w boksie dlatego wyprowadziłem go
od razu na pastwisko. Miałem dużo czasu by zająć się innymi sprawami, a ogier
miał okazje się odstresować. Wróciłem do samochodu i zabrałem swoje rzeczy po czym
ruszyłem w stronę sekretariatu. Dowiedziałem się jak wygląda mój plan lekcji,
jaki mam pokój oraz inne sprawy formalne. Zaniosłem wszystko do swojego nowego
miejsca zamieszkania. Cóż, trzeba było przyznać, ze po tym co zobaczyłem nie
można powiedzieć, że Morgan University to dziura bowiem wszystko było bardzo
ładne i zadbane. Baster od wskoczył na łóżko i widać było, że najwyraźniej nie
będę spał sam. Gdy tylko wyszedłem i zamknąłem za sobą drzwi na klucz poczułem
lekkie uderzenie. Wyprostowałem się i zobaczyłem dziewczynę, która najwyraźniej
na mnie wpadła. Z dokładnej obserwacji wywnioskowałem, że nie czuje się zbyt
dobrze tak jakby miała za sobą strasznie ciężką noc i jeszcze nie doszła do
siebie.
- Łoo, wszystko okej? – Zapytałem troskliwie patrząc na oczy blondynki.
- T-Tak. – Odrzekła po chwili chowając się przed moim wzrokiem. – Przepraszam bardzo… - Szepnęła i odsunęła się ode mnie po czym lekkim truchtem uciekła w stronę wyjścia. Westchnąłem cicho i ruszyłem w stronę stadniny. Chciałem sobie zrobić późną
przejażdżkę, pod osłoną księżyca. Gdy podszedłem do ogrodzenia pastwiska
zobaczyłem, że pozostał już tylko Bres. Zastałem go w momencie gdy uderzał
tylnymi kopytami w powietrze. Kochałem w koniach ich energię i skrywaną potęgę.
Cmoknąłem cicho, a kary ogier od razu zjawił się przy mnie. Zaprowadziłem go do
boksu i wyczyściłem go dokładnie. Wróciłem z siodlarni z czarnym skórzanym
siodłem oraz z zwykłym granatowym sznurkiem z związanymi ze sobą końcami.
Czaprak pod siodło oraz ochraniacze również były granatowego koloru. Kiedy uszykowałem
Bresa wyprowadziłem go i zauważyłem w oddali siedzącą pod boksem postać. Gdy
przyjrzałem się uważniej zauważyłem, że jest to ta sama dziewczyna, która
wpadła na mnie gdy wyszedłem z pokoju. Podszedłem do niej wraz z ogierem.- Łoo, wszystko okej? – Zapytałem troskliwie patrząc na oczy blondynki.
- T-Tak. – Odrzekła po chwili chowając się przed moim wzrokiem. – Przepraszam bardzo… - Szepnęła i odsunęła się ode mnie po czym lekkim truchtem uciekła w stronę wyjścia. Westchnąłem cicho i ruszyłem w stronę stadniny. Chciałem sobie zrobić późną
- Nie wyglądasz na taka, u której wszystko w porządku. – Podałem jej dłoń, a gdy ona chwyciła ją podniosła się delikatnie.
- Wybacz, że mieszam się w nieswoje sprawy. – Burknąłem. – Chce ci pomóc. Może wybierzesz się ze mną na halę? Chciałem nieco popracować z moim koniem.
Chwilę czekałem na odpowiedź, to prawda, ale miałem nadzieję, że będzie ona pozytywna. Nie chciałem by ta dziewczyna została tutaj sama. Po prostu nie mogłem na to pozwolić.
- Ymm… No dobrze. – Gdy usłyszałem jej odpowiedź uśmiechnąłem się lekko.
- Mikel. – Powiedziałem i ucałowałem lekko wierzch dłoni dziewczyny, która najwyraźniej się zarumieniła.
- Pamela. Miło mi… - Szepnęła.
- Mi również, mam do ciebie prośbę, Pamelo, czy mogła byś mnie zaprowadzić na halę? – Spojrzałem na nią pytającym wzrokiem uśmiechając się do niej cały czas. Pogładziłem konia po pysku trzymając go jedna ręką za jego sznurkowy kantar.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz