Strony

piątek, 10 marca 2017

Od Mikela cd Ever

Pierwsze dni w nowym miejscu, pierwsze dni nowego życia z dala od bliskich. Mówi się trudno. Nie to mnie najbardziej denerwowało. Wkurzała Mie myśl, że muszę szukać po całym MU klas, w których powinienem mieć  obecnej chwili. Już dawno po dzwonku, spojrzałem ostatni raz na kartkę z planem lekcji  przyglądając się numerowi sali. W tym momencie chciałem zrezygnować i wyjść, pojechać do miast lub zaszyć się w swoim pokoju by pisać nowe teksty, ale gdy tylko uniosłem głowę zza kartki zauważyłem, że stoję obok klasy 53. Zasmuciła mnie myśl, że będę musiał męczyć się nad matematyką, ale lepiej nie opuszczać lekcji podczas pierwszych dni. Zapukałem do drzwi i otworzyłem je. Spojrzałem uważnie na nauczyciela.
- Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie - wymruczałem przystając przy profesorze, który skinął tylko głową, a ja zacząłem rozglądać się za wolnym miejscem. O dziwo, wszystkie miejsca były zajęte. Nie spodziewałem się, że będzie tu tyle osób. Zostało mi tylko jedno miejsce nas końcu Sali, obok pewnej dziewczyny. Podszedłem do niej.
- Mogę? - zapytałem wskazując na puste krzesło obok młodej dziewczyny.
- Pewnie, siadaj. - odparła przekładając torbę z krzesła na parapet znajdujący się po przeciwnej stronie.
- Jestem Mikel. - szepnąłem w jej stronę.
- Ever - uśmiechnęła się przyjacielsko. 
Kiedy zauważyłem, że nauczyciel przygląda się sąsiadce uważnie, wyprostowałem się na krześle.
- Ev, chyba nie muszę ci przypominać jak wygląda twoja sytuacja jeżeli chodzi o matematykę... – powiedział profesor, a ja nie mogłem dopuścić do tego, by ktoś zwracał jej uwagę za moje gadanie, ja zacząłem.
- Przepraszam panie profesorze, to moja wina. – Rzuciłem sucho mierząc nauczyciela wzrokiem, a ten tylko mnie zilustrował i wrócił do zadania.
~~

Po obiedzie miałem chwilę czasu, by przyjrzeć się moim ostatnim tekstom. Musiałem dużo rzeczy w nich pozmieniać, ponieważ zdarzało się, że pisałem je po alkoholu i powiedzmy szczerze, nie nadawały się do opublikowania w ich pierwotnej wersji. Potem o 15.30 miałem mieć trening z Bresem. Konik nie miał dzisiaj dobrego dnia, od rana chodził taki podburzony po boksie, że aż pomyślałem, że mogło mu się coś stać niemiłego ze strony innych uczniów lub pracowników MU. Szybko jednak oddaliłem od siebie tą myśl. Przebrałem się szybko i chwytając w dłoń kask wyszedłem z pokoju zamykając go na klucz. Baster patrzył na mnie swymi błękitnymi oczami i nie mogłem odejść od pokoju dlatego wróciłem do niego i nachylając się nad psem pocałowałem go w pyszczek.
- Jak wrócę obiecuję ci, że będziesz miał dłuuugi spacer. – Zaśmiałem się do niego i klepiąc go lekko po łopatce wyszedłem szybko z pokoju. Szybko odwróciłem się  na pięcie i ruszyłem automatycznie przed siebie gdy nagle poczułem, że coś uderzyło w moją klatkę piersiową. Szybko ogarnąłem sytuację i złapałem upadającą dziewczynę tuż nad podłogą. Podniosłem ją lekko i uśmiechnąłem się. Gdy usłyszałem głos Ever, koleżanki z ławki na matmie od razu ja rozpoznałem.
- Wiecznie roztrzepana. – Zaśmiałem się cicho. – To nie twoja wina, ja również mogłem bardziej uważać.
Przesunąłem się lekko w bok by mogła przejść.
- Panie przodem. – Rzekłem krótko i wykonałem gest rękoma pokazujący, że może przejść.
- Wybierasz się na trening? – Zapytała stawiając krok w przód, uśmiechnęła się. – Zechcesz mi towarzyszyć?
Spojrzałem w oczy Ever.
- Jasne, z największą przyjemnością. Przyda ci się ktoś, kto uratuje twój tyłek przed następnym upadkiem. Uważaj na schodach, bywają zdradliwe, a złamana noga w szkole jeździeckiej to raczej słaby pomysł. Na pewno nie ominie cię matma.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz