Strony

środa, 1 lutego 2017

Od Shane'a do Sherie

Yamzes obudził mnie kilka minut przed tym, jak miał zadzwonić mój budzik. Wszedł mi na bok, a następnie zaczął wbijać pazury w kołdrę. Mruknąłem coś niezrozumiale i poruszyłem się niespokojnie, chcąc kontynuować sen. Kot, niezrażony moim zachowaniem, wbił swoje zabójcze ostrza mocniej. Niemal podskoczyłem na łóżku, przez co zwierzę zjechało po moim boku, aż na plecy, jednocześnie rozrywając skórę. Z mojego gardła wydobył się stłumiony krzyk spowodowany bólem, jaki mnie zalał. 
-Ty... -zacząłem wściekle, szukając wzrokiem sprawcy mego cierpienia, ale ten już dawno schował się pod łóżko. 
W porę opanowałem swoją rządzę mordu i opadłem bezwładnie na poduszki. Starałem się nie skupiać na bólu, a go zignorować, więc postanowiłem jeszcze na chwilę przysnąć. Dlatego też dostałem zawału, gdy dźwięk budzika zabrzmiał tuż koło mojego ucha. Tym razem spadłem z hukiem z łóżka, obijając sobie łokieć. Dzięki temu zapomniałem całkowicie o ranie zadanej brutalnie przez Yamzesa. Wstałem z jękiem, ale mimo wszystko zacząłem się zbierać do życia. Umycie się zajęło mi więcej czasu niż normalnie, bo nie chciałem się zabić na śliskiej podłodze łazienki. Następnie ubrałem na siebie ciemne jeansowe spodnie oraz białą, cienką koszulę zapinaną na guziki. Już chwilę potem schodziłem powoli po schodach, skąd następnie na jadalnię, by zjeść śniadanie. Odebrałem jedzenie i usiadłem z tacą przy "swoim" stoliku. Akurat dziś były naleśniki, więc po niedługim czasie talerz ział pustką. Odniosłem go z powrotem. Potem udałem się do swojego pokoju. Przygotowałem się do lekcji i kolejny raz tego samego dnia zszedłem na dół. 
~*~
Lekcje na szczęście minęły mi bez dalszych problemów, na które i tak nie miałem dziś czasu. Dopiero po skończonych zajęciach mogłem porządnie odetchnąć. Oparłem się o ścianę przy parapecie na korytarzu, po czym zamknąłem oczy. Wziąłem kilka głębokich wdechów. Miałem już udać się do swojego pokoju, gdy w oczy rzuciła mi się kartka leżąca samotnie przy oknie. Zaciekawiony wziąłem ją do ręki. Znajdował się na niej piękny szkic. Szkoda by się zmarnował... Odwóciłem na drugą stronę w poszukiwaniu podpisu. Był. 
-Sherie Brooke -przeczytałem na głos. 
Nie miałem pojęcia kim była owa dziewczyna, więc zacząłem pytać przypadkowych uczniów o to imię oraz nazwisko. "Ta piegowata", "ma ciemnobrązowe włosy", "jest chyba w I grupie" - takie odpowiedzi zazwyczaj otrzymywałem. Brunetka, piegowata, w I grupie. Tyle informacji udało mi się zdobyć. W pewnym momencie przed oczami przebiegła mi dziewczyna pasująca do opisu. Pobiegłem za nią. Po krótkim pościgu udało mi się ją zatrzymać.
-Przepraszam, to ty jesteś Sherie Brooke? -zapytałem, prezentując jednocześnie swój uroczy uśmiech.
-Tak -odparła podnosząc wzrok wysoko w górę, ponieważ byłem od niej znacznie wyższy.
-W takim razie, to chyba należy do ciebie -podałem jej kartkę z rysunkiem. 
Sherie? :3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz