Po śniadaniu udałam się do pokoju. Za kilka minut miała odbyć się lekcja żywienia i opieki nad końmi z panią Laylą. Nie przebrałam się, zamieniłam jedynie bryczesy na jeansy. Gdy stanęłam przed lustrem, zdjęłam gumkę. Okazało się to błędem. Usiłując spiąć włosy w koka poddałam się po jakimś czasie. Kudły rozłaziły się na wszystkie strony, co mnie strasznie irytowało. Przeczesałam je dokładnie i zrobiłam luźnego kucyka. Nie miałam czasu na użeranie się z nimi. Potem narzuciłam na ramiona kurtkę, naciągnęłam na nogi sztyblety i wyszłam z pokoju. Jak zwykle zamknęłam pomieszczenie na klucz. Schodząc po schodach zerknęłam na ekran telefonu. Miałam jeszcze dwie minuty na dojście do stajni. Przyspieszając wybiegłam z budynku. Nie spodziewając się śliskiego podłoża, miałam bliskie spotkanie z twardym, oblodzonym brukiem. Szczęściem było to, że w ostatnim momencie podparłam się rękoma. Gdy się podniosłam zauważyłam, że moje nadgarstki krwawią. Wzdychając udałam się do stajni. Nie miałam czasu na wracanie się do pokoju. Punktualnie o ósmej dwadzieścia stanęłam w rzędzie uczniów, tuż obok Shane’a. Gdy pani Smith odeszła w stronę drugiego końca, chłopak szeptem zwrócił mi uwagę.
- Co ci się stało? - Zapytał, wyglądając w między czasie za nauczycielką.
- Um.. Nic. - Jęknęłam, ponieważ rana strasznie szczypała.
- Pokaż to. - Mówiąc to, blondyn chwycił moje ręce uważając na krwawiące nadgarstki. Nim zdążył coś powiedzieć, wyprzedziłam go.
- Ugh, wywaliłam się po prostu. - Rzekłam obojętnym tonem. Shane zapewne obdarzyłby mnie jednym ze swoich pouczających kazań, gdyby nie to, że pani Layla właśnie do nas nie podeszła. Gwałtownie obciągnęłam rękawy kurtki. Szeroko otwartymi oczami wpatrywaliśmy się w nauczycielkę. Ta zmierzyła nas wzrokiem, po czym odeszła. Stanęła na środku stajni i zaczęła coś tłumaczyć.
- Ale z ciebie ciamajda. - Stwierdził, wywracając oczami. Mimo tego w jego głosie kryło się zmartwienie.
- Heh, dzięki, Shane. - Powiedziałam z lekkim wyrzutem i sarkazmem.
- Nie ma za co. - Odwrócił głowę w stronę nauczycielki.
- Poczuj ten sarkazm. - Szepnęłam mu do ucha, stając w tym czasie na palcach. Chłopak wywrócił oczami i skrzyżował ręce na piersi. Po raz kolejny byłam zmuszona do stwierdzenia, że lekcje minęły mi bardzo szybko. W między czasie, a tak dokładnie na lekcji matematyki, droczyłam się z panem Markiem. Oczywiście to było tak dla żartów. Uwielbiam droczyć się z nauczycielami. W podstawówce obiektem dręczonym przeze mnie był mój trener piłki ręcznej. Mimo tego, że był ode mnie starszy, traktowałam go jak dobrego kolegę. Z zamyślenia wyrwał mnie cios w ramię.
- Ała? - Spojrzałam na pakującego książki Shane’a. Jasnowłosy posłał mi chytry uśmiech, po czym wstał i skierował się w stronę wyjścia. Szybko wrzuciłam rzeczy do torby. Wstałam i ruszyłam w stronę zielonookiego. Zanim wyszłam, odwróciłam się i zwróciłam do siedzącej przy biurku nauczycielki.
- Do widzenia. - Nie czekając na odpowiedź wybiegłam na korytarz. W tłumie odszukałam jasną czuprynę. Cudem przebrnęłam przez dziki tłum. Biorąc kilka głębokich wdechów złapałam ramię Shane’a.
- Jak mogłeś mnie zostawić?! Prawie mnie udusili! - Popatrzyłam z wyrzutem na mijających nas uczniów.
- A to moja wina? - Zaśmiał się. Walnęłam go z pięści w ramię, śmiejąc się przy tym. Udaliśmy się po schodach do mojego pokoju. Gdy zamknęłam za nami drzwi, rzuciłam torbę z książkami na szafkę. Gdy Shane rzucił się na moje łóżko, ja podeszłam do apteczki. Wyciągnęłam z niej dwa bandaże, waciki i wodę utlenioną. Usiadłam na kanapie, kładąc owe rzeczy obok. Odkręciłam zakrętkę, po czym oblałam nadgarstki cieczą. Zacisnęłam usta, czując okropny ból. Po moich rękach spłynęła biała piana. Starłam ją wacikami. Potem obwinęłam rany bandażami. Gdy zawiązałam supełki, schowałam wodę utlenioną do apteczki, waciki wyrzuciłam do kosza. Usiadłam na skraju łóżka.
- Posuń się! Zająłeś całe łóżko! - Zaśmiałam się. Chłopak wzdychając teatralnie posunął swoje cielsko. Opadłam bezwładnie na miękki materac przykryty aksamitną kołdrą. Przymknęłam powieki. Poczułam, jak ktoś łapie moją dłoń. Shane, uważając na bandaże, splótł nasze palce. Zamknął oczy i wziął kilka wdechów. Leżeliśmy tak kilka, może nawet kilkanaście minut. Błogie lenistwo przerwał nikt inny jak Flash. Pies wskoczył na tors blondyna. Pacnęłam go w pysk. Ten zeskoczył z łóżka i udając obrażonego usiadł w kącie. Wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia, po czym zaśmialiśmy się.
~*~
Wychodząc ze stajni ujrzałam stojącego na środku podjazdu, wpatrującego się w ciemne niebo jasnowłosego.
- Shane? - Zapytałam. Chłopak odwrócił się i obdarzył mnie pytającym spojrzeniem. Odpowiedziałam tym samym. Podeszłam kawałek, mimo tego dzieliła nas spora odległość. Zdziwiłam się, gdy to zielonooki podszedł i stanął naprzeciw.
- Droga Allijay… - Mówiąc to, Shane położył swoją rękę na moich plecach, drugą zaś ujął moją dłoń. Gdy się ukłonił, z moich ust wydobył się cichy śmiech. - Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zatańczysz ze mną w ten deszczowy wieczór? - Twarz blondyna ozdobił szeroki uśmiech.
- Z przyjemnością. - Przez chwilę między nami panowała cisza, jednak zaraz wybuchliśmy niepohamowanym śmiechem. Gdy się opanowaliśmy, zaczęliśmy tańczyć. Zaczęło się od zwykłych obrotów. Na początku nie potrafiłam złapać rytmu, przez co całkowicie polegałam na moim towarzyszu. Po jakimś czasie wczułam się w piosenkę. Przymknęłam powieki i oddałam się muzyce. W pewnym momencie Shane złapał mnie w tali i zaczął mną kręcić. Rozłożyłam ręce na boki, wzrok powędrował w górę, do ciemnych chmur obdarzających nas deszczem.
Szum odbijającej się od bruku wody dopełniał nasz śmiech oraz początek piosenki ‘’Uncover’’. Po jakimś czasie zbliżyliśmy się do siebie. Zarzuciłam ręce na szyję blondyna. Głowę oparłam o jego tors. Przymknęłam powieki, wdychając rześkie powietrze. Jedna z dłoni Shane’a wciąż spoczywała na mojej tali, druga zaś powędrowała na moją głowę, gładząc mokre włosy. Nasze ciała bujały się na boki zgodnie z rytmem lecącej z radia piosenki.
Shane?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz