Strony

wtorek, 10 stycznia 2017

Od Pain - mistrzostwa Cambell (poziom mistrzowski) cz. 1

Długi, drażniący dźwięk mojego telefonu nie pozwolił zmrużyć mi oka choćby chwilę dłużej. Przewróciłam się na drugi bok, wtedy to właśnie oślepił mnie blask słońca padający przez niezasłonięte roletą okno. Ugh. Dlaczego ja zawsze o tym zapominam?
Niechętnie wygrzebałam się z łóżka, ruszając powolnym krokiem w stronę łazienki. Rozpuściłam związane w kok włosy, a te falą opadły na moje ramiona. Wzięłam prysznic i umyłam głowę, następnie owinęłam się ręcznikiem i wysuszyłam moją jakże bujną czuprynę. Moje włosy sterczały na wszystkie strony, puszyste i miękkie. O nie, bez prostownicy się nie obejdzie. 
Podłączyłam urządzenie do prądu, w tym samym czasie próbowałam coś z nimi zrobić szczotkami. Było lepiej, zniknęły kołtuny i zbędne włosie które później osiadało na moich rzeczach, jednak problem odstających na wszystkie strony pasm nie rozwiązał się.
Przejechałam prostownicą każde pasmo, co w moim przypadku nie było takie łatwe. Bujne, długie włosy z pewnością nie należały do tych łatwych w pielęgnacji. 
Chwila. Od samego rana zajmuję się włosami. Czyżbym coś pominęła?
Podeszłam do kalendarza wiszącego na ścianie. Odnalazłam dzisiejszą datę i przyjrzałam jej się uważnie.
O cholera.
Jak z procy wystrzeliłam w stronę sypialni, rozgorączkowana wyrzuciłam wszystkie ubrania z szafy w poszukiwaniu stroju konkursowego. A Another Chance?
Wciągnęłam na siebie pierwsze lepsze ciuchy i wybiegłam z akademika, ślizgając się na oblodzonej posadzce.
Dotarłam do stajni. Klacz znajdowała się w swoim boksie i spokojnie skubała siano. 
Otworzyłam zasuwę boksu i właśnie przypomniałam sobie, że nie wyłączyłam prostownicy z prądu.
- Ja pierdolę - mruknęłam zostawiając Another i z prędkością światła wracając do akademika. Pchnęłam drzwi do mojego pokoju. Uff, na szczęście nic się nie stało.
Odłączyłam prostownicę z prądu, następnie biegiem wróciłam do stajni tym samym uświadamiając sobie, że zostawiłam otwarty boks. 
Gdy byłam już na podwórzu, zauważyłam zestresowaną kobyłę kłusującą samotnie wzdłuż padoków. Zobaczyłam również, że kilka osób próbowało ją uspokoić i zatrzymać. 
Nagle zwierzę stanęło dęba, wymachując kopytami dosłownie centymetry od... Jasmine? Jakoś tak.
- Another! - krzyknęłam. Klacz położyła uszy po sobie i zaczęła cofać się do tyłu. Powoli podeszłam do niej, próbując ją jakoś uspokoić. Była cała zlana potem, uszy przez cały czas położone miała po sobie.
- No już, spokojnie. - powiedziałam cicho łapiąc ją za grzywę i prowadząc w stronę stajni. 

Założyłam Another kantar i przypięłam ją w korytarzu. Zaczęłam dokładnie ją czyścić, tak długo, aż jej sierść zaczęła błyszczeć. Następnie dokładnie wyczesałam jej grzywę, zaplatając na niej koreczki. Na ogonie zrobiłam natomiast pewien warkocz którego nauczyłam się jako dziecko na obozie jeździeckim.
Wypucowaną na błysk klacz wprowadziłam do boksu, następnie wróciłam do mojego pokoju. Wyciągnęłam swój strój konkursowy i przebrałam się w niego, na wierzch zakładając pierwszy lepszy dres. Pobiegłam do siodlarni, stamtąd wzięłam cały sprzęt Another, następnie zapakowałam wszystko do przyczepy.
- Za 10 minut musimy wyjechać, ładuj swojego konia. - powiedział instruktor.
Wyprowadziłam klacz z boksu i powoli wprowadziłam ją do przyczepy, przywiązując ją dokładnie i zabezpieczając wszystko.Stajenni zamknęli rampę, a ja zajęłam miejsce obok kierowcy.

C.D.N.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz