Strony

środa, 11 stycznia 2017

Od Maxa CD Olivii

Dzień zaczął się jak zwykle. Uporczywy dźwięk budzika, pobudka, toaleta, pierwszy trening, śniadanie. Wszystko to przebiegało zwyczajnie. Taka poranna rutyna. Dopiero na lekcjach coś zaczęło się dziać. Nauczyciele postanowili nas rozbudzić, na dzień dobry robiąc piętnastominutową kartkówkę. Tak było na wszystkich lekcjach, bez wyjątku. Na myśl mi przyszła pewna teoria, którą musiałem obgadać z Sammy.
Siedzieliśmy na korytarzu i korzystaliśmy z ostatnich minut przerwy między zajęciami.
- No mówię ci! To jest ustawione. – oburzałem się, a Sammy miała ze mnie niezły ubaw
- Mhm – pokiwała głową, powstrzymując uśmiech, który chwilę potem zdołał jednak wypełznąć na zewnątrz
Mimowolnie się uśmiechnąłem, po czym zacząłem dalej ciągnąć moją teorię. Opowiadałem jak nauczyciele spotkali się, żeby to ugadać w jakiejś knajpce i popijali sobie przy tym bubbletea, gorączkowo przy tym gestykulując. Właśnie miałem zdradzić punkt kulminacyjny mojej opowieści kiedy w połowie zdania przerwał mi dzwonek. Podniosłem szybko tyłek z ziemi i podałem Sam rękę. Chwyciła ją i pociągnąłem dziewczynę ku górze. Weszliśmy następnie do sali chemicznej i zajęliśmy swoje stałe miejsca. Zanim pan Mark wszedł do klasy zdążyłem się jeszcze pochylić w stronę Sam.
- Jeżeli on też zrobi nam kartkówkę, przyznasz w końcu, że miałem rację? – szepnąłem głośno
- Nigdy – zaśmiała się
- Nawet jeżeli miałbym rację?
- Tak. Nie wiesz o tym, że kobiety mają zawsze rację? Nawet kiedy jej nie mają? – posłała mi złośliwy uśmieszek, który sprawił, że wyglądała naprawdę słodko
Niestety nie zdążyłem odpowiedzieć Sammy, bo do klasy wkroczył pan Mark. Położył torbę na biurku i rozejrzał się po klasie.
- Wyciągamy karteczki, kochani. Rozsiądźcie się jeżeli jest to możliwe, a jeżeli nie, postawcie torby na ławkach. - oznajmił nauczyciel, siadając na krześle obrotowym
Szybko wyrwałem kartkę dla siebie i Sam z pierwszego lepszego zeszytu i wygrzebałem długopis z plecaka. Pan Mark zaczął dyktować zadania. Nie były jakoś tragicznie trudne, więc po kilku minutach miałem napisane wszystkie odpowiedzi. Przez następne trzy minuty siedziałem zadowolony w ławce. Ha! Wygrałem i Sammy musiała po lekcji przyznać mi rację. Kiedy jednak ostatnie zajęcia dobiegły końca ona ani myślała tego robić. Dyskutując żywo udaliśmy się na stołówkę. Padałem z głodu, a dziś podawali jedno z moich ulubionych dań – naleśniki.

***

Po pysznym obiedzie nadszedł czas wolny. Udałem się więc do swojego pokoju. Włączyłem głośniczek bluetooth i puściłem jakąś playlistę z telefonu. Rzuciłem komórkę na kołdrę i sięgnąłem po książkę. Kiedy jednak wybiła godzina piętnasta trzydzieści musiałem się zacząć zbierać na trening. Dziś mieliśmy wyruszyć na rajd długodystansowy z Megan Blue. Perspektywa długiej jazdy z Newtonem napawała mnie dodatkowym optymizmem. Szybko się przebrałem w odpowiednie ciuszki i wyszedłem z pokoju. Zamknąłem go na klucz i pomknąłem w dół po schodach.
W stajni było ciepło i dość tłocznie. Zabrałem osprzęt Newta i wślizgnąłem się do jego boksu. Gniadosz zarżał mi na powitanie i z niecierpliwością zaczął dreptać w miejscu. Wiedział, co nas czeka i jak zawsze był tym mega podekscytowany. Podszedł do mnie i trącał w ramię dopóki nie dałem mu smakołyka i podrapałem po czole. Usatysfakcjonowany ogier oddał się w moje ręce. Sięgnąłem do skrzynki po szczotkę i zacząłem przesuwać nią wzdłuż grzbietu konia, usuwając warstwę kurzu i drobinek słomy i siana. Kiedy uporałem się z czyszczeniem sierści i kopyt Newtona przyszedł czas na siodłanie. Z siodlarni zabrałem miętowy komplet, który gniadosz dostał ode mnie na święta, klasyczne siodło oraz ogłowie bez wędzidła z czarnej skóry. Po chwili kończyłem zawijać ostatnią owijkę. Wtedy właśnie do moich uszu dobiegł stukot kopyt, oznaczający, że uczniowie zaczęli wyprowadzać już swoje wierzchowce. Założyłem szybko toczek oraz rękawiczki, po czym chwyciłem za wodze Newtona. Ogier parsknął i podążył za mną na zewnątrz.
Uczniowie ustawili się w szeregu. Pani Blue wydała polecenie, by wsiąść na konie. Wykonaliśmy je. Siedząc już na grzbiecie gniadosza poprawiłem strzemiona i skróciłem wodze. Newt oczywiście nie mógł się już doczekać jazdy, co objawiało się przestępowaniem z nogi na nogę i zarzucaniem łbem. Kątem oka dostrzegłem nieznajomą twarz. Dziewczyna musiała niedawno przyjechać, bo rano nie było jej jeszcze na treningu, a znikąd jej nie kojarzę. Przeniosłem wzrok na jej rumaka. To był piękny Fiord. Parsknął i tupnął nogą, a mój wzrok przeniósł się z powrotem na dziewczynę. Chyba jako jedyna jechała w westernie.
- Dobra, zaczynamy rozgrzewkę! –  poleciła trenerka, odwracając moją uwagę od nieznajomej
Ruszyliśmy stępem. Cały czas musiałem zwalniać rozentuzjazmowanego ogiera, który cały czas napierał by ruszyć kłusem. Po kilku okrążeniach wjechaliśmy kłusem do lasu. Newton szedł sprężystym krokiem, ale znów próbował przyspieszać i wyprzedzać inne konie. Utrzymanie odpowiedniego odstępu, siedząc na nim było nie lada wyzwaniem. Po kłusie przyszła długa prosta, na której trenerka pozwoliła nam zagalopować. Gniadosz jakby tylko na to czekał. Energiczny galop dawał mu jak i mnie wiele radości. Kto nigdy nie galopował w terenie nie ma pojęcia jakie to cudowne uczucie.
Po chwili znów zwolniliśmy do kłusu, lecz na polanie uzyskaliśmy pozwolenie na chaotyczny galop. Każdy biegł tam gdzie mu się podobało, oczywiście w granicach rozsądku i z zachowaniem bezpiecznych odległości. Z mojej lewej strony usłyszałem szczekanie psa. Zaraz, przecież jesteśmy już dość daleko od Morgan, to jakim cudem on się tutaj wziął. Zerknąłem przez ramię i zobaczyłem jak wesoła psinka przemierza warstwę śniegu, podążając za dziewczyną na Fiordzie. Zwolniliśmy do kłusu i przebyliśmy jeszcze kilka metrów zanim się zatrzymaliśmy. Trenerka poleciła nam dobrać się w pary. Podjechałem do Cole’a, mając nadzieję, że zgodzi się żebyśmy byli razem, jednak Mara była szybsza. Rozejrzałem się po twarzach jeźdźców, szukając kogoś do pary, kiedy zobaczyłem tą nową. Stała najwyraźniej jeszcze bez pary i nie wiedziała co ze sobą zrobić. Uznałem, że może to być dobra okazja by się poznać i podjechałem do niej.
- Hej, mogę być z tobą w parze? – zacząłem, uśmiechając się przyjaźnie
Dziewczyna milczała chwilę, jakby zastanawiała się nad odpowiedzią, ale kilka sekund później odezwała się pogodnym głosem.
- Pewnie. Jestem Olivia, ale mów mi Oliv. – wyciągnęła drobną dłoń w moim kierunku
Uścisnąłem ją, pochylając się w siodle.
- Max. – przedstawiłem się i usiadłem wygodniej w siodle.


Oliv? Trochę słabe, bo łapie mnie brak weny, ale następnym razem się poprawię. ;D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz