Strony

środa, 11 stycznia 2017

Od Charlotte do Cole'a

Od kilkunastu minut czekałam, aż ktoś wyprowadzi moją quarterkę z samolotu i poda mi do podpisania papiery, konieczne do wydania mi konia. Nienawidzę czekać, toteż czas dłużył mi się jeszcze bardziej niż normalnie, a moje zniecierpliwienie rosło z każdą chwilą. Prychając ze złością, sięgnęłam po smartphone'a i zaczęłam przeglądać Internet. Wciągnęło mnie to tak bardzo, że nie zauważyłam idącego w moją stronę Cole'a. Nie widzieliśmy się dobry rok, nie licząc kilku rozmów przez skype'a. Tak jak zapamiętałam jego ciemne włosy były dość krótko ścięte, a ubrany był w jedną z tych swoich ciemnych bluz. Machnęłam ręką na powitanie, chwilę później na powrót zajmując się telefonem.
- Chyba twój koń idzie - wskazał głową na zmierzającego ku nam mężczyznę z gniadą klaczą. Fridee człapała ospale za człowiekiem, mrugają bardzo szybko, zapewne próbowała przyzwyczaić oczy do słońca. Cole spojrzał na mnie przelotnie. - To chyba nie jest Smiley?
Kąciki moich ust uniosły się nieznacznie, na wspomnienie starego wałacha, na którym jeździłam do niedawna i którego Friday aż do złudzenia przypominała. Oboje mieli dość nietypową maść, nic dziwnego w końcu quarterka była jego córką. Mieszanka bay i blue roan nadawała jej przeuroczy wygląd, a zarazem zwracała uwagę. Nieczęsto spotykało się tak osobliwą maść.
- Nie, to Fridee Nite in Hollywood - odpowiedziałam przejmując siedmiolatkę, która wiedząc, że ją trzymam, zaczęła się łasić. Od zawsze lgnęła do ludzi, a z jej oczu wręcz biła ufność. Gdy w końcu podano mi dokumenty, podpisałam je jak najszybciej.
- Jest dość... mała  - Cole zmierzył klacz wzrokiem, a ta parsknęła cicho, jakby rozumiała każde jego słowo.
- Quartery z reguły są niewielkie, ale gdyby patrzeć z westernowego punktu widzenia, to wasze są ogromne - odpowiedziałam, gdy już wprowadziłam konia do przyczepy, a do bagażnika wrzuciłam walizki.
- No tak - uśmiechnął się szelmowsko i otworzył mi drzwi.
~~*~~
Wbrew moim obawom, że Fridee nie będzie czuła się swobodnie w akademickiej stajni, ta gdy tylko weszła do swojego boksu, zdecydowała się na drzemkę. To samo było z Jeffrey'em, który zawsze był pełen życia. Jednak, gdy tylko położył się na dywanie, zapadł w sen. Ja za to, po odłożeniu walizek i toreb, zdecydowałam się przywitać z ciotką i wujem. Udało mi się znaleźć Cole'a, który po kilku próbach uproszenia go, żeby poszedł ze mną, zrezygnowany zgodził się na moją propozycję.

Coleł? Jak już mówiłam i ty potwierdziłaś - epidemia, ale jest jeszcze szansa
 na pokonanie tej zarazy xD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz