Strony

piątek, 2 grudnia 2016

Od Samanthy CD Maxa

Gdy w końcu po kilkugodzinnej jeździe zaparkowała, samochód pod akademią, westchnęłam z ulgą. Zbyt długie siedzenie w aucie było dla mnie istną katorgą, potrzebowałam dużej ilości ruchu, dlatego nie zdziwiłabym się, gdyby już na pierwszej jeździe Venti zaczął wierzgać. Wałach od zawsze miał niewyczerpalne pokłady energii, dlatego kiedy tylko usłyszałam jak zdenerowany kopie w przyczepę, wyskoczyłam z mini coopera i pospiesznie wyprowadziłam konia na zewnątrz.
- Cśś... - pogłaskałam go uspokajająco po pysku, a widząc, że się zwierzę się rozluźnia spojrzałam na kartkę. Musnęłam ustami końskie chrapy i poprawiłam czarny kantar. Według rozpiski wszystkie moje rzeczy niedługo przyjadą, a sprzęt wałacha odłożą na miejsce stajenni. Mój koń nie potrzebował zachęty, ochoczo ruszył w ślad za mną, rozglądając się dookoła z ciekawością. Urok stadniny wręcz porażał. Piękne i nowoczesne padoki stworzone były do jazdy, a pastwiska na których pasły się konie, skąpane były w promieniach jesiennego słońca. Pod kopytami smukłego karosza  szeleścił żwir, działając na niego pobudzająco. Zapewne czuł się jak na plaży, kiedy to odwiedziliśmy moją babcię w Viareggio. Kąpiele w morzu i galop po piasku był obowiązkowym punktem każdego dnia. Akademicka stajnia była utrzymana w idealnym porządku, ale nie przytłaczał on tak bardzo jak w mojej poprzedniej stajni. Zapach trocin i koni sprawił, że rozluźniłam się i poczułam jak w domu. Zacmokałam kilkakrotnie, żeby odwrócić uwagę wierzchowca od innych lokatorów i poprowadziłam dalej. Gdy w końcu znalazłam boks, wprowadziłam tam Filsa i zaczęłam masaż ttouch, chcąc miło spędzić czas przed przyjazdem moich rzeczy. Pracę przerwało mi znaczące chrząknięcie, które swoje źródło miało w wysokim brunecie, który stał niedaleko ze swoim koniem. Od razu pożałowałam, że nie przebrałam się w coś bardziej eleganckiego. Ubrana w szarą bluzę z logiem Supermana i jasne, znoszone jeansy nie prezentowałam się jak królowa piękności, przez co poczułam się skrępowana.
- Jesteś tu nowa? - wypalił na powiatanie, uśmiechając się z rozbawieniem.
- Um... tak, właśnie przyjechałam. Tak bardzo widać? - język zaczął mi się plątać, dlatego wzięłam głęboki wdech.
- Gdybyś nie wprowadziła konia do boksu Newtona, może bym nie zauważył - odparł, a mnie chwilę zajęło pojęcie o co mu chodzi. Moje policzki oblały się szkarłatem, a ja czym prędzej wyprowadziłam wałacha i spojrzałam na chłopaka przepraszająco.
- Wybacz, ja po prostu... wydawało mi się, że to odpowiedni boks - wytłumaczyłam szybko, rozglądając się po stajni. 
- Jaki masz numer? - spytał, wprowadzając ogiera. Zaskoczyło mnie, że jest taki życzliwy. Prędzej spodziewałabym się jakiego wyniosłego chłopaka z bogatej rodzinki i wybujałym ego. Pokazałam mu kartkę z rozpiską, a jego twarz po raz kolejny rozświetlił uśmiech.
- To ten - wskazał sąsiedni boks, a ja szybko skinęłam głową. Rzeczywiście, wisiała tam tabliczka z napisem "Fils du Vent", załkałam w duchu nad własną głupotą. Gdy tylko karosz znalazł się na swoim miejscu spojrzał przez kratki, witając się z nowym sąsiadem. Nie miałam czasu na długą przerwę, bo poczułam jak mój telefon wibruje w kieszeni. Z SMS dowiedziałam się, że moje rzeczy właśnie dojechały, dlatego czym prędzej umknęłam ze stajni by móc się rozpakować. Kiedy wstępną przeprowadzkę miałam już załatwioną, ponownie wróciłam do stajni. Odniosłam uzdę i siodło do siodlarni, a następnie zdecydowałam się sprawdzić, co u Hidalgo. Głaszcząc wałacha po pysku, wypatrywałam chłopaka, który pomógł mi wcześniej z odnalezieniem się tutaj. Na moje szczęście, właśnie przyszedł do swojego konia.
- Cześć, chciałam podziękować za pomoc - wyjrzałam z boksu karosza i wyciągnęłam dłoń w stronę bruneta. - Samantha, jestem.

Max?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz