- Powiedziałam, że masz mnie zostawić - warknęłam.
- Nie tym razem - upierał się chłopak.
- GrayRose. Skoro sama to spowodowałaś chodź tutaj i mi pomóż - zignorowałam całkiem Maxa.
Klacz po chwili podeszła do mnie. Położyła się na ziemi. Wtedy ja powoli wgramoliłam się na nią. Objęłam rękami jej szyję. Rosie podniosła się. Już miałam nakazać klaczy jechać kiedy zauważyłam jak chłopak chwyta wodze GrayRose.
- Co ty wyprawiasz?! - krzyknęłam.
- Skoro nie chciałaś abym to ja ci pomógł to czuj się jakby to robiła klacz. Ja to tylko taki mały dodatek - powiedział nie patrząc na mnie.
- Gdzie ty mnie chcesz zabrać?!
- Najpierw do samochodu. Potem do szpitala.
- O nie... Co to to nie. Żadnych lekarzy. Nigdzie nie idę - burknęłam.
- A czy ktoś cię pytał o zdanie? - zapytał. - Myślisz, że pozwolę ci zostać w takim stanie? Grubo się mylisz.
Prychnęłam tylko, ale nie odzywałam się już. Obrażona siedziałam cicho pozwalając chłopakowi na wszystko. Niech robi co chcę. Mam to już gdzieś.
***
Siedzieliśmy w szpitalu chyba z godzinę zanim nas przyjęli. Bo podobnież "wszyscy byli zajęci". No na pewno. Nie ważne, że ja tutaj cierpię. Oni są zajęci. Prychnęłam. W końcu jednak jakiś lekarz przyjął mnie. Przewróciłam oczami słysząc skład podstawowych pytań, które zawsze zadają. Niechętnie odpowiadałam na nie. Potem w końcu zaczął badać moją kostkę. Jedyne co zrozumiałam to to, że była złamana. Do tego wstawił mi ją w gips, który jak powiedział ściągnie dopiero za trzy tygodnie. No zajebiście. Jak ja mam teraz jeździć?! Do tego musiałam chodzić o kulach. A no i zapomniałam! Nawet nie wiadomo kiedy zacznę znowu jeździć, bo potem jeszcze rehabilitacja mnie czeka! Kiedy w końcu wyszliśmy z budynku patrzyłam się na Maxa oskarżycielsko. To on mnie tam zabrał. Wsiadał do samochodu bez słowa, a kule położyłam na tylnych siedzeniach. Podczas drogi jednak nie wytrzymałam.
- I po co mnie tam zabierałeś?! Przez to teraz wcisnęli mnie w jakiś gips i nawet nie wiem kiedy będę mogła jeździć znowu! Wszystko zepsułeś! - krzyczałam.
Max?
- GrayRose. Skoro sama to spowodowałaś chodź tutaj i mi pomóż - zignorowałam całkiem Maxa.
Klacz po chwili podeszła do mnie. Położyła się na ziemi. Wtedy ja powoli wgramoliłam się na nią. Objęłam rękami jej szyję. Rosie podniosła się. Już miałam nakazać klaczy jechać kiedy zauważyłam jak chłopak chwyta wodze GrayRose.
- Co ty wyprawiasz?! - krzyknęłam.
- Skoro nie chciałaś abym to ja ci pomógł to czuj się jakby to robiła klacz. Ja to tylko taki mały dodatek - powiedział nie patrząc na mnie.
- Gdzie ty mnie chcesz zabrać?!
- Najpierw do samochodu. Potem do szpitala.
- O nie... Co to to nie. Żadnych lekarzy. Nigdzie nie idę - burknęłam.
- A czy ktoś cię pytał o zdanie? - zapytał. - Myślisz, że pozwolę ci zostać w takim stanie? Grubo się mylisz.
Prychnęłam tylko, ale nie odzywałam się już. Obrażona siedziałam cicho pozwalając chłopakowi na wszystko. Niech robi co chcę. Mam to już gdzieś.
***
Siedzieliśmy w szpitalu chyba z godzinę zanim nas przyjęli. Bo podobnież "wszyscy byli zajęci". No na pewno. Nie ważne, że ja tutaj cierpię. Oni są zajęci. Prychnęłam. W końcu jednak jakiś lekarz przyjął mnie. Przewróciłam oczami słysząc skład podstawowych pytań, które zawsze zadają. Niechętnie odpowiadałam na nie. Potem w końcu zaczął badać moją kostkę. Jedyne co zrozumiałam to to, że była złamana. Do tego wstawił mi ją w gips, który jak powiedział ściągnie dopiero za trzy tygodnie. No zajebiście. Jak ja mam teraz jeździć?! Do tego musiałam chodzić o kulach. A no i zapomniałam! Nawet nie wiadomo kiedy zacznę znowu jeździć, bo potem jeszcze rehabilitacja mnie czeka! Kiedy w końcu wyszliśmy z budynku patrzyłam się na Maxa oskarżycielsko. To on mnie tam zabrał. Wsiadał do samochodu bez słowa, a kule położyłam na tylnych siedzeniach. Podczas drogi jednak nie wytrzymałam.
- I po co mnie tam zabierałeś?! Przez to teraz wcisnęli mnie w jakiś gips i nawet nie wiem kiedy będę mogła jeździć znowu! Wszystko zepsułeś! - krzyczałam.
Max?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz