-Taki miałam zamiar. Dlatego wzięłam Zu... - odparłam.
Cole pokiwał głową. No i zapadła chwila milczenia.
-Pozwolisz, że ci potowarzyszę - powiedział Cole.
Ruszyliśmy w stronę basenu. Przypięłam Zu, a potem Haru. Kasztanka niespokojnie przebierała nogami. Pogłaskałam ją po szyi. Klaczka ucichła.
***
Skończyło się na tym, że musiałam usiąść na grzbiecie Hany w wodzie. Teraz byłam cała mokra, bo klacz skakała ze szczęścia i podekscytowania, że udało jej się pokonać lęk. Cole śmiał się tak, że Zu, ze zdenerwowania pociągnęła go do basenu. Więc on także był teraz cały mokry.
-I tak to się kończy z wodą - mruknęłam delikatnie wskakując na brzeg basenu.
Noga utrudniała mi to zadanie. Ale już tylko cztery dni dzieliły mnie od wizyty w szpitalu i końca tej udręki.
-Nie zawsze - stwierdził Cole.
-Chyba coś za bardzo chcesz się przekonać - zaśmiałam się.
Chwilę rozmawialiśmy o zbliżających się zawodach, nauce w akademii i nowych uczniach. Przy okazji Haru i Zu popływały sobie jakieś 30 minut dookoła, goniąc się.
<Cole? Brak weny się kłania>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz