Strony

czwartek, 1 grudnia 2016

Od Harley do Jacob'a

Wczesną porą wstałam z łóżka i domyśliłam się co mnie obudziło. Nie co, tylko kto. W drzwiach stała moja starsza siostra Kate. W rękach trzymała moje ulubione czarne superstary.
-Co ty właśnie chcesz zrobić?- Zapytałam opanowanym tonem. Dziewczyna nie odpowiadając wybiegła na długi i szeroki przedpokój. Szybkim ruchem znalazłam się na ziemi i pobiegłam za nią. Stała na dużym i przestronnym balkonie, moje buty dyndały nad ogródkiem.
-Tylko spróbuj- zwężyłam oczy i wolnym krokiem ruszyłam w jej stronę. Ruszyłam dzikim pędem i przywaliłam siostrze, odbierając moje buty. Założyłam je i pobiegłam do pokoju. Białe ściany odbijały światło słoneczne, które przebijało się przez okna. Usiadłam na moim wielkim łóżku i oparłam głowę na ręce. No tak, dzisiaj jadę do akademii. Wstałam i z szafki wzięłam, wczoraj przygotowane ubrania. Założyłam moje czarne obcisłe jeansy, obcisłą czarną bluzkę i kontrastującą białą i grubą kurtkę. Walizki były zapakowane już wczoraj. Wyjrzałam przez okno, stało tam moje niebieskie BMW i zapakowany już w przyczepę Baloubet. Wyszłam z pokoju i ostatni raz trzasnęłam białymi drzwiami, kierując się w prawo, doszłam do schodów i u dołu zobaczyłam moją mamę.
-Mamo zaraz wyjeżdżam- powiedziałam i zbiegłam ze schodów.
-Krzyżyk na drogę!- Wystawiła język i przytuliła mnie mocno (za mocno) do siebie. Ucałowałam ją w policzek i wyszłam przed dom. Nie obejrzałam się za sobą, otworzyłam drzwi przyczepki i poklepałam spokojnego ogiera. Przed wyjazdem dostał dwie ampułki leku uspokajającego.
-No co kochany? Czeka nas nowa przygoda- uśmiechnęłam się do konia i zamknęłam koniowóz. Weszłam do dość nowego samochodu, zapięłam pasy i spokojnie nim ruszyłam. Dobra jeszcze tylko 131km.

~Godzinę później~

Zajechałam pod akademię. Budynek był wysoki i ozdobny. Jakaś dziewczyna o liliowych włosach weszła właśnie do stajni. Sprawdzając czy przyczepa nie jest nigdzie wgnieciona, nacisnęłam na przycisk otwierający klapę. Weszłam do środka i przywitałam ogiera smakołykiem. Odwiązałam uwiąz i delikatnie naparłam na klatkę piersiową Balou. Spokojnie się wycofał. Zaintrygowany nowym otoczeniem zaczął rżeć i tańczyć w miejscu.
-No już malutki, idziemy do stajni, za dwie godziny mamy trening- szepnęłam i skierowałam się w stronę boksów. Jakiś chłopak spojrzał na mnie i na strzelającego baranki konia.
-Odsuń się, jeżeli życie Ci miłe- wypowiedziałam lekceważącym tonem. Mężczyzna wszedł do boksu z tabliczką: „Apollo, właściciel Jacob Woods”. Rozglądając się, szukałam wzrokiem boksu dla mojego konia. Boks stał na samym końcu z dala od innych. Dobrze, przynajmniej posłuchali moich zaleceń. Ogier wszedł do boksu. Zdjęłam mu ochraniacze transportowe, derkę i bandaż z ogona.
-Dobra, malutki teraz się wypakuje, za dwie godziny się zobaczymy- pocałowałam go w chrapy i wróciłam do samochodu. Z bagażnika na początku wyjęłam mój sprzęt do jazdy, brązowe siodło połyskiwało od wczorajszego nasmarowania. Ogłowie i resztę poukładałam na siodle i chwiejnym krokiem ruszyłam do stajni. Na ślepo trafiłam do siodlarni i delikatnie odłożyłam siodło na stojak z imieniem Baloubet du Rouet. Odwiesiłam ogłowie i napierśnik na wieszak z tym samym podpisem. Czapraki, ochraniacze, owijki, kantary, derki itp. Z nie lada wysiłkiem wepchnęłam do dość małej szafki. Będę musiała poprosić o większą. Wyszłam z siodlarni, przed boksem MOJEGO konia stał ten sam chłopak.
-Co chcesz?- Zapytałam podnosząc brew.


Jacob?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz