poniedziałek, 16 lipca 2018

Od Zaina cd. Daisy

Gdybym był mądrzejszy, byłbym teraz u siebie i nie czuł tego wszystkiego co teraz.
Gdybym był mądrzejszy, najprawdopodobniej nie wróciłbym do Anglii, a zostanie w Kalifornii okazywało się wcale nie głupim pomysłem.
Gdybym był mądrzejszy, pewnie nie siedziałbym tu i nie zastanawiał się nad niezliczoną ilością popełnianych błędów, a i pomyślałbym nad konsekwencjami, które dotychczas nie mają dla mnie większego znaczenia.
Nie wiem właściwie, co powinienem teraz czuć, ale odrętwienie nie jest odpowiednią reakcją na to wszystko. Pretensje mogę mieć tylko i wyłącznie do siebie, ale moje JA nie pozwala mi na nakreślenie jeszcze jednej skazy na wypolerowanej i wygładzonej powierzchni diamentu.
Rozmowa, która była argumentem Daisy właśnie mogłaby skrzywdzić moją dumę. Gdyby ludzie mogli kochać tylko własnego siebie, pominęliby wielu w życiu porażek, ale większość woli siebie nienawidzić niż zauważać w tym jakąś wartość. Po raz pierwszy poczułem, że być może, okazjonalnie, prawdopodobnie i ewentualnie raz w życiu mogłem stwierdzić, albo lepiej, gdybać, albo jeszcze lepiej, rzucić tylko, że siebie nie lubię. Ale dla usprawiedliwienia... OKAZJONALNIE.
- Nie chcę o tym rozmawiać - wydusiłem z siebie, czując narastające wewnątrz poczucie winy i ukłucie głęboko w sercu. Nie miałem chęci się nawet ruszyć, a przyjemnie było. Dziewczyna kiwnęła głową.
Nic nie mam do jej niesamowitej zdolności zrozumienia drugiego człowieka, ale wolałbym gdyby powiedziała zdeterminowana, że nie tylko ja potrzebuję tej rozmowy, ale i ona. Podziałałoby.
Nawet gdybym był w stanie się z nią przespać, to byłoby spełnienie swoich pustych żądz i potrzeb, bo tak naprawdę nic nas nie nakręcało, prócz instynktu i tęsknoty. A związek ludzi, którzy są ze sobą tylko dlatego, że posiadają wiele wspólnego, odczuwają w tej samej chwili podobne emocje i próbują się tym pocieszyć, nie ma, przynajmniej dla mnie, żadnego sensu.
Z drugiej strony, cholera jasna, ale nie jestem nikim innym jak ponadprzeciętnie przystojnym mężczyzną, więc czy nie mam prawa pożądać? Myśl, że właśnie mam za sobą całkiem nagą, piękną kobietę, wtuloną w moje plecy mnie boli, ale nie tak bardzo, jak świadomość, że i tak nigdy nie potrafiłbym jej obdarzyć takim samym uczuciem co Imanuelle. Próbuję o niej zapomnieć, a ona bezczelnie wraca do mojej głowy. Bo w tym wszystkim jest jeden myk... gdy oddajesz komuś serce, to nie możesz go już odebrać i podarować innemu.
- Nie chcę cię do niczego zmuszać - odpowiedziała pewnie, choć wyczułem drobny smutek w jej głosie. Przecież ona czuje się pewnie podobnie co ja.
Chwilę siedzimy w milczeniu i całkowitej ciszy, co pozwala nam na ochłonięcie i przygaszenie emocji. Zakryłem twarz dłońmi, a ręce oparłem o kolana. Byłem zmęczony, ale chwila wyciszenia stanowiła dla mnie w tamtej chwili rodzaj ulgi. Miałem chwilę na zastanowienie się, czego właściwie oczekiwała ode mnie Daisy, chcąc porozmawiać. Nie znoszę dzielić się z innymi swoim własnym życiem, zdecydowanie bardziej nie przeszkadza mi wściubianie nosa w czyjeś, ale nie lubię, gdy robi to druga strona. A niestety tak często się zdarza. W moim przypadku, to ironia losu. Nie twierdzę też, że Daisy to robi. Tak dawno nikt nie zmuszał mnie do wygadania się, że nawet nie zauważam jak mi tego brakuje.
Odwracam się wraz z ostateczną decyzją. Nie mam do niej żadnych wątpliwości.
- Zanim ci wszystko powiem... - opieram się na ręce i uważnie lustruję jej oczy. Nie widzę w nich sprzeciwu, choć obydwoje wiemy, że to ostatni raz, gdyż i tak nic z tego nie wyjdzie. Traktuję to jako pożegnanie - Ostatni raz - szepczę i nachylam się, właśnie ten ostatni raz złączając nasze usta w powolnym i krótkim pocałunku, bo tak naprawdę nie mamy nic do stracenia, chyba że w cenę wchodzi moja i tak mocno poszarpana reputacja, którą jakimś cudem udaje się po każdej głośnej akcji naprawić mojej menadżerce.
Kładę się na plecach i przyciągam dziewczynę do siebie, która opiera głowę na moim ramieniu, przytulając się, jakby faktycznie brakowało jej tego ciepła. Choć nic między nami nigdy nie będzie, bo kochamy kompletnie kogoś innego, to wiem, że zależy mi na niej jak na osobie, która oddała mi nić zrozumienia, szczerej oceny i tej cząstki przyjaźni, którą doceniam.
- Nie chcesz o tym mówić? To z lekka dziwne...
- Nie zrozum mnie jako biednego, zranionego chłopaczka, który będzie płakał przez całe swoje życie. Choć zranienie boli mniej od żalu jaki czuję. Ludzie są tak zaprogramowani, że gdy już sobie kogoś znajdują, kreują swój własny świat, w którym żyją wraz z tą osobą. Wmawiają sobie na początek, że przecież to nic pewnego, ale i tak wyobrażają sobie miejsce, w którym żyją szczęśliwie z dziećmi czy bez. Natura ludzka jest taka, że człowiek będzie dążył do osiągnięcia jak największego szczęścia we własnym mniemaniu. Diasy, na świecie jest ponad 7 miliardów ludzi, a ja nie jestem Werterem. Jest tyle osób, które mogą do nas pasować, być idealne i to mnie boli. Że właśnie w tej chwili możesz czuć smak porażki, gdyż ktoś na kim ci zależy, właśnie znalazł innego człowieka, który do niego pasuje. Biorę tę tezę pod uwagę, ale sam w nią nie chcę wierzyć, bo wiem, że jeśli znajdę szczęście gdzieś indziej, z kimś innym, to nie będzie to samo szczęście, które miało być z osobą poprzednią. Jest wiele ścieżek i każda się różni od siebie. Ona o tym nie wie i ty także nie chcesz wiedzieć, co pomyślałem o niej w pierwszej chwili. Podejrzewam, że sama nadal nie wie, będąc przekonana, że miałem ją wówczas za pustą blondynkę. Podejrzewam, że gdyby tak bardzo nie wjechała mi na ambicję, nie poczuwałbym się do obowiązku konfrontacji. A gdy spotkałem ją ponownie tutaj, okazała się całkiem trudną rywalką, gotową mi oddać jak dziecko, gdy mu się zabierze zabawkę, która stała się potencjalnym zagrożeniem dla mnie, więc trzeba było wyjaśnić sytuację. Wcale nie miałem w planach się w niej zadłużyć, choć na początku mówiłem sobie, że i tak nic z tego, nawet w to nie wierzyłem, bo jesteśmy zbyt różnie podobni, to nie byłem w stanie zaprzeczyć, że mi się podoba. Gadka szmatka, oczarowała mnie już od początku i cieszyłem się jak dziecko, gdy była niemal zmuszona spędzać czas w moim otoczeniu. To było szybkie zapoznanie, ale szczere. Bez zabawy w kotka i myszkę, czego nienawidzę.
- Nie próbowałeś z nią chociaż porozmawiać, spotkać się? - spytała już nieco przygaszonym głosem, w którym wyczułem, że długo przytomna nie będzie i po rozmowie od razu zaśnie.
- Nie wiem gdzie jest, gdzie była. Próbowałem z jakieś milion razy - zaśmiałem się na wspomnienie swoich rezygnacji co do chociażby napisania zwykłej wiadomości. Uważałem to za tak zły pomysł, że nawet ja nie jestem w stanie go zrealizować, a gdy już w końcu zdecydowałem się to zrobić, otrzymałem komunikat, że taki numer nie istnieje. Całkowicie zniknęła ze świata, jakby coś ją połknęło. To jeszcze bardziej bolało.
 - Dlaczego więc za nią nie pobiegłeś?
- To zbyt romantyczne spojrzenie na sytuację i może gdybym był takim Stylesem, to zaaranżowałbym całą sytuację aż by łzy leciały ciurkiem  - posłałem jej szczery uśmiech, który odwzajemniła, nadal czekając na odpowiedź - Żałuję tego, jak niczego innego bardziej, ale jestem też prawdomówny i przywiązuję wagę do obietnic, które składam. Obiecałem się nie narzucać i zostawić wszystko co do tamtej pory nas łączyło. Żałuję tej decyzji i gdybym mógł cofnąć czas, to pal licho tę cholerną obietnicę. Nie ma ona dla mnie żadnego znaczenia. Ale to nie zmienia tego, że już za późno. Dlatego na twoim miejscu, korzystając z tego, że wiesz gdzie jest Dylan, poleciałbym tam i próbował wrócić, zanim jakaś laska ubzdura sobie, że to jej nowy chłopak i to ona zamierza być z nim szczęśliwa. Trzeba zapobiegać globalnym katastrofom - dziewczyna zaśmiała się i otworzyła na chwilę oczy, skupiając wzrok gdzieś w ciemności przed nami.
- Gdyby to było takie proste.
- Ludzie pieprzą głupoty, bo każdy powinien mieć w sobie odrobinę optymizmu. Pesymizm jeszcze nikogo do niczego nie zaprowadził, całe szczęście, że nie ma tu osoby, która próbuje to podważyć, bo nadal uważam, że mam swoją absolutną rację - okrywam nas kołdrą, choć jest ciepło, to robię to ze względu na samo przyzwyczajenie i funkcję jaką niesie ze sobą pościel. Zresztą, to jednakowo ułatwia sprawę.
- Boli mnie głowa - Daisy jak najbardziej odwraca głowę w przeciwnym kierunku do światła, cicho pojękując z dezaprobatą.
- To przez wino. Oznaka, że albo wypiłaś na tyle dużo, albo na tyle mało, żeby nie bolała - uniosła się na chwilę z przymrużonym wzrokiem, jakby rozpracowywała największą teorię tego dziesięciolecia - Powinnaś kiedyś spróbować coś lepiej wypalającego gardło - skrzywiła się, po czym zaprzeczyła takim gestem, że sam się roześmiałem - Margaritę? Chyba lepsza od whiskey z colą - jęknęła z uśmiechem i ułożyła się wygodnie.
- Dobranoc Zain - powiedziała to po raz drugi tego wieczoru, który chyba stał się jednym z tych najdziwniejszych wieczorów, podczas którego nasza dziwna relacja zarazem rozpoczyna się, jak i kończy.
- Dobranoc - odpowiedziałem, nie robiąc nic więcej w tej kwestii - Teraz ty jesteś mi winna opowiedzenie swoich przemyśleń i chcę usłyszeć odpowiedź - wyszeptałem, słysząc cichy pomruk i czując jak jej usta wykrzywiają się w uśmiechu. Skinęła powoli, nie mówiąc nic, ale zgadzając się na przełożenie to w późniejszym czasie.

Daisy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz